-->

niedziela, 19 sierpnia 2018

#12 "Mały, biały domek" Archie Kennedy

 
WYRÓŻNIENIE
 Mały, biały domek
Archie Kennedy



W letnią noc siedzę sam, wkoło cisza panuje.
Jakiś żal w sercu mam, tak mi jakoś źle.
Smutną dziś piosnkę gram i tęsknota budzi się.
Upiór snów mych prześladuje mnie.

Mały biały domek w mej pamięci tkwi.
Mały biały domek wciąż mi się śni.
Okna tego domku dziwnie w słońcu lśnią,
Jakby czyjeś oczy zachodziły łzą.


Te oto słowa, pochodzące z jednej z najpiękniejszych piosenek, jakie znam, towarzyszyły mi w chwili, gdy opuszczałem salę szpitalną, żegnając w ten sposób jedną z najbliższych mi osób. Moi krewni, czekający przed salą, nie musieli o nic pytać. Wystarczy, że mnie zobaczyli, a już wszystko wiedzieli. Załamani rozpłakali się, a ja poczułem, iż nie jestem w stanie ich podnieść na duchu, bo jak miałem to zrobić, skoro nawet siebie pocieszyć nie byłem w stanie? Opuszczając szpital powoli wracałem pamięcią do czasów, od których się to wszystko zaczęło, czyli do lata roku 1939. Te wakacje był ostatnimi beztroskimi chwilami w moim dzieciństwie. Przebywałem wówczas na wakacjach nad morzem wraz z rodzicami, gdzie bawiłem się tak, jak dziecko tamtych czasów bawić się potrafiło. Pewnego razu wybiegłem z wody i... wpadłem niechcący na zamek z piasku zbudowany przez jakąś dziewczynkę w moim wieku. Widząc co zrobiłem, rozpłakała się i zaczęła wrzeszczeć:
- Mój zamek! Mój zamek! Coś ty zrobił!
Popatrzyłem na nią zdumiony, jak ona może się tym przejmować, jednak nie miałem czasu, aby o tym wszystkim myśleć, ponieważ mama mnie zawołała, więc podszedłem do niej. Wtedy ona spytała, dlaczego ta dziewczynka tak płacze i czy ja coś o tym wiem. Opowiedziałem zatem zgodnie z prawdą to, co zrobiłem. Mama skarciła mnie za to i nakazała, abym przeprosił tę małą. Poszedłem więc do dziewczynki chcąc ją przeprosić, ale ta udawała, że mnie nie widzi i budowała swój zamek od nowa.
- Hej, przepraszam cię! - zawołałem do niej głośno, myśląc że ona mnie nie słyszy. Ponieważ jednak dziewuszka zlekceważyła mnie (a czego jak czego, ale tego to ja nie cierpiałem), wściekły pociągnąłem ją za włosy. Mała odwróciła się wówczas do mnie wściekle i popchnęła mnie na ziemię. Oboje zaczęliśmy na siebie krzyczeć, aż przybiegły nasze matki i rozdzieliły nas. Kazały nam się uspokoić i pogodzić. Choć wydawało się to niemożliwe, to jakimś cudem oboje dość szybko znaleźliśmy wspólny język i razem zbudowaliśmy piękny domek z piasku. Potem widywaliśmy się na plaży już codziennie, aż do chwili, gdy nasz wyjazd dobiegł końca i musieliśmy się pożegnać. Było przy tym wiele łez i smutku, ale obiecaliśmy sobie, że się jeszcze spotkamy. Nie mieliśmy co prawda pojęcia, kiedy to nastąpi i w jakich okolicznościach (ani czy w ogóle nastąpi), ale byliśmy wtedy dziećmi, a te nie przejmują się tak prozaicznymi problemami. Po prostu chcieliśmy się znowu zobaczyć i nic nie mogło nam odebrać na to nadziei.
Tymczasem los szykował dla nas inny scenariusz niż kolejne szybkie spotkanie. We wrześniu tego samego roku wybuchła wojna, która już na zawsze odmieniła ten świat, niestety nie na lepsze. Długo by opowiadać, co ja i moja rodzina wtedy przeżyliśmy. Ucieczki przed wojskami okupantów, próby przetrwania w tych ciężkich chwilach, a także świadomość, iż każdy dzień może być naszym ostatnim - to chleb powszedni z okresu wojny dla mnie, dla rodziców i babci, podobnie zresztą jak i obawa, że któregoś dnia wylądujemy wszyscy w jakimś łagrze, gdzie nas zagazują lub zamęczą na śmierć bezsensowną pracą. Nie wiem, jakim cudem zdołaliśmy tego uniknąć i dotrwaliśmy do końca wojny, jednak i po jej zakończeniu mieliśmy wiele problemów. Nowa władza nie patrzyła zbyt przychylnym okiem na ludzi takich, jak my. Zarekwirowano nasz majątek, a my sami musieliśmy opuścić kraj, aby uniknąć represji. Na szczęście brat mojej matki (znany pisarz) ugościł nas w swym domu w Anglii, gdzie żyło nam się dość dostatnio. Domek wujka był pomalowany na biało, miał ogródek, przyjemny wygląd zewnętrzny i wewnętrzny, a ponadto okazał się być dość duży dla nas, dlatego wszyscy się w nim pomieściliśmy, a ponieważ brat mojej matki nie miał dzieci, to zapowiedział, że kiedyś to wszystko przypadnie mnie. Mnie i jego wychowanicy, którą adoptował niedługo przed naszym przybyciem.
- Jej rodzice kiedyś bardzo mi pomogli - powiedział, gdy spytaliśmy go o przyczynę tej decyzji - Teraz oni nie żyją, a ja okazałbym się niewdzięcznikiem, gdybym nie zajął się ich jedyną córką.
Dziewczynką tą była urocza dwunastolatka o czarnych włosach, brązowych oczach i delikatnych usteczkach, ale najlepsze w niej było to, że okazała się ona być moją przyjaciółką, poznaną na plaży przed sześciu laty.
- A jednak się spotkaliśmy. Jednak nam się udało - powiedziała, gdy po kilku rozmowach odkryliśmy ten fakt, co zresztą bardzo nas ucieszyło.
Oboje dość szybko odnaleźliśmy wspólny język i dzięki temu życie w domu wujka, z dala od rodzinnych stron, było dla nas o wiele łatwiejsze. Tęsknota za ojczyzną przestała być tak wielka, a z czasem pokochaliśmy mgliste i deszczowe tereny Anglii, które okazały się także posiadać bardzo piękne oraz słoneczne dni. Oboje podnosiliśmy się na duchu i pomagaliśmy sobie, gdy tylko pojawił się choćby najmniejszy problem. Prócz tego bawiliśmy się razem, uczyliśmy się razem, a także rozwijaliśmy emocjonalnie. Pomagali nam w tym moi bliscy, a szczególnie babcia. Tak, moja kochana babunia zawsze ubrana w suknie z dawnej, minionej epoki, zawsze z wielkim uśmiechem na twarzy i potrafiąca niemalże cały dzień słuchać na gramofonie piosenek Mieczysława Fogga.

W domku tym przeżyłem szczęścia tyle i cudownych dni.
Gdy wspominam te rozkoszne chwile, serce moje drży.
Mały biały domek budzi w sercu żal,
Za tym, co minęło i odeszło w dal.

Dziś serce me ogarnia żal, gdy sobie przypomnę, co minęło i już nie wróci. Ile bym teraz dał za to, żeby znowu być młody i żyć w domku wujka, a w nim codziennie być budzonym w słodki sposób przez moją przeuroczą przyjaciółkę, potem jeść śniadanie, mijać tatę czytającego gazetę, mamę pracującą z babcią w ogródku, wujka w gabinecie piszącego kolejną powieść i iść do szkoły wraz z moją przyjaciółką, a tam się uczyć wielu mądrych rzeczy, aby potem wrócić po południu do domu, gdzie babcia ponownie słucha Mieczysława Fogga, wita nas pod nieobecność rodziców (mających swoją pracę gdzieś na mieście), a także spędzać czas z wujkiem, który po napisaniu kolejnego rozdziału miał zawsze tak dobry humor, że potrafił nawet do późnej nocy bawić się z nami w piratów czy rycerzy. Niestety to wszystko minęło i już nigdy nie wróci. Ale wracając do mej opowieści, muszę rzec, że jak się zapewne domyślacie, z czasem mnie i moją przyjaciółkę połączyło coś więcej niż tylko przyjaźń. Oboje staliśmy się sobie tak bliscy, że nie umieliśmy bez siebie żyć, a wszyscy tylko czekali na chwilę, gdy wyznamy sobie miłość, co w końcu nastąpiło pewnego majowego dnia, podczas pikniku sam na sam, gdy świętowaliśmy wydanie w gazecie mojego pierwszego opowiadania, gdyż idąc śladem wujka zostałem pisarzem. Wtedy to poprosiłem moją ukochaną o rękę, a ta rzuciła mi się na szyję i całując mnie po twarzy zawołała:
- Och, już myślałam, że nigdy mnie nie poprosisz!
Rodzice, wujek i babcia byli szczęśliwi, gdy ogłosiliśmy im tę radosną nowinę. Pobraliśmy się dość szybko, a potem zacząłem pisać coraz lepsze opowiadania, aż z czasem przeszedłem do powieści, dzięki czemu stać mnie było na wszystko, co tylko zechciałem. Moja żona dzielnie wspierała mnie we wszystkim i wiele jej pomysłów przeniknęło do mych książek, nadając im piękna, z których do dzisiaj słyną. Bez niej nie byłyby one tak cudowne, dlatego wiele z nich zadedykowałem jej. Z czasem doczekaliśmy się dzieci i choć nasza rodzina znacznie się powiększyła, to nasz kochany, biały domek przyjmował niezmiennie nas wszystkich w swych pieleszach i nikomu nie przyszło do głowy, aby go opuścić. Ale niestety, z czasem niektórzy zaczęli to robić, do czego zmusił ich nikczemny los: najpierw odeszła babcia, potem tata, następnie mama, a na końcu wujek. Zostaliśmy sami z naszymi potomkami, którzy jednak z czasem poszli na swoje i założyli własne rodziny, lecz niejeden raz przyjeżdżali do naszego kochanego, białego domku, aby w nim odpocząć od problemów i trosk świata, w którym przebywali na co dzień. Ktoś kiedyś powiedział, że domek mego wujka ma w sobie wielką magię i miał rację, bo w nim człek zapomina o tym, co złe i przykre. Co wywołuje taki cudowny stan? Nie wiem, ale chyba wystarczy, że mieszka w nim choć jedno kochające serce i już powstaje magia.
  
       Może ktoś dziwi się, że ten domek wspominam,
Który tak tkliwi mnie, nocą przy tle gwiazd.
Niech więc dziś każdy wie, czemu serce moje łka,
Bo w nim mieszka ukochana ma.

Tak, wspominam przyjemnie ten domek, lecz obecnie nie będę w stanie do niego wrócić. Bo jakże mogę to zrobić, gdy moja ukochana z powodu nieubłaganego i okrutnego czasu odeszła z tego świata, a wszystko w tym domu mi ją przypomina? Co prawda mojej żony nie zabrała żadna choroba, ale po prostu starość, która prędzej czy później zabierze z tego świata i mnie, lecz jak miałem nie cierpieć, kiedy widziałem to, jak dzień po dniu ma ukochana powoli zaczyna gasnąć w oczach? Przeżyłem z nią wspólne dzieciństwo, potem wspólny okres dojrzewania, wspólną dorosłość, założyłem z nią rodzinę, z jej pomocą napisałem wspaniałe książki, dzięki niej przetrwałem śmierć moich bliskich, a potem musiałem patrzeć, jak ona z każdym dniem słabnie, aż w końcu odchodzi na moich oczach. Ostatnie tygodnie spędziłem w szpitalu przy jej łóżku, trzymając ją za rękę i słuchając tego, jak próbuje mnie ona pocieszyć.
- Zobaczysz, tam dokąd idę jest wspaniale - mówiła coraz słabszym głosem - Tam jest też nasz biały domek z ogródkiem, w którym czekają już twoi rodzice, babcia i wujek. Ja do nich dołączę, aby przygotować miejsce dla ciebie, gdy już przyjdzie twoja kolej. Nawet się nie obejrzysz, jak już tam będziesz, a tam nie będzie ani chorób, ani trosk, ani smutku, tylko zdrowie, radość i szczęście. Musisz tylko cierpliwie czekać, a dołączysz do mnie.
Chciałem wierzyć w jej zapewnienia, ale czy mogłem to zrobić, gdy cierpiałem z powodu tak wielkiej straty? Nie chciałem jednak ranić mojej żony i ze łzami w oczach, wciąż ściskając jej dłoń, pokiwałem delikatnie głową na znak, że jej wierzę. Moja ukochana nie wyczuła w mym zachowaniu fałszu, więc uśmiechnęła się czule, popatrzyła mi w oczy i poprosiła:
- Włącz mi jeszcze raz tę piosenkę, proszę. Wiesz... Tę tak uwielbianą przez twoją babcię.
Włączyłem więc tę piosenkę na przyniesionym przeze mnie gramofonie i słuchałem ją razem z nią kilka razy, aż do chwili, gdy ma ukochana odeszła z tego świata tak, jak zawsze w nim żyła - uśmiechnięta i szczęśliwa, że jestem przy niej. Ja zaś załamany wstałem i wyszedłem z sali, płacząc niczym dziecko, wiedząc że nasz biały domek już nigdy nie da mi radości, bo jego magia zgasła w mym sercu tak, jak zgasło życie mojej ukochanej. Wychodząc z sali minąłem moje dzieci i wnuki, czekające na wieści. Widząc rozpacz wymalowaną na mej twarzy już wiedzieli, co się stało i sami się rozpłakali. Ja zaś stałem jak w amoku, patrząc na nich, po czym odszedłem żegnany słowami piosenki Fogga, wciąż lecącej z gramofonu.
  
       Mały biały domek w mej pamięci tkwi.
Mały biały domek wciąż mi się śni.
Okna tego domku dziwnie w słońcu lśnią,
Jakby czyjeś oczy zachodziły łzą.

W domku tym przeżyłem szczęścia tyle i cudownych dni.
Gdy wspominam te rozkoszne chwile, serce moje drży.
Mały biały domek budzi w sercu żal
Za tym, co minęło i odeszło w dal.

Słowa tej piosenki dalej brzmiały mi w uszach, nawet gdy już dawno byłem poza terenem szpitala. Wiedziałem, że w mym sercu też panuje teraz żal za tym, co straciłem bezpowrotnie i co już nigdy nie wróci. Jedyne, co mi pozostało, to wspomnienia, których nikt nigdy mi nie zabierze, a które będą mi jedyną pociechą do czasu, kiedy ja i moja ukochana znowu się zobaczymy i już nic nas nie rozdzieli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo