-->

niedziela, 19 sierpnia 2018

#16 "Niegrzech" Julita

Niegrzech
Julita


Czy istnieje rzetelny antonim słowa grzech?.... Jeśli istnieje, ta opowieść jest właśnie o tym, o Niegrzechu, czyli o całym pięknie, całej słodyczy Grzechu…której daleko jednak do Niewinności.

Miewał czasem szalone pomysły, to prawda, potrafił wsiąść w samochód
i pojechać spontanicznie gdzieś daleko na jakiś koncert lub pożyczyć mały jacht od kolegi i pobyć trochę sam ze sobą, sam z wodą. Lecz ten pomysł był chyba jednym
z bardziej szalonych na jakie się odważył. Znajoma z pracy żaliła się na kłopoty
z zajściem w ciążę, opowiadała o tym, jak biegają z mężem od lekarza do lekarza,
a ci rozkładają ręce. Zaczął zgłębiać ten temat, od którego też i w sieci wrzało… Wymyślił, ze pomoże, że uszczęśliwi jakąś parę, że w sumie dlaczego nie….
Dał ogłoszenie na jednym z portali, gdzie ludzie pomagają i szukają takiej pomocy. Kupił dodatkowy telefon na kartę, żeby nikt nie dzwonił na oficjalny numer. Opisał się krótko, zwięźle. Po miesiącu odezwało się do niego małżeństwo, pojechali na zabieg IUI. Inseminacja jednak nie zakończyła się sukcesem. Chociaż nie chciał, wcisnęli mu pieniądze. Czuł lekki niesmak po tym wszystkim, zaplanował, że usunie ogłoszenie.
W wirze codzienności umknęło mu to jednak, i wtedy napisała: „Dzień dobry. Jeśli ogłoszenie jest aktualne…chciałabym skorzystać z Pańskiej pomocy. Ewa”. Odpisał szybko i łapczywie, jakby wbrew sobie trochę, „że tak i że ok, i że jeśli ma pytania to proszę,
a w ogóle to najlepiej się przecież spotkać”
. Po tygodniu poznawania się „pisanego”, wymienili emailowo swoje zdjęcia i postanowili się spotkać. Na herbatę w mało wykwintnym lokalu… Gdy wszedł, czekała już na niego.. szczupła, niewysoka blondynka, z delikatnym uśmiechem. Smukłe palce obejmowały szklankę z wodą. Zanim do niej podszedł, przez chwilę patrzył na nią z daleka… to był miły widok.

Rozmawiali kilka godzin, poczuł się przy niej nad wyraz dobrze, jakby znał ją od dawna. Sztampa. Opowiadał jej wszystko to, co chciał powiedzieć komuś przez ten cały czas, gdy nie miał właśnie komu opowiadać. Słuchała uważnie, patrząc mu w oczy. Mówił o sobie, o swoich pasjach, o pracy..  o rodzinie prawie wcale, trochę o synku,
że jest zdrowy, mądry…Czuł się swobodnie, miło, była dowcipna i wlot łapała jego żarty.
Wiedział już, że to nie będzie tylko spotkanie w klinice, że coś się musi jeszcze wydarzyć. Czuł, że właśnie jej mu brakowało, takiej pozytywnej, otwartej osoby…jakby wiec mógł ją teraz wypuścić? Widział, że jest mężatką. Wiedział to od samego początku przecież. Po prostu mąż nie mógł dać jej dziecka, chociaż oboje pragnęli go nad życie -  zgodził się więc na dawcę.
Zaczęli się spotykać, na trzecim spotkaniu namiętność dała ujście.
On wygłodniały i zauroczony, ona otumaniona jego błyskiem w oczach.. Było mu cudownie.
Zaangażował się tak, jak jeszcze chyba nigdy dotąd. Totalnie zwariował na jej punkcie. Jeśli już się nie kochali, to chociaż trzymał ją za rękę, głaskał jej włosy.
Gdy od niej wychodził, już zaczynał tęsknić na nowo. Dostał raz mandat - przejechał na czerwonym świetle, gdy wracał od niej, zamyślony, pachnący jeszcze jej ciałem., Wypierał temat jej męża. Nie odważył się zapytać czy z nim sypia, nie uniósłby odpowiedzi, gdyby była twierdząca.
Miała dość dużo swobody - jej mąż był częściej w pracy niż w domu -  więc poza spotkaniami u niej w domu, jeździli też na małe wycieczki. Czasem był to las, czasem jezioro lub rzeka. Miał na imię Grzegorz. Leżąc na kocu wtulona w niego czasem szeptała mu wprost do ucha „Grzech to nie grzech”. Całowała go w takie miejsca, o których istnieniu on nawet nie widział, bo nikt go tam wcześniej nie dotykał. Czuł się kochany
i akceptowany tak bardzo, jak nigdy dotychczas. Zabierał ją na wyprawy łódką po jeziorze. Wtedy tam na jego środku czuł, że naprawdę jest tylko on i ona. Ze nic i nikt się więcej nie liczy, i że nikt nie ma prawa zniszczyć tego szczęścia. Pożądał jej z każdym tygodniem coraz mocniej. Nawet gdy wymieniali między sobą sms`y o totalnie neutralnych sprawach, czuł, jak odzywa się jego męskość, jak Ewa działa na niego zdalnie... nawet nie jej głos, bo przecież jej nie słyszał. Ale samo to, że jego ciało pamiętało jej zapach, jej smak – sprawiało, że krew burzyła się w nim jak w młokosie. Tylko z nią potrafił robić takie rzeczy o jakich kiedyś nawet nie śmiał marzyć.
To ta jedyna – powtarzał sobie, i chcąc nie chcąc – nie mówiąc o tym na głos nawet do niej – fantazjował o byciu razem na co dzień, do końca. Budował w myślach ich dom, rodziły się kolejne dzieci.
Co jakiś czas powracał temat IUI… Ewa pytała czy się nie wycofa i żartowała,
że szkoda pieniędzy na IUI, skoro im tak dobrze w łóżku. On odpowiadał, ze jest do dyspozycji w każdej chwili, ale złościł się trochę, gdy mówiła „daj mi się jeszcze sobą nacieszyć, mój Słodki Grzechu”. Złościł się, bo brzmiało to tak, jakby chciała potem zniknąć. Aż go dławiła myśl, ze tak naprawdę mogłoby się stać. Posłusznie czekał wiec na jej „teraz jest właściwy moment”.
Bywali poza swoim miastem też na dancingach w starym stylu. Znalazł jedno takie magiczne miejsce, w którym czas stanął w miejscu. Dancing „Wrzos” w niewielkim miasteczku 30 km od ich mieszkań i rodzin, był okupowany zwykle przez ludzi w okolicy 60tki, oni jednak czuli się tam wspaniale. Nie było tam nikogo, kto mógłby dojrzeć ich Niegrzech…”dobrych bogów słodki dar (…)Ty kochasz mnie, ja kocham cie”. Mógłby ją tak trzymać w ramionach całe życie.
W jego domu była Ona i syn. Ona, coś pomiędzy lokatorką a ochmistrzynią. Niezbyt dobrze czuł się w tym mieszkaniu, w jej mieszkaniu.. bo wszystko tam było właśnie Jej. Brakowało tylko „Ż” by Ona zmieniła się w „żona”, ale nikt na to nie naciskał, nikomu się nie spieszyło do tego. Czuł często jakąś pustkę, nie umiał się do niej ustosunkować, bo z jednej strony przebywanie samemu dawało mu przyjemność,
a z drugiej chciał mieć kogoś z kim można wymienić spojrzenia, słowa, dotyk…
Z Oną tego nie przerabiali właściwie od urodzenia syna czyli jakieś 5 lat. Dlatego tęsknił do czegoś, do kogoś.. kto zapełni mu tę pustkę, ale nie szukał, nie podrywał.
To jego czasem kobiety zaczepiały, podobał się – wysoki, postawny, hebanowe oczy idealnie usadowione w kształtnej twarzy o mocno zarysowanej szczęce. Gdy się uśmiechał, wyglądał jak nastoletni łobuziak – niewątpliwie posiadał urok, który lubią kobiety. Nie korzystał z tych damskich zaczepek w żaden sposób. Teraz miał poczucie,
że czekał po prostu na Ewę.
Pojawiła się decyzja. Po roku słodkiego grzechu, który wg niego predestynował do miana „na zawsze razem” powiedziała z uśmiechem „ok, już czas”. Obawiał się,
że może ją stracić, gdy zajdzie w ciążę ale wiedział też, że jej pragnienie dziecka jest na tyle silne, że gdy on zawiedzie, wycofa się, to Ewa poszuka innego dawcy.. Oczywiste już było, że żadna klinika nie wchodzi w grę, że kliniką… stanie się ich ogień.
Dwa tygodnie później zadzwoniła do niego radosna jak nigdy. „Udało się! Za pierwszym razem!”. Szalała za szczęścia, on z mieszanymi uczuciami próbował żartować, „..że wiadomo, że przecież się starał..”… W domu jej mąż też się cieszył, że w końcu będzie tatą. Zgodził się na takie rozwiązanie, więc nawet jeśli czuł w środku dyskomfort, nie okazywał tego. Oczywiście znał wersję oficjalną – wszystko odbyło się w klinice. Dawcy nie chciał znać.
Nic się nie zmieniło, spotykali się jak dawniej, chociaż miał wrażenie, jakby jej stosunek do niego uległ lekkiemu ochłodzeniu… Tłumaczył to sobie jej stanem, hormonami, zmęczeniem… Brzuch stawał się coraz ładniejszy, pełniejszy,
a dziewczynka, która go zajmowała stawała się coraz większa. Prosił Ewę o wspólną noc, żeby chociaż raz móc przytulić się do niej po tym jak się kochali, do jej pleców, pośladków, położyć dłoń na jej brzuchu, i usnąć tak razem. Tęsknił za nią nawet wtedy, gdy był z nią, bo wiedział, ze będzie musiał wrócić do domu, a teraz.. właśnie teraz chciał być przy niej każdego dnia, w każdej chwili. Jeśli to możliwe, kochał ją teraz jeszcze bardziej. Wydawała mu się najpiękniejszą, najseksowniejszą kobietą na świecie. Lęki, którem czasem się pojawiały o to, że ona zniknie tłumił w sobie, powtarzając „.że to niemożliwe, przecież są dla siebie stworzeni, przecież ona też go kocha” Nigdy nie zapytał jej, czy kocha swojego męża. Nigdy. Sam mówił o sytuacji w swoim domu, opowiadał
o dystansie i chłodzie jaki w nim panuje… że nie są ważne tam relacje, że ważna jest wyszorowana podłoga, czysta wanna. Ona niewiele mówiła na temat swojego małżeństwa. Jednego razu, gdy zaczęła coś opowiadać, poprosił, by przestała.. nie był
w stanie słuchać, unieść tematu.
Firma zaproponowała mu wyjazd na 3-tygodniowe szkolenie, 300 km od domu. Nie chciał się zgodzić, bo akurat wtedy przypadał termin porodu. Żartował, ze przyjdzie na porodówkę, że ją porwie razem z dzieckiem. Ona czasem uśmiechnęła się krzywo na taki żart, czasem zmieniała temat. Namówiła go, żeby wyjechał, bo po porodzie i tak nie będzie czasu ani możliwości na kontakt. Mąż zaplanował dwa tygodnie urlopu,
by opiekować się swoją rodziną. Więc niech jedzie, jak wróci, będzie jak dawniej. Pojechał.
Tydzień później dostał sms`a „3300 kg, 56 cm, 10 pkt”. Odpisał „odpoczywaj.. odezwę się jak wrócę. pamiętaj, ze cię kocham”. Niewiele pamięta z tego szkolenia, jakieś wykłady, jakieś warsztaty, nowe osoby. Wszyscy oczywiście spuszczeni ze smyczy pili wieczorami do upadłego. Nie chciał. Nie uczestniczył w tym w ogóle. Jakieś dwie koleżanki mocno były zaangażowane w to, by dołączył do ich grupy biesiadująco-tańczącej. Ewidentnie widziały się już z nim w hotelowym pokoju. Wyszedł na dziwaka, mruka i odludka.
Nie pisał do niej, nie dzwonił. Ale myślami był tylko u niej, tylko z nią. Z głowy przepędzał pałętająca się postać jej męża, który nagle stał się jego rywalem. Poczuł dławiącą zazdrość. Nigdy wcześniej tak o nim nie myślał aż z taką niechęcią. Dopiero teraz, przyszło mu do głowy, że może będzie musiał z nim o nią walczyć. Jego imię „Grzegorz” pochodziło od greckiego słowa „czujny, czuwający”. Stał się właśnie takim czujnym łowcą, który nie chce pozwolić odebrać sobie mesteno… chociaż Ewa od czasu do czasu ze śmiechem mówiła mu „właściciela już mam”. Gdy dopadały go obawy o ich przyszłość, przypominał sobie wszystkie jej czułe słowa, jej ciepłe gesty, to jak na niego patrzyła, jak dbała…zarówno o jego ciało jak i o duszę. Potrafiła przybiec na spotkanie
z kanapkami w torebce, gdy wiedziała, ze może być głodny, z butelką wody, gdy wiedziała, ze może być spragniony. A na każda jedną randkę przybiegała ze swoim otwartym na niego sercem, ze swoją miłością w oczach i z nieustającym zafascynowaniem jego osobą. Kąpał się w tym jej zachwycie, widziała w nim mężczyznę, przyjaciela, kochanka, podziwiała go, słuchała o jego wodnych pasjach z takim zaangażowaniem, jakby to były i jej pasje. Może dlatego tak ją kochał. Bo wydawała się być cała jego i tylko jego, i dla niego. Nie widział przy swoim boku już innej kobiety. „Teraz…jak będzie teraz”, myślał…i znów odpędzał nieprzyjemne mrowienie niepokoju.
Po trzech szarych tygodniach wrócił do swojego domu-niedomu. Niechętnie tam, ale chętnie do miasta. Napisał sms.. ”jestem już, jak się masz”.  Oddzwoniła, rozmawiali długo i gorąco, stęsknieni za sobą, wygłodniali swoich głosów, swoich ciał, swoich twarzy…”oj, ty mój Słodki Grzechu” mówiła, i czasem naprawdę nie wiedział, czy mówi wtedy jego imię czy też traktuje ich miłość jako grzech… Wolał to pierwsze. Pejoratywność słowa „grzech” sprawiała, że wolałby by to było imię.
Znów zaczęli się widywać, ale nie było już jak dawniej… trochę narzekał, że ma mniej czasu dla niego. Niby rozumiał, że przecież Ewa jest już mamą, że opiekuje się córeczką, że to jej teraz podstawowe zajęcie.. ale tęsknił nieustannie. Któregoś wieczoru znalazł w internecie na sprzedaż piękny kawałek ziemi, blisko miasta, ale w urokliwej wiosce, czuł, że będzie zachwycona, że właśnie tam mogą zbudować swoje szczęście. Zaplanował już wszystko, kupi tę ziemie, weźmie kredyt na budowę dom. Onej powie, że to koniec, bo to przecież fikcja…syna będzie zabierał na weekendy do nowego domu, do domu, na który składają się nie tylko ściany i dach ale gdzie jest ciepło, czułość, śmiech
i morze miłości.  Nie rozmawiał nigdy na poważnie z Ewą o ślubie, czasem tylko żartowała, że dopóki nie będzie Legalna nie pozwoli się więcej dotknąć. Rozczulało go to.
Skontaktował się z właścicielem ziemi, dokonał transakcji. Miał oszczędności, mógł sobie pozwolić. Nie mówił nic Ewie, to miała być niespodzianka. 40 arów,  z jednej strony osłonięte brzozowym zagajnikiem, z dwóch stron łąka z zieloną soczystą trawą, nakrapiana makami i chabrami. Był podekscytowany jak nastolatek przed wyjazdem na obóz. Wyobrażał sobie, jak bardzo zmieni się jego życie, jak będzie cudownie budzić się
i usypiać przy boku ukochanej kobiety. Zamiast pierścionka, oświadczy się jej właśnie tam, podarując jej ten piękny zakątek. Na początek.
Myślał już też o sobie jako o tacie córeczki, nie tylko syna. Nie zastanawiał się,
co poczuje tamten mężczyzna, jej mąż. W głowie miał fajerwerki szczęścia. W pracy kumple się śmiali „A ty co, Grzesiek, zakochałeś się?”. Tylko Ona w domu nic nie widziała, nic nie czuła swoją kobiecą intuicją. Sypiali nadal co prawda w jednym łóżku, ale nie ze sobą. Od dawna. Gdyby jej na nim chociaż odrobinę zależało – dostrzegłaby, bez wątpienia.
Wybrał dzień, kiedy zabierze tam Ewę, kiedy jej pokaże ich miejsce na przyszły dom, kiedy jej się oświadczy. Poniedziałek, to będzie piękny tydzień, pięknie go zaczną – wbrew popularnej opinii o tym dniu. W sobotę pisał do niej, że ma niespodziankę. Wysłała mu kilka uśmiechów, buziaków. Ewidentnie nie mogła pisać, myślał. Ale to nic, od poniedziałku to się wszystko zmieni. Ewa powie w domu, że odchodzi od męża, on powie w domu, że też ma już dość obojętności i chłodu. Będą razem, chociaż pewnie na początek w wynajętym mieszkaniu. Ale był gotowy na to. Psychicznie, finansowo
i miłośnie. Całym sobą.
Minęła leniwa niedziela, pełna konwenansów i rosołów. W poniedziałek rano, kiedy już miał możliwość spokojnej rozmowy, wybrał numer Ewy. Nie odebrała. Poczekał chwile, aż oddzwoni …ale cisza. Spróbował jeszcze raz i jeszcze, po raz kolejny. I nic. Sprawdził skrzynkę emailowa, też pusta. Po dwóch godzinach dostał od niej sms`a: „Wyjeżdżam Mój Grzechu. Mąż dostał kontrakt w Argentynie. Nie chciałam Cię wcześniej martwić, po co mieliśmy oboje się tym truć. Ty masz swoje życie, rodzinę -  której nie wolno mi niszczyć. Byłeś miłością mojego życia, nie grzechem. Grzech jest czymś złym, TY byłeś czymś najlepszym, najsłodszym, najbliższym. Za dwie godziny mamy samolot. Będę tęsknić. Do końca życia”.
Upadł… przynajmniej tak mu się, wydawało, że upadł, bo chyba siedział, gdy to czytał. Najpierw pomyślał, że to pomyłka, albo może głupi dowcip.. nie wiedział, czy ma odpisać, czy zadzwonić…zdecydował się na drugie licząc się z tym, że Ewa może nie być sama… Ale przecież to JEGO Ewa. Wybrał numer i usłyszał: ”abonent jest chwilowo niedostępny.”
Dzisiaj, chociaż minęło już ponad 8 lat, to nadal nie wie, czy był jej Grzechem czy Niegrzechem. Czy był miłością, która się zdarza raz na sto lat, czy zagrał w świetnie wyreżyserowanym spektaklu, gdzie ktoś się wybornie bawił jego sercem – które do dziś jest roztrzaskane w drobny mak… i chociaż wciąż bije, to tylko siłą rozpędu.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo