-->

środa, 19 czerwca 2019

*12 Oceny Sen

Oceny pracy Sen Bartłomiej Krysiak (148,5 punktów)
 
Astroni

Bohaterowie 0/10 pkt.
Tu tkwi jedna z dwóch największych słabości opowiadania – wymaganych bohaterów filmowych praktycznie w nim nie ma. Dwie postacie grające w nim główne role – ich charaktery, historia, styl bycia – są zarysowane z godną pochwały wprawą, ale z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu żadne z nich nie jest interpretacją utworu. Zarówno Roman Ciupkiewicz, jak i rozwlekle opowiadająca o swoich pseudonimach Maria, czy nawet zaprzyjaźniony z tym pierwszym Marcinkiewicz są postaciami autorskimi, którym poświęca się całą uwagę, podczas gdy zapowiedziani w zgłoszeniu Mira Stella, Józef Lulewicz i Jadwiga Wiśniewska są zaledwie rzuceni w treść mimochodem pod koniec, co gorsza, w sennym pomieszaniu, jako grający ich aktorzy, nie postacie same w sobie. Cóż one mówią, kiedy już się pojawiają przelotnie? Ot, nic, czego nie mógłby powiedzieć każdy inny człowiek z dowolnych czasów. Co mogę za to dać?

Słowa kluczowe 3/6 pkt.
Nawiązania do róż były liczne, acz zgrabne i miały w sobie jakiś urok, a przede wszystkim znaczenie emocjonalne, gdy pojawiają się w postaci całego kosza u stóp czarującej artystki. Ze słów kluczowych tylko dwa pojawiają się w postaci autentycznych wtrąceń narracyjnych, trzy pozostałe to wymienione właściwie za koleją tytuły filmów.

Fabuła 5/10 pkt.
Dziwnie jest oceniać obiektywnie coś, co pomimo tego iż jest i w sumie nie aż takie złe, to zupełnie nie odnosi się do postaci filmowych, na podstawie których przecież miało się opierać, wyłapywać niejasne i charakterystyczne elementy, które rozwinęłyby się w fabułę i typowe tylko dla tych bohaterów wnioski... Tak więc mamy wspomnianego już pociesznego bankowca, który pośród wielu swoich (poniekąd bardzo interesujących) zamiłowań jak dawna muzyka czy moda, najbardziej cenił weekendowe picie na umór. Już jednak same rozważania starszego pana (i sama jego fizyczność) roztaczają w głowie przyjemnie zabawne wyobrażenia. Kiedy natomiast przychodzi do picia, autor ładnie przemyka przez wspomnienia Ciupkiewicza na temat ubioru, okolic samej kawiarni... (Tak, kawiarni, choć mowa będzie wprost o Wyborowej i śledziku.) Dalej mamy jeszcze ładniejsze relacje z występu śpiewaczki utworów lat dwudziestych oraz nie mniej interesującą reakcję głównego bohatera. Co z tym wszystkim jednak zrobić, kiedy rzucane kolejno pomysły przypominają zabawę w dopowiadanie zdania do historii rozpoczętej przez poprzednika?
Może rzecz broniłaby się jeszcze jako tako, gdyby autor pozostał przy wdzięcznej inspiracji tematem konkursu i zrobił coś konkretnego z tak nietypowo zapoznaną parą. Przede wszystkim wydobył ze spotkania trochę emocji, bo aż dziw bierze, że z tak zjawiskowych wydarzeń wynika jedynie komizm specyficznego języka. Niestety, zamiast pomyśleć i zatrzymać się przy swojej własnej fabule, twórca wolał uciąć wszystko jak nożem, wrzucając bohaterów w kuriozalną podróż w czasie, co do której sam chyba nie wiedział, czy ma bawić czy przerażać, i która – a jakże – również do niczego nie prowadzi, bo okazuje się tytułowym snem.
Ciężko o obiektywizm, kiedy tak bardzo uwiera zmarnowany potencjał. Za pierwszą połowę opowiadania (żywi bohaterowie, piękne miejsca, mnóstwo naturalności), z którego mogło być coś naprawdę wartościowego (ich budująca się relacja, przemyślenia, może potencjalne niezręczności z dołączenia Marcinkiewicza na trzeciego?) – połowa punktów.

Logika 3/10 pkt.
I tu się zaczyna robić zagadkowo. Kiedy opowiadanie nazywa się Sen, czytelnik wypatruje momentu, kiedy zaczną się rzeczy niezrozumiałe i wykraczające poza rzeczywistość. Ja się przykładowo bardzo zdziwiłam wkraczając w jawną magię dopiero na ósmej stronie, gdyż dziwaczne nielogiczności ujawniły mi się o wiele wcześniej. O ile mogę wybaczyć cudacznego pana jadącego cudacznym konnym powozem, który leśnymi dróżkami nadzwyczaj szybko i bez zmęczenia pokonuje kilkugodzinną trasę do Warszawy, o tyle panna Maria początkowo zwykle stroniąca od alkoholu, a już za chwilę również waląca prosto z mostu czystą i śledziem była już dla mnie jasnym sygnałem, że to się nie dzieje naprawdę. Czyżby sprytna narracja sugerowała nam, że Ciupkiewicz upił się wcześniej niż planował? Raczej nie, skoro nie słaniał się na nogach pędząc po kwiaty. Innych niepokojących szczegółów nie brakuje: wyraźnie zniecierpliwiony kelner, który przecież nie stał przy parze dłużej niż trzy minuty (i to jeszcze przy swoim ulubionym, stałym kliencie z grubym portfelem!), elegancka dama, która odburknęła czy wypaliła... (ja rozumiem, synonimy, no ale litości!), starsza sprzedawczyni z wyuczonym, prawdopodobnie na cyklu niezliczonych kursów handlowych uśmiechem... Wreszcie sam gwóźdź programu, która nawet jako sen ledwo trzyma się kupy, bo co by nie powiedzieć o Panie Wehikułu (który przypominał wyjątkowo obrzydliwego i niebezpiecznego wyłudzacza pieniędzy), to czy normalny jest człowiek, który po usłyszeniu takiej kwestii funduje ledwo znanej kobiecie taką odpowiedź?
„- Niby tak, ale ja mam swoje życie we współczesnym świecie, nie mogę przestać występować w „Amatorskiej”, zresztą mam rodzinę w Warszawie, mieszkanie...
(...)
- Moja droga, przecież tutaj też masz szansę na sukces, możesz występować, teraz jest szczególny popyt na pieśniarki obdarzone tak cudnym głosem jak Ty... A o mnie się nie martw, poradzę sobie, mnie tu jest dobrze.”
O swoją rodzinę też się nie martw, tu zrobimy sobie nową. Zresztą wspomniany Pan Wehikułu jest nielepszy:
„- Panie, ale my tutaj dopiero przybyliśmy, cóż mamy robić?
(...)
- Panie Ciupkiewicz... Jest Pan dorosłym mężczyzną, ma Pan u swego boku utalentowaną, piękną niewiastę. Wszyscy wokół mówią biegle w Pańskim języku, a chce Pan jeszcze wskazówek? Wierzę w Pańskie możliwości...”
Znaczy co: mnóżcie się i zaludniajcie ziemię?
Parę kwestii na początku miało sens, więc dam 3/10 punktów.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 3/5 pkt.
To jest ten przypadek, kiedy nie wiemy, czy mamy do czynienia z perfekcjonistą ze sporym doświadczeniem czy z kompletnym amatorem z głową wypełnioną słowami polonistki, która podnosiła ocenę za każde dodane podzdanie. Co prawda nie wszystko przemawiało za tym drugim przypadkiem – chwilami autor był naprawdę przyjemnie konsekwentny względem tego, kto ma tendencję do rozległych rozważań, przez co miało się wrażenie, że narrator trzecioosobowy opowiada tak naprawdę myślami pana Ciupkiewicza... No ale nie. Choćby ten kwiatek, kończący zaledwie pierwszy akapit:
„Najlepiej, po długim dniu, według niego, katorżniczej pracy (zdecydował się na przyjęcie tak męczącej jego zszarganą kłopotami (przeważnie nie swoimi) duszę, posady tylko i wyłącznie ze względu na wysokie zarobki, pozwalające mu na prowadzenie dostatniej i wystawnej egzystencji o której mógłby jeno śnić, gdyby zawodowo spełniał swe wartościowe, acz doprawdy słabo płatne przez pracodawców zainteresowania), czuł się, gdy rozsiadał się w miękkim, bujanym fotelu z którego mógł podziwiać rozpościerające się przed nim bezkresne pola i lasy, a jego zszargane nerwy, prócz otaczającej go, wręcz dziewiczej natury i kubka gorącej, zielonej herbaty, koiły dobiegające z tuby starego patefonu dawne przeboje, miód na jego spokojne, lecz często nie wytrzymujące codziennego, nierzadko szaleńczego pędu, serce”.
Ile razy należy to przeczytać, żeby przebić się przez zawiłość budowanego tam opisu i poukładać sobie to wszystko w wyobraźni? Nawiasy w nawiasach w zwykłej historyjce obyczajowej to czysty skandal, ale tutaj przynajmniej pomagają choć nieco ogarnąć ogrom treści, która przewala się tu między otwarciem a zamknięciem zdania – praca, opinie o tej pracy, fotel, widoki, herbata, nerwy... Tyle że budowanie powieści to nie matematyka, a narracja to nie łamigłówki. Nie powinno być nowością dla szanującego się pisarza, że zawartość jednego zdania powinna w miarę mieścić się w jednym temacie czy też wynikającym z niego wniosku – wszystko to, żeby nie przerywać płynności czytania i nie zmuszać czytelnika do wracania parę linijek wyżej w celu sprawdzenia, o co chodziło na początku.
W tym konkretnym przypadku atrakcję stanowią nawiasy, ale błędy zdarzały się tu również w samych przecinkach, które wydawałoby się, że wielbiciel podobnych rebusów powinien mieć opanowane do perfekcji:
„Ciupkiewicz, jak wiemy bezgraniczny wielbiciel, przedwojennych przebojów, rzucając w kierunku zespołu muzycznego zwinięty plik banknotów, zakrzyknął, jak gdyby nie znajdował się w eleganckim lokalu...”
„Nim kelner zrealizował zamówienie [tu powinien być przecinek!] w gwarnym lokalu zabrzmiał przedziwny, cudowny głos...”
Bywa, że autor gubi się także w samym toku zdarzeń, których nawet najbardziej niezgrabne zdania powinny się trzymać:
„Po kilkukrotnym przeciągnięciu się nieopodal wygodnego, sypialnianego łoża, Ciupkiewicz nie dowierzający, iż nastał już wymarzony, oczekiwany przezeń bez mała od kilku pracowniczych dób, weekend, starannie wyszorował swe niekompletne już (...) uzębienie [nieopodal łóżka?], po czym...”
Zdania przeciągane są niekiedy zupełnie bez powodu:
„Lecz to nie krągłości tajemniczej damy uwiodły salę, lecz jej głos, wibrujący poprzez przestrzeń lokalu, dławiący wszelki gwar i śmiech, którego nadzwyczaj rozległą skalę, niesamowitą moc, a jednocześnie godną podziwu subtelność, można porównać jeno z największymi tuzami przedwojennego kabaretu i operetki, [i czemu tu nie ma kropki?!] na myśl każdemu odbiorcy tego ułudnego spektaklu przychodziły...”
A im dalej w las, tym więcej drzew:
„- Bardzo proszę - Ciupkiewicz w tym momencie wyłożył na ladę dokładnie odliczoną sumę pieniędzy [telepata? jasnowidz?], po czym, nie dbając o ciężar trzymanego pakunku ani o to, iż dawno minęły jego młodzieńcze lata, popędził niczym pełen wigoru junak ku drzwi [ku drzwiom] lokalu, po czym biegnąc slalomem poprzez drżące w posadach stoliki, mijając co i rusz na wpół rozbawionych i zdziwionych klientów, dotarł na podnóże sceny, pod którym [pod podnóżem? czy pod tym scenem?] stał wpatrzony w swój nowy obiekt fascynacji aż do końca jej występu [jej, czyli fascynacji? bo jak obiekt, to – przykro mi – jego występu], podczas którego ze sceny wybrzmiały, oczywiście w genialnym wykonaniu czarującej "nieznajomej", zarówno posuwiste tanga i walce, jak i pełne wdzięku foxtroty [tego się nie śpiewa, to jest taniec!], przypominające sentymentalnemu, już podrygującemu w takt jego ukochanych melodii, Ciupkiewiczowi, okres odległej młodości, przetańczonej w rytm jazzujących, [jazzujących przecinków?] utworów rodem z barwnej krainy mitycznego międzywojnia...”
Pokrótce: mamy wszystko. Przecinki w chybionych miejscach, niepoprawna odmiana wyrazów, nie łącznie zamiast osobno (lub vice versa)...
Mimo wszystko czytywałam gorsze rzeczy i więc odejmę tylko dwa punkty.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 3/5 pkt.
Autor niczym nas nie zaskakuje – interpunkcja jest przyzwoita (nie licząc nieuzasadnionej nienawiści do kropek, którym często zdarza się nie gościć nie tylko w przydługich zdaniach, ale także na końcu akapitu), nie ma wcięć, a dialogom obce są regularne myślniki i półpauzy. Nieobce są im za to dywizy, także tam, gdzie tekst błaga o dwukropek:
„- Ależ naturalnie, dla szanownego pana... Pan, jako stały klient zawsze ma u nas to, czego sobie życzy - odparł jak zawsze uprzejmy "pan starszy" - tak więc notuję - porcja śledzia raz, dwa razy kolejka "Wyborowej"... Zaraz przynoszę”.
„- Moi mili – pozwolił sobie na tą poufałość Pan Wehikułu wiedząc, że zyskuje coraz większe zaufanie w oczach rozmówców – oczywiście o tym też pomyśleliśmy – cały dobytek z pominięciem nieruchomości i przedmiotów, których nie można było z czysto przyziemnych względów włożyć do kieszeni Waszych ubrań, znajduje się dosłownie pod Waszymi rękoma, w każdej z kieszeni Waszych odzień. Nie powinniście więc mieć kłopotów z zaspokojeniem swych doczesnych potrzeb...”
Nie ma też oczywiście rozróżnień na czasowniki artykulacji i inne, tak więc autor za myślnikiem wszystko rozpoczyna małą literą bez stawiania kropki przed myślnikiem:
„- Nigdy dotąd nie słyszałam tylu wyrazów podziwu naraz - po wypowiedzeniu tych słów zatrzymała się przez chwile...”
Za kropki i dialogi – 3/5.

Razem: 17/50 punktów.

Kvist

Bohaterowie 6/10 pkt.
Postacie filmowe nie zostały jakoś mocno zinterpretowane, aczkolwiek niebanalnym pomysłem było to, że ich także dotknął kryzys gospodarczy.
Główny bohater wypadł dość przeciętnie; odznaczał się jedynie tym, że fascynował się dwudziestoleciem międzywojennym. Maria, jego towarzyszka, również niczym szczególnym się nie wyróżniła.
Interesujący za to był Pan Wehikułu – odróżniał się od reszty bohaterów chociażby tym, że nie wypowiadał się aż tak górnolotnie. Wydaje mi się, że dobrym pomysłem byłoby opowiedzenie tej historii z jego perspektywy.

Słowa kluczowe 6/6 pkt.
Wszystkie wymagane słowa kluczowe pojawiły się w opowiadaniu.

Fabuła 5/10 pkt.

Przeniesienie w czasie w przypadku takiej tematyki konkursu to dość proste rozwiązanie, a sprowadzenie wszystkiego do snu – jeszcze bardziej. Zabrakło mi trochę konkretnej puenty, choć zasugerowanie, że rzeczywistość (czyli realia dwudziestolecia międzywojennego) nie zawsze jest tak różowa, jak nam się wydaje, mogłoby spokojnie pełnić taką funkcję, gdyby zostało bardziej podkreślone.

Logika 5/10 pkt.
Początkowo trudno określić czas opowiadania – z jednej strony jest powóz ciągnięty przez konie (co raczej obecnie stanowi jedynie atrakcję turystyczną, a nie normalny środek transportu), z drugiej samochody i sugerowane kursy sprzedaży dla kwiaciarek, a także sugerowanie, że przedwojenne czasy są dawne. Dopiero później pojawia się wzmianka o XXI w.
Wątpliwe jest także to, żeby bohaterowie faktycznie chcieli pozostać na zawsze w przeszłości, skoro wiedzieli, że niedługo wybuchnie wojna.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 3/5 pkt.
Wielokrotnie złożone zdania ogólnie wychodziły dobrze – autor się w nich nie gubił ani nie mieszał podmiotów, co zasługuje na dużą pochwałę.
Momentami pojawiała się niezgodność czasów oraz błędy językowe (np. domowe schronisko, a nie domowe ognisko lub jak siemasz – albo jak się masz, albo siemasz).
Przydałoby się także zróżnicować wypowiedzi bohaterów, by nieco odróżniały się od tego stylu (o ile Ciupkiewicz mógł używać takiego języka, tak Maria już niekoniecznie), gdyż na dłuższą metę może on być trochę męczący.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 1/5 pkt.
Przede wszystkim w oczy rzuca się praktycznie brak akapitów oraz wcięć, przez co opowiadanie staje się zwyczajnie odstraszającą ścianą tekstu.
Miejscami brakowało przecinków, miejscami (głównie przy wtrąceniach) było ich za dużo. W kilku miejscach brakowało kropki na końcu zdania, a wielokropki pojawiały się trochę za często.
Dialogi powinny zaczynać się od półpauz, nie dywizów. Do tego kontynuacje wypowiedzi bohaterów, w przypadku gdy kończyły się one znakiem zapytania, po wtrąceniach narratora, należy zacząć wielką literą, gdyż jest to nowe zdanie.
W dialogach formy grzecznościowe zapisuje się małą literą, a liczby słownie; ogólnie więc, jak widać, sporo zastrzeżeń.

Punkty dodatkowe 1/4 pkt.
Punkt za gawędziarski styl i wytrwanie w nim do końca opowiadania.

Razem: 27/50 punktów.

Lee Blanck

Bohaterowie 10/10 pkt.
Postacie ukazane szczegółowo. 


Słowa kluczowe 5/6 pkt. 


Fabuła 9/10 pkt.

Opowiadanie zawiera głównie wspomnienia, ale tekst napisany w sposób bardzo ciekawy. Dobra puenta. 


Logika 10/10 pkt. 


Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 5/5 pkt.


Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 5/5 pkt.


+ 4 pkt dodatkowe

Nawiązanie do tytułu konkursu. Dobry, ciepły klimat opowiadania. 


Razem: 48/50 punktów.

Nekota Lee

Bohaterowie 10/10 pkt.
Bohaterowie w opowiadaniu "Sen" są wzorowani na Mirze Stelli, Józefie Lulkiewiczu i Joasi Wiśniewskiej. Co znaczy, że mamy nawet więcej bohaterów niż trzeba było. Facet ma rozmach, nie ma co. Pechowo, maksymalna ilość punktów nie zwiększy się przez to do piętnastu.

Słowa kluczowe 6/6 pkt.
Zarówno jedno i drugie było wplecione zgrabnie i bez wysiłku.

Fabuła 5/10 pkt.
Trudna do nadążenia ze względu na absurdalną długość zdań, ale pamiętałam to opowiadanie jeszcze przez dłuższy czas po jego przeczytaniu. Potrzebuję też odpowiedzi na pytanie: jaki jest właściwie czas akcji? Miałam ogromny problem z umiejscowieniem tego wszystkiego w czasie. Wciąż - 5 na 10.

Logika 5/10 pkt.
Kuleje. Niczym ranny jeleń. Ale i tak jestem skłonna przyznać 5 punktów na 10.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 1/5 pkt.
Tak. Albo raczej nie. NIEpoprawność stylistyczna i NIEpoprawność ortograficzna rozciągają się w całej swojej czternastostronicowej okazałości. Niebotycznie długie zdania, masa niepotrzebnych wtrąceń, rozliczne inne grzechy popełnione na języku polskim.
Mam duże wrażenie, że limit długości pracy był autorowi nie na rękę - ponieważ napisane we właściwy sposób z pewnością byłoby dużo dłuższe.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 2,5/5 pkt.
Zauważyłam zarówno miejscową przecinkozę, jak i niedoprzecinkozę, zapis dialogów też nie był w pełni poprawny, oprawa graficzna... powiedzmy, że może być

Punkty dodatkowe 2,5/4 pkt.
Nawet, gdyby to opowiadanie było anonimowe, wciąż stawiałabym na to, że pisał je facet. Nie jest ani błyskotliwe, ani znakomite, a jednak ma pewien urok, którego brakowało wszystkim innym pracom, które czytałam. Przez długi czas zastanawiałam się, dlaczego, i odkryłam, że to właśnie przy tym tekście bawiłam się najlepiej. Jest w nim coś cudownie prostolinijnego, co przy czytaniu witałam z prawdziwą przyjemnością.
Mam też przekaz do samego autora: chłopaku, masz tyle do powiedzenia, tyle do opisania, tyle do dodania, ale dlaczego, na miłość boską, tak się z tym spieszysz? Wciskasz, ile tylko możesz, do jednego zdania, nadmuchując je niczym balon, z tą tylko różnicą, że balon może pęknąć, kiedy osiągnie swój limit - natomiast Twoje zdania limitów nie mają. Jeżeli kiedykolwiek zechciałbyś doprowadzić to opowiadanie do porządku, będę zaszczycona, mogąc zostać Twoją betą i Ci w tym pomóc. Ale na razie - przyznaję 2,5 punktu na 4.

Razem: 32/50 punktów.

Soturi

Bohaterowie 2/10 pkt.
Bohaterów praktycznie brak. Przedstawieni przy okazji, pokrótce, bez żadnych szczegółów dotyczących chociażby wyglądu, nie wspominając już o charakterze.

Słowa kluczowe 5/6 pkt.
Słowa kluczowe użyte raczej naturalnie. Nie podobał mi się jedynie ten „kult ciała”, bo był jakby na siłę. Róża ciekawie użyta jako pewnego rodzaju klamra kompozycyjna.

Fabuła 3/10 pkt.
Autor próbował stworzyć coś ciekawego i przez większość czasu naprawdę myślałam, że mu się to uda. Jednak fabuła była nieciekawa, mało odkrywcza.

Logika 4/10 pkt.
Z tym było różnie, znalazłam kilka nieścisłości:
- „do Polski przyjechałyśmy wraz z matką 10 lat temu, gdy byłam małą dziewczynką, miałam może 8-9 lat.”  - skoro 10 lat temu to powinna chyba wiedzieć, ile miała wtedy lat.
- „- To w sumie długa historia - zaczęła Maria” – okazało się, że w sumie nie była taka długa.
Poza tym z opowiadania wynika, że jego główna akcja rozgrywa się w XXI wieku. W ogóle tego nie widać.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 1/5 pkt.
Zwariować można, czytając ten tekst, szczególnie na początku. Zdania ciągnące się przez pół strony tak, że ostatecznie czytelnik i tak nie pamięta, co było na początku. Poza tym pojawiło się kilka literówek.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 3,5/5 pkt.
Często błędnie zapisywane dialogi. Przecinki ogólnie stawiane dobrze, chociaż jest kilka miejsc, w których zauważyłam błędy.

Razem: 18,5/50 punktów.

Vess

Bohaterowie 7/10 pkt.
Bohaterów filmowych nie ma tu dużo, akcja oparta jest na wykreowanych przez autora. W tym niewielkim procencie, w jakim się tu znaleźli, są jednak zgodni ze swoimi filmowymi odpowiednikami.

Słowa kluczowe 3/6 pkt.
O ile róża użyta dobrze, o tyle pozostałe słowa kluczowe na siłę i nie do końca naturalnie.

Fabuła 4/10 pkt.
Mnóstwo tu opisów zatrzymujących akcję. Pomysł na wehikuł i przeniesienie jest w porządku, ale cała akcja tak naprawdę rozpoczyna się, gdy połowę tekstu mamy już za sobą i jesteśmy zmęczeni zbędnymi opisami. Rozwiązanie w formie budzenia się ze snu niestety oklepane – zburzyło całe budowane napięcie, które można było wykorzystać, przekazując czytelnikowi coś, co będzie istotne dla jego życia w choć najmniejszym stopniu. Tymczasem jedyne co czytelnik dostaje, to rozczarowanie.

Logika 2/10 pkt.
Nieco staroświecki język przenika się tu z pojedynczymi nowoczesnymi wtrąceniami (jak np. „lansowanie”). Nie do końca przez to potrafię umiejscowić sobie akcję tej opowieści w konkretnej czasoprzestrzeni. Dokładają temu jeszcze takie szczegóły jak np. pieniądze – biorąc pod uwagę moje wcześniejsze wątpliwości i zachodzącą na przestrzeni lat inflację, nie jestem w stanie stwierdzić, czy wspomniane tu bycie komuś winnym 500 złotych to dużo, czy mało. Potem mamy też podróż powozem, a za chwilę wspomnienie, że filmy z lat trzydziestych są już archiwalne. Dopiero po przenosinach okazuje się, że oryginalne czasy bohaterów to wiek XXI. Ach!

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 2/5 pkt.
Niekiedy wyjątkowo długie zdania, w których można się zgubić, odnaleźć i na powrót zgubić. Moje ulubione ma 21 linijek (sic!). Zdarzają się błędy w zapisie konkretnych słów. Ortografia w porządku.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 4/5 pkt.
Ściana tekstu bardzo zbita, sprawia nieprzyjemne i męczące wrażenie na pierwszy rzut oka. Mimo to zapis ogólny i interpunkcja jak najbardziej w porządku.
Ostatecznie nie za bardzo potrafię sobie wyobrazić, jaka idea przyświecała autorowi i co chciał przekazać tą historią. O ile pomysł z wehikułem był w porządku, o tyle rozwiązanie akcji zrównało wszystko z ziemią.

Razem: 22/50 punktów.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo