-->

niedziela, 19 sierpnia 2018

#18 "Ada! To nie wypada!" KOBIETATOJA

Ada! To nie wypada!
KOBIETATOJA 



- Pa kochanie. Wracam za kilka dni, chcę spędzić z mamą trochę czasu. Dawno u niej nie byłam.  Wszystko masz uszykowane. Z głodu nie zginiesz. Lodówka jest pełna, rzeczy wyprane i poukładane w szafach. Poradzisz sobie przez ten czas beze mnie.
- Będzie ciężko, bo bez ciebie to ja nic nie potrafię. – Stan miał na twarzy wymalowany smutek. Stał bezradnie w drzwiach domu, gdy Jeny pakował torby do samochodu.
- Mój duży chłopczyku, dasz radę. To tylko kilka dni.
- Nie wypada zostawiać męża samego bez opieki.
- Poważnie? Gdzie to zostało napisane? W jakimś męskim regulaminie? Całuję cię i już muszę jechać. Wiesz, że mam do pokonania kawałek drogi. – Jeny wsiadła do samochodu i uruchomiła go. Opuściła szybę i powiedziała do męża – Lubię pracę tego silnika. Chociaż on nie mówi mi, co wypada a co nie. Zadzwonię, jak dojadę. Kocham cię.
Ruszyła pospiesznie, tak jakby bała się, że ktoś ją zatrzyma przed podróżą. Spojrzała we wsteczne lusterko. Stan bezradnie stał w progu ich domu przerażony kilkudniową samotnością i brakiem opieki żony. Po kilkunastu sekundach jego obraz znikł w lusterku.  Jechała uliczkami miasteczka, w którym mieszkała od kilku lat. W podobnym miasteczku dorastała, mieszkając z mamą. Właśnie jechała do niej i do tego, co zostawiła, przeprowadzając się tu. Skręciła na główną drogę i  przed sobą miała prostą szosę. Czekała ją ponad godzinna jazda. Spojrzała na siedzenie pasażera. Leżała na nim płyta ze starymi melodiami. W radio grali kolejne przeboje. Lubiła te współczesne piosenki, jednak tym razem postanowiła włączyć leżącą obok niej płytę. Spojrzała na listę piosenek znajdujących się na okładce. Piątym tytułem była piosenka „Ada! To nie wypada!”.  Jechała i słuchała wykonania przedwojennego hitu. „To były piosenki, takich już dziś nie ma” – powiedziała do samej siebie. I przypomniała sobie słowa męża: „Nie wypada zostawiać męża samego bez opieki” i uśmiechnęła się do siebie. Mijała kolejne miasteczka, pola i lasy. W towarzystwie przedwojennych przebojów droga minęła jej szybko i oto właśnie zbliżała się do znanego jej z dzieciństwa i lat studenckich miasteczka. W oddali zobaczyła wieżę kościoła, przy którym znajdował się mały rynek. Powoli się do niego zbliżała. Lodziarnia była tam nadal i sklepik, w którym kupowała chleb, gdy mama wysyłała ją po zakupy, które mieściły się w koszyku przyczepionym do roweru. Do chleba zawsze kupowała masło i jakąś wędlinę, kilka pomidorów i cebulę.  Po zrobieniu zakupów mama pozwalała jej wydać na swoje zachcianki dwa złote. Tak się umówiły i nigdy tej kwoty nie przekroczyła.  Nie zawsze jednak kupowała coś dla siebie. Odkładała te pieniądze do skarbonki i dzięki temu mogła kupić prezenty na Boże Narodzenie mamie i babci.  Zwykłe drobiazgi, ale cieszyło ją, że chociaż to mogła podarować dwóm najwspanialszym kobietom, które się nią opiekowały. Mama i babcia zgrabnie udawały zdziwienie, że pod choinką są i dla nich prezenty.
- O, niemożliwe. I dla mnie coś się znalazło w torbie Świętego Mikołaja. – I zachwycona odpakowywała pospiesznie paczuszkę, w której zwykle była para rajstop albo tanie perfumy z kiosku. – Zobacz, jaki śliczny kolor mają te rajstopy. Mamo, a ty, co dostałaś w tym roku?
- Perfum i teraz będę wspaniale pachnieć, idąc na spotkanie z koleżankami. Znowu będą mi zazdrościć wnuczki.  – I babcia posyłała w jej stronę najpiękniejszy uśmiech.
Wspomnienia z dzieciństwa były bardzo bliskie. Wyjechała z rynku i skręciła w prawo. W drogę, która wiodła do jej rodzinnego domu, położonego najdalej od miasteczka. Pozostały jej jeszcze trzy kilometry. Mijała domy znajomych z dzieciństwa osób, które znajdowały się na ulicy, którą kiedyś pokonywała codziennie rowerem – do szkoły, a w niedzielę do kościoła.  Minęła ostatni dom po prawej stronie i w oddali widziała już dom mamy.  Mieszkała sama po śmierci babci i jej wyprowadzce z domu. Podjechała pod dom. Lata świetności miał już dawno za sobą. Siedziała w samochodzie i przyglądała się jemu.  Ze starych drewnianych okien sypała się farba, która pożółkła w słońcu. Dachówki były omszałe, a na dachu znajdowało się mnóstwa igliwia z drzew rosnących przy domu. Tynk przy drzwiach i wokół okien dawno już odpadł, odkrywając starą czerwoną cegłę. Pomimo fatalnego widoku dom dawał jej poczucie bezpieczeństwa, bo mieszkała w nim jej mama, która zawsze była dla niej wsparciem i kochała ją. Czuła tę miłość każdego dnia w kanapkach uszykowanych do szkoły i w pieczonym, co sobotę placku. Niedzielne obiady zawsze były jadane razem z babcią, która gotowała rosół i robiła własnoręcznie makaron.  W domu zawsze było czysto. Choć mieszkały skromnie, nigdy niczego nikomu nie brakowało. Mama dbała o wszystko. Mama. Zadzwoniła do niej kilka dni temu i poprosiła ją, by przyjechała do niej na kilka dni, bo chce z nią o czymś porozmawiać.  Nie powiedziała, na jaki temat.
- Mamo, ale co się stało? Powiedz mi, bo się denerwuję. Jesteś chora?
- Nie, nie jestem chora. Przyjedź do matki i tyle. Porozmawiamy. Placek upiekę i wypijemy herbatę.
- Dobrze, załatwię urlop w firmie i przyjadę. Wystraszyłaś mnie tą nagłą prośbą, ale jak jesteś zdrowa,  to już mniej się denerwuję.
Wysiadła z samochodu, w którym zamyśliła się nad przeszłością i rozmową sprzed kilku dni. Wzięła bagaż, który nie był aż tak duży. Przecież to tylko kilka dni.  Stojąc z torbą w ręku i torebką na ramieniu napisała SMS do męża: „Dojechałam szczęśliwie. Wierzę, że poradzisz sobie. Całusy. Kocham cię”. Nacisnęła „wyślij” i skierowała się do drzwi wejściowych domu. Zapukała. Nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Weszła do środka. W domu pachniało plackiem drożdżowym, który był specjalnością mamy.
- Dzień dobry. – Powiedziała głośno. Nikt jej nie odpowiedział. W kuchni na stole leżał placek w blaszce i w kubku była zaparzona herbata. Poszła do pokoju gościnnego. Tam również jej nie było. Spojrzała przez okno. Była w ogródku na tyłach domu.  Pieliła pochylona.  Otworzyła okna i zawołała – Mamo, przyjechałam. Pomóc ci pielić ogródek?
- Witaj córciu. Nie, już kończę. Zrobiłam już wszystko, co miałam zrobić. Został mi tylko ten mały fragment. Zrób sobie herbatę, a ja za pięć minut przyjdę. – Mama wyprostowała się i pomachała ręką. Miała na sobie jak zwykle do pracy w ogródku kombinezon, w którym lubiła robić porządki w ogródku. Kupiła go sobie jakiś czas temu i od tego momentu zawsze szła do w nim do ogrodu. Miał kilka kieszeni, w których mogła mieć pod ręką najprzydatniejsze rzeczy do pracy w ogródku. Spojrzała na nią. Pomimo upływu lat wypiękniała. Miała kilka zmarszczek więcej, ale twarz była muśnięta lekką opalenizną, a w oczach miała jakieś iskierki, których dawno u niej  już nie widziała.
Zamknęła okno i wróciła do kuchni. Wstawiła wodę i czekając, aż się zagotuje, przeszła się po reszcie domu. Poszła do swojego pokoju, w którym nic się nie zmieniło od momentu jej wyprowadzki. Było czysto. Mama sprzątała jej pokój, pomimo iż nikt w nim nie przebywał od kilku lat.  Weszła do pokoju mamy.  Przez lekko uchylone okno do pokoju wkradał się zapach kwiatów rosnących pod oknem.  Na łóżku mamy leżały dwie walizki, w których spakowane były rzeczy. „Czyżby mama jechała na wakacje?” – Pomyślała. Woda w czajniku już wrzała, o czym oznajmiał głośny gwizdek w czajniku. Wróciła do kuchni, otworzyła szafkę i wyjęła swój kubek.  Włożyła torebkę herbaty i zalała wrzątkiem. Zapach miętowej herbaty powoli zaczął roznosić się po kuchni.
- Zawsze lubiłaś miętową herbatę. – W drzwiach kuchni stanęła mama. Uśmiechnięta pomimo pracy w ogródku. – Zaraz nakroję placka. Co u ciebie córciu słychać?
- W pracy wszystko w porządku. I ze Stanem też nam się układa. Prowadzę spokojne i sielankowe wręcz życie. Dom, praca a w weekendy staramy się być ze sobą. Nic specjalnego nie planujemy, ale wychodzimy do kina, czasami do teatru. Wszyscy pytają,  kiedy będziemy mieć dzieci, a my na razie chcemy nacieszyć się sobą.  Czy jest w tym coś złego?
- Nie, skądże znowu. Ja już o wnuka nie pytam. Cieszę się, że wam się układa. To wasze życie, a nie innych ludzi czy moje, prawda?
- Właśnie mamo. Trafiłaś w sedno. To nasze życie, a na wnuka przyjdzie czas. Jeszcze będziesz miała go dosyć. Zamieszkasz z nami i będziesz mogła zajmować się nim. – Jeny uśmiechnęła się do mamy. – Zamieszkamy całą rodziną. Stan się na to zgadza.
- Widzisz córeczko. Musimy porozmawiać. Poprosiłam, byś przyjechała sama, bo w sumie Stanowi nic do tego, co zamierzam zrobić.
- Jedziesz pewnie na wakacje. Widziałam walizki. Gdzie się wybierasz? Nigdy nie wyjeżdżałaś sama.
- Nie jadę na wakacje. Całe życie żyłam i mieszkałam w tym małym miasteczku. Opiekowałam się tobą i tatą, dopóki nie odszedł do innej kobiety.
- Wiem i dziękuję ci za to, że dbałaś o mnie i dom.
- Dbałam o to wszystko, bo wymagało tego ode mnie otoczenie, ludzie żyjący w tym małym miasteczku, które jest tak zaściankowe, że już bardziej nie można sobie wyobrazić. Wszystko, co dotąd robiłam w życiu, było dla kogoś, po coś, bo inaczej nie wypadało. Pamiętasz taką piosenkę „Ada! To nie wypada!”?
- Pewnie, że tak. Słuchałam jej, jadąc do ciebie. Mam ją zawsze w samochodzie. Kupiłaś mi kilka lat temu płytę ze starymi melodiami. Piękne słowa, ale ty nigdy nie zrobiłaś nic przekornego. Zawsze wszystko zaplanowane. Ułożone życie, nawet jak się nie udało wam z tatą. Dziadek byłby dumny z takiej córki. Mamo, jesteś wspaniałym przykładem super kobiety.
- Nie kochana. Jestem przykładem tego, że wszystko robiłam, by zadowolić innych. Nigdy nie miałam swojego życia, swojej pasji, nigdy nie zrobiłam nic szalonego.  Tak jak w piosence – wyszłam za mąż, bo w tamtych czasach nie wypadało być starą panną. Zaraz po ślubie zaszłam w ciąże, bo wypadało mieć dziecko. I z tego jednego powodu jestem szczęśliwa. Z faktu, że chciałam mieć cię. Reszta mojego życia była na przekór mnie. Żaby tatko się nie denerwował, jak w piosence: „Wciąż się martwił biedny tatek, co ma począć, nie wie sam… taki jak ja gagatek, nie lada to fram”. Robiłam, więc wszystko, by taty nie martwić.  Zdusiłam własne życie do poziomu zadowolenia tatka i najbliższego otoczenia.
- Nie byłaś szczęśliwa, wiodąc takie życie?
- W jakimś stopniu starałam się odnajdywać szczęście w codziennych obowiązkach. Robiłam to tylko dla ciebie. Dziś już jesteś dorosła, jesteś szczęśliwą mężatką. Mogę wreszcie zacząć żyć tak jak Ada. Żyć tak jak nie wypada kobiecie w moim wieku, bo oczekujecie, że zajmę się wnukiem, bo czekacie, aż zamieszkam z wami i będę wam usługiwać. Nie córeczko, ja tej roli nie chcę przyjąć na pełny etat. Wreszcie chcę żyć po swojemu, z dala od tego miejsca i tego małomiasteczkowego „Ada! To nie wypada!”. Teraz będę powtarzać sobie, szalejąc na swój sposób, że „Ada! To nie wypada!” i z radością popełniać kolejne szaleństwa.
- Mamo, nie poznaję cię, zaskakujesz mnie. Co ja powiem Stanowi? Że teściowa oszalała?
- Widzisz, mów mu, co chcesz. Ja się spakowałam i biorę ze sobą tyle, ile pomieściło się w dwóch walizkach. Poznałam mężczyznę w moim wieku i mamy zamiar żyć. I jeszcze trochę zaszaleć.  Nie wypada już w tym wieku? Nie przejmuję się, co pomyślą inni.
- A praca? A ten dom? Mamo, jak możesz tak nagle to wszystko rzucić.
- Masz matkę emerytkę. Nie chwaliłam się, bo pewnie zaraz byś chciała mnie mieć u siebie. – Uśmiechnęła się do Jeny. – Teraz już wiesz i nic i nikt nie zmieni podjętych przeze mnie decyzji. Pojutrze wyjeżdżamy, a na drogę uszykowałam sobie piękną koszulkę. – Wstała i podeszła do kredensu. Wyjęła siatkę a z niej T-shirt. – Spójrz.  – Rozłożyła ją. Napis był krótki, aczkolwiek wymowny: „ADA, TO NIE WYPADA! – Serio?”.
- Nie odwiodę cię od pomysłu wyjazdu z nieznajomym mężczyzną. Znasz go dobrze?
- A ty znałaś dobrze swojego męża przed ślubem?
- Nie, jeszcze się go uczę. Ledwo do ciebie wyjechałam, bo marudził, że nie wypada zostawić męża samego w domu.
- Widzisz i nigdy nie poznasz go do końca. Twojego ojca też poznałam dopiero po rozstaniu. Tak w życiu bywa. Nie znam tego mężczyzny, ale wiem jedno, że dziś jest nam ze sobą dobrze i teraz mam wreszcie czas, by robić te wszystkie rzeczy, których wcześniej nie wypadało.
- Dobrze, jedź, więc i daj znać, jak się wam układa. Daleko jedziecie?
- Daleko i odważnie. W nieznane i całkiem nowe miejsce. Gdzieś gdzie będziemy sobą, a codzienność nie będzie szara i nudna.  Raz się żyje, córeczko.
Te dwa dni spędziły na rozmowach i spacerach. Dzień wyjazdu nadszedł bardzo szybko i pod dom podjechał samochód, z którego wysiadł mężczyzna w wieku jej mamy. Wysoki, postawny. Ubrany był w wygodny sportowy strój, akurat na długą podróż. Mama założyła spodnie i zakupioną koszulkę. Wyglądała ślicznie.
- Jedziemy córeczko. Pytałaś, co z domem, a ja nie odpowiedziałam. O emeryturze już wiesz, a dom zapisałam na ciebie. Tutaj w kopercie masz wszystkie niezbędne dokumenty. Trzymaj się dzielnie i pozdrów ode mnie zięcia. Czekam na wnuka i obiecuję, że wpadnę z krótką wizytą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo