-->

niedziela, 19 sierpnia 2018

#17 "Zapach nadziei" Justyna Gross

 
Zapach nadziei
Justyna Gross


- Nie uważasz, że za bardzo schudłam?- zapytała mnie nad ranem, gdy nasze nagie ciała stanowiły jedność.

- Pięknie wyglądasz- pocałowałem Ją w kościste ramię.- Jak będziesz gruba, to cię zostawię- zażartowałem.

Poczułem, jak napina mięśnie. Odniosłem wrażenie, że na chwilę przestała oddychać.
- Ty durniu- pomyślałem.- Kiepski z ciebie pocieszyciel, z jeszcze gorszym poczuciem humoru.
Zauważyłem Jej spadek wagi. Przypuszczałem, iż jest na diecie, by w dniu swoich czterdziestych urodzin wbić się w seksowną kieckę. Medal dla tego, kto zrozumie kobietę.
- Przestań się zadręczać- klepnąłem Ją w pośladek.- Bardzo mi się podobasz. Jesteś idealna. Inaczej bym z tobą nie był.
Coś poszło nie tak, bo wyskoczyła z łóżka, jak rażona prądem i pobiegła do łazienki.
- Chyba nie jest w ciąży?- pomyślałem z trwogą.
Wychowałem już dziecko. Przeżyłem kolki, biegunki, kiełkujące zęby. Dałem sobie radę z buntem dwulatka, czterolatka, dwunastolatka, szesnastolatka i brakiem pomysłu na życie dwudziestopięciolatka. Pomimo rozwodu zawsze byłem obecny w życiu mojego syna. Związałem się z dwadzieścia lat młodszą kobietą, by w końcu żyć i kochać się do woli oraz podróżować, a nie zmieniać pieluchy. Jestem na to za stary. Tylko na to. Oby ten Jej nastrój spowodowany był moim niewyparzonym jęzorem, a nie burzą ciążowych hormonów.
Trzy miesiące przed moimi czterdziestymi urodzinami usłyszałam diagnozę- nowotwór złośliwy piersi. Dowiedziałam się również, że są różne stopnie tej złośliwości, a osobnik panoszący się w moim ciele należy do najgorszych.
Uprzejmy lekarz bezosobowym tonem wyjaśnił mi zawiłe terminy występujące w opisie badania histopatologicznego, poinformował o najbardziej prawdopodobnych scenariuszach i zaproponował procedurę medyczną mającą na celu ratowanie mojego życia.
- Jest to tzw procedura radykalna: mastektomia, chemioterapia przed i po zabiegu, a następnie radioterapia.  Wszystkie działania mają na celu doprowadzić do wyzdrowienia pacjenta, stąd określenie „radykalna”. Myślę, że mogę tu szacować 90% szansy na powodzenie, gdyż zmiana została szybko wykryta- mówił jak automat w serwisie infolinii.
- Jak zmienią się te statystyki, gdy nie zgodzę się na mastektomię?- zapytałam.
Nie był zaskoczony tym pytaniem. Pewnie każda kobieta pyta o inne drogi prowadzące do wyzdrowienia.
- W pani przypadku, jeśli usuniemy tylko guza, nawet z marginesem, szanse maleją do 30%- powiedział ostrym tonem, jakby celowo chciał mnie wystraszyć.
- A te statystyki skąd pan bierze? Z podręcznika do matematyki?!- krzyknęłam histerycznie.
Automatycznie podał mi pudełko z chusteczkami. Na płacz też był przygotowany.
- Z mojego wieloletniego doświadczenia- odrzekł surowo.- Proszę to wszystko przemyśleć w domu, bez emocji- dodał już nieco cieplejszym tonem.
- Nie potrzebuję niczego przemyśleć…
- Oczywiście, że pani potrzebuje- przerwał mi.- To nie jest kupno sukienki. Tu chodzi o pani życie. Do zobaczenia za 3 tygodnie. Tu jest lista badań, jakie należy zrobić przed zabiegiem- podał mi kartkę.
- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęła, a ja zbladłem czując co dalej nastąpi.- Mam pewien problem natury zdrowotnej- kontynuowała.- To nic poważnego!- szybko uprzedziła moje pytanie. - Takie tam sprawy kobiece. Będę miała zabieg i czeka mnie kilka miesięcy farmakoterapii i rehabilitacji.
- Kochanie nie martw się- pogłaskałem ją po zapadniętym policzku- cały czas będę przy tobie.
- Nie!- krzyknęła.
Moja ręka zatrzymała się w powietrzu, jakby mózg zapomniał podać jej odpowiedni komunikat. Co się dzieje?- analizowałem.- Czy ona mówi mi prawdę?
Przemówiła dużo spokojniej, jakby czytała w moich myślach, tylko drżenie jej głosu zdradzało skrywane emocje.
- Zabieg będzie w Gdańsku. Zatrzymam się u przyjaciółki. Pragnę pozostać u niej na cały okres rekonwalescencji.
Chciałem protestować, lecz nie dała mi dojść do głosu.
- Zrozum Kocie. Tak będzie prościej. Gosia ma dom na wsi niedaleko Gdańska. Jest na emeryturze i obiecała wozić mnie do lekarzy. W jej magicznym ogrodzie szybko nabiorę sił.
Otworzyłem usta, by przerwać ten bezsensowny monolog, ale zakryła mi je palcem.
- Ciii… Nic nie mów, bo to trudna dla mnie decyzja. Nie chcę byś mnie odwiedzał przez ten czas. Opieka nad chorą osobą to pewien próg intymności, którego nie chcę przekraczać. Nie na tym etapie naszej znajomości. Uszanuj moją decyzję. Spotkamy się w ogrodzie Gosi, gdy zakwitnie czarny bez. Wiesz, jak kocham te biały kwiaty i ich niebiański zapach. Ten aromat niesie szczęście z powodu ciepłej wiosny, przynosi nadzieję i miłość. Jak w tej przedwojennej piosence.

Kiedy znów zakwitną białe bzy,
Z brylantowej rosy, w wonnej mgły,
W parku pod platanem
Pani siądzie z panem,
Da mu słodkie usta rozkochane.”

- Zawsze wyobrażałam sobie, że ten tekst jest o białych kwiatach dzikiego, czarnego bzu. Kocham cię- zakończyła ten niecodzienny poemat i wyjechała.
Nie zgodziłam się na mastektomię. Co ma być, to będzie. Jestem dobrej myśli. Czymże jest moje życie bez Niego. Dobrze Go znam. Dla Niego muszę być stuprocentową kobietą.
Włożyłam walizki do bagażnika, a na siedzeniu pasażera przypięłam transporter z Mią- moją czarną kotką.  Przyzwyczajona do częstych podróży kicia nie protestowała. Ze spokojem wtuliła się w swój polarowy kocyk.
- Ruszamy księżniczko. Czas rozpocząć wędrówkę tą wyboistą drogą. Będziesz miała u Gosi koci raj. Spodoba ci się w ogrodzie.
Mia zamiauczała w odpowiedzi.
- Jak zawsze jesteśmy zgodne- roześmiałam się- i nierozłączne- dodałam.

Jeszcze nigdy nie dłużyła mi się tak zima. Dzwonię do Niej codziennie. Podobno zabieg się udał, lecz doskwierają Jej skutki uboczne jakiś leków. Przeważnie prowadzimy długie rozmowy, żartujemy i snujemy plany na przyszłość. Bywają dni, że ja mówię, a Ona tylko słucha. Twierdzi, że jest zmęczona i chętnie odpocznie przy kojącym dźwięku mojego głosu. Opowiadam Jej wówczas ze szczegółami miniony dzień, a Ona zasypia. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Jej słaby głos przeczy zapewnieniom o rychłym wyzdrowieniu.
Przyjaciółka opiekuje się mną jak własną córką. Jest na mnie wściekła tak bardzo, jak wielką darzy mnie miłością. Od początku nie popiera moich decyzji odnoście usunięcia samego guza i ukrywania prawdy przed Nim. Od czasu do czasu wykrzyczy mi swoje racje, by po chwili profesjonalnie, niczym pielęgniarka zająć się moim umęczonym ciałem i niczym terapeutka – zranioną duszą.
Mia nie odstępuje mnie na krok. Przeważnie leży na moim brzuchu. Ona wie…
Learze też wiedzą, lecz nam niepotrzebna jest ta wiedza. Walczymy dzielnie i marzymy o pięknych dniach skąpanych w słońcu. Oby do wiosny! Wkrótce zakwitnie czarny bez.
Brak wiadomości, to zawsze zła wiadomość. Cały tydzień odchodzę od zmysłów, nie mogąc się do Niej dodzwonić. Codziennie słyszę Jej głos nagrany na poczcie głosowej. Nie  znam numeru telefonu przyjaciółki. W rozmowie zdążyła mi przekazać nazwę miejscowości i lokalizację domku w pobliżu zabytkowego kościoła.
Gdy chciałem wyruszyć na poszukiwanie ukochanej, dostałem sms o treści: „Przyjedź. Malkowo 25 b”. Bezskutecznie próbowałem oddzwonić. Pojechałem więc pod wskazany adres. Bez problemu odnalazłem małą, kamienną świątynię. Zatrzymałem samochód i wyszedłem w poszukiwaniu kogoś, kto wskaże mi dalszą drogę. Zauważyłem staruszkę na przykościelnym cmentarzu. Idąc w jej kierunku moją uwagę przykuł niecodzienny widok.  Na płycie jednego z nagrobków, pomiędzy donicą, a palącym się zniczem, leżał zwinięty w kłębek, czarny kot. Z pobliskiego krzewu, niczym śnieg sypały się białe płatki. Opadały na niewzruszonego tym faktem kota. Ten obrazek i zapach wbił się cierniem w moje serce.
- Mia?- zapytałem sam siebie.
Kotka uniosła łepek i spojrzała na mnie pełnymi rozpaczy, zielonymi oczyma. Nogi same mnie poniosły w kierunku nagrobka. Nie mogłem nic odczytać z tablicy z powodu łez napływających strumieniami.
- Odeszła tydzień temu- usłyszałem za sobą czyjś głos.- Jestem Jej przyjaciółką- kobieta wyciągnęła do mnie rękę.
- Ale… Jak to? Boże…- potrafiłem w tej chwili tylko siąść na drewnianej ławce. Była biała i elegancka. Taka, o jakiej Ona zawsze marzyła. Ławeczka pod krzewem czarnego bzu.
- To był nowotwór złośliwy piersi. Pan powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie zgodziła się na mastektomię…- urwała wypowiedź, jakby w ostatniej chwili zrezygnowała z oskarżeń.
- Nie wiedziałem…
- Rak przerzucił się do wątroby i płuc. Tak pragnęła dotrwać do lata..- głos kobiety się załamał. Otarła szybko łzy.- Prosiła, by zaopiekował pan się Jej kotką. Leży tu biedna od tygodnia i jeśli nie zacznie jeść to i ją będę musiała pochować. Do widzenia- powiedziała i odeszła tak szybko, jak się pojawiła.
Siedziałem na tej ławce do zmroku. Kwiecisty śnieg okrył moje skulone ramiona. Rozmawiałem z Nią, lecz nie mogła mi już odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania.
Najchętniej położył bym się obok kotki i zasnął na wieki. Tymczasem wziąłem na ręce zwierzątko i ruszyłem w stronę samochodu.
- Choć malutka- przytuliłem wątłe ciałko- wracamy do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo