Ada! To nie wypada!
KOBIETATOJA
Piosenka: Loda Niemirzanka - Ada! To nie wypada!
-
Pa kochanie. Wracam za kilka dni, chcę spędzić z mamą trochę czasu. Dawno u
niej nie byłam. Wszystko masz
uszykowane. Z głodu nie zginiesz. Lodówka jest pełna, rzeczy wyprane i
poukładane w szafach. Poradzisz sobie przez ten czas beze mnie.
- Będzie ciężko, bo bez ciebie to ja nic nie potrafię. – Stan
miał na twarzy wymalowany smutek. Stał bezradnie w drzwiach domu, gdy Jeny
pakował torby do samochodu.
- Mój duży chłopczyku, dasz radę. To tylko kilka dni.
- Nie wypada zostawiać męża samego bez opieki.
- Poważnie? Gdzie to zostało napisane? W jakimś męskim
regulaminie? Całuję cię i już muszę jechać. Wiesz, że mam do pokonania kawałek
drogi. – Jeny wsiadła do samochodu i uruchomiła go. Opuściła szybę i
powiedziała do męża – Lubię pracę tego silnika. Chociaż on nie mówi mi, co
wypada a co nie. Zadzwonię, jak dojadę. Kocham cię.
Ruszyła pospiesznie,
tak jakby bała się, że ktoś ją zatrzyma przed podróżą. Spojrzała we wsteczne
lusterko. Stan bezradnie stał w progu ich domu przerażony kilkudniową
samotnością i brakiem opieki żony. Po kilkunastu sekundach jego obraz znikł w
lusterku. Jechała uliczkami miasteczka,
w którym mieszkała od kilku lat. W podobnym miasteczku dorastała, mieszkając z
mamą. Właśnie jechała do niej i do tego, co zostawiła, przeprowadzając się tu. Skręciła
na główną drogę i przed sobą miała
prostą szosę. Czekała ją ponad godzinna jazda. Spojrzała na siedzenie pasażera.
Leżała na nim płyta ze starymi melodiami. W radio grali kolejne przeboje.
Lubiła te współczesne piosenki, jednak tym razem postanowiła włączyć leżącą
obok niej płytę. Spojrzała na listę piosenek znajdujących się na okładce. Piątym
tytułem była piosenka „Ada! To nie
wypada!”. Jechała i słuchała
wykonania przedwojennego hitu. „To były piosenki, takich już dziś nie ma” –
powiedziała do samej siebie. I przypomniała sobie słowa męża: „Nie wypada
zostawiać męża samego bez opieki” i uśmiechnęła się do siebie. Mijała kolejne
miasteczka, pola i lasy. W towarzystwie przedwojennych przebojów droga minęła
jej szybko i oto właśnie zbliżała się do znanego jej z dzieciństwa i lat
studenckich miasteczka. W oddali zobaczyła wieżę kościoła, przy którym znajdował
się mały rynek. Powoli się do niego zbliżała. Lodziarnia była tam nadal i
sklepik, w którym kupowała chleb, gdy mama wysyłała ją po zakupy, które
mieściły się w koszyku przyczepionym do roweru. Do chleba zawsze kupowała masło
i jakąś wędlinę, kilka pomidorów i cebulę. Po zrobieniu zakupów mama pozwalała jej wydać
na swoje zachcianki dwa złote. Tak się umówiły i nigdy tej kwoty nie
przekroczyła. Nie zawsze jednak kupowała
coś dla siebie. Odkładała te pieniądze do skarbonki i dzięki temu mogła kupić
prezenty na Boże Narodzenie mamie i babci.
Zwykłe drobiazgi, ale cieszyło ją, że chociaż to mogła podarować dwóm
najwspanialszym kobietom, które się nią opiekowały. Mama i babcia zgrabnie
udawały zdziwienie, że pod choinką są i dla nich prezenty.
- O, niemożliwe. I dla
mnie coś się znalazło w torbie Świętego Mikołaja. – I zachwycona odpakowywała
pospiesznie paczuszkę, w której zwykle była para rajstop albo tanie perfumy z
kiosku. – Zobacz, jaki śliczny kolor mają te rajstopy. Mamo, a ty, co dostałaś
w tym roku?
- Perfum i teraz będę
wspaniale pachnieć, idąc na spotkanie z koleżankami. Znowu będą mi zazdrościć
wnuczki. – I babcia posyłała w jej
stronę najpiękniejszy uśmiech.
Wspomnienia z
dzieciństwa były bardzo bliskie. Wyjechała z rynku i skręciła w prawo. W drogę,
która wiodła do jej rodzinnego domu, położonego najdalej od miasteczka.
Pozostały jej jeszcze trzy kilometry. Mijała domy znajomych z dzieciństwa osób,
które znajdowały się na ulicy, którą kiedyś pokonywała codziennie rowerem – do
szkoły, a w niedzielę do kościoła. Minęła
ostatni dom po prawej stronie i w oddali widziała już dom mamy. Mieszkała sama po śmierci babci i jej
wyprowadzce z domu. Podjechała pod dom. Lata świetności miał już dawno za sobą.
Siedziała w samochodzie i przyglądała się jemu.
Ze starych drewnianych okien sypała się farba, która pożółkła w słońcu.
Dachówki były omszałe, a na dachu znajdowało się mnóstwa igliwia z drzew
rosnących przy domu. Tynk przy drzwiach i wokół okien dawno już odpadł,
odkrywając starą czerwoną cegłę. Pomimo fatalnego widoku dom dawał jej poczucie
bezpieczeństwa, bo mieszkała w nim jej mama, która zawsze była dla niej
wsparciem i kochała ją. Czuła tę miłość każdego dnia w kanapkach uszykowanych
do szkoły i w pieczonym, co sobotę placku. Niedzielne obiady zawsze były jadane
razem z babcią, która gotowała rosół i robiła własnoręcznie makaron. W domu zawsze było czysto. Choć mieszkały
skromnie, nigdy niczego nikomu nie brakowało. Mama dbała o wszystko. Mama.
Zadzwoniła do niej kilka dni temu i poprosiła ją, by przyjechała do niej na
kilka dni, bo chce z nią o czymś porozmawiać.
Nie powiedziała, na jaki temat.
- Mamo, ale co się
stało? Powiedz mi, bo się denerwuję. Jesteś chora?
- Nie, nie jestem
chora. Przyjedź do matki i tyle. Porozmawiamy. Placek upiekę i wypijemy
herbatę.
- Dobrze, załatwię
urlop w firmie i przyjadę. Wystraszyłaś mnie tą nagłą prośbą, ale jak jesteś
zdrowa, to już mniej się denerwuję.
Wysiadła z samochodu,
w którym zamyśliła się nad przeszłością i rozmową sprzed kilku dni. Wzięła
bagaż, który nie był aż tak duży. Przecież to tylko kilka dni. Stojąc z torbą w ręku i torebką na ramieniu
napisała SMS do męża: „Dojechałam szczęśliwie. Wierzę, że poradzisz sobie.
Całusy. Kocham cię”. Nacisnęła „wyślij” i skierowała się do drzwi wejściowych
domu. Zapukała. Nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Weszła do środka. W domu
pachniało plackiem drożdżowym, który był specjalnością mamy.
- Dzień dobry. –
Powiedziała głośno. Nikt jej nie odpowiedział. W kuchni na stole leżał placek w
blaszce i w kubku była zaparzona herbata. Poszła do pokoju gościnnego. Tam również
jej nie było. Spojrzała przez okno. Była w ogródku na tyłach domu. Pieliła pochylona. Otworzyła okna i zawołała – Mamo,
przyjechałam. Pomóc ci pielić ogródek?
- Witaj córciu. Nie,
już kończę. Zrobiłam już wszystko, co miałam zrobić. Został mi tylko ten mały
fragment. Zrób sobie herbatę, a ja za pięć minut przyjdę. – Mama wyprostowała
się i pomachała ręką. Miała na sobie jak zwykle do pracy w ogródku kombinezon,
w którym lubiła robić porządki w ogródku. Kupiła go sobie jakiś czas temu i od
tego momentu zawsze szła do w nim do ogrodu. Miał kilka kieszeni, w których
mogła mieć pod ręką najprzydatniejsze rzeczy do pracy w ogródku. Spojrzała na
nią. Pomimo upływu lat wypiękniała. Miała kilka zmarszczek więcej, ale twarz
była muśnięta lekką opalenizną, a w oczach miała jakieś iskierki, których dawno
u niej już nie widziała.
Zamknęła okno i
wróciła do kuchni. Wstawiła wodę i czekając, aż się zagotuje, przeszła się po
reszcie domu. Poszła do swojego pokoju, w którym nic się nie zmieniło od
momentu jej wyprowadzki. Było czysto. Mama sprzątała jej pokój, pomimo iż nikt
w nim nie przebywał od kilku lat. Weszła
do pokoju mamy. Przez lekko uchylone
okno do pokoju wkradał się zapach kwiatów rosnących pod oknem. Na łóżku mamy leżały dwie walizki, w których
spakowane były rzeczy. „Czyżby mama jechała na wakacje?” – Pomyślała. Woda w
czajniku już wrzała, o czym oznajmiał głośny gwizdek w czajniku. Wróciła do
kuchni, otworzyła szafkę i wyjęła swój kubek. Włożyła torebkę herbaty i zalała wrzątkiem.
Zapach miętowej herbaty powoli zaczął roznosić się po kuchni.
- Zawsze lubiłaś
miętową herbatę. – W drzwiach kuchni stanęła mama. Uśmiechnięta pomimo pracy w
ogródku. – Zaraz nakroję placka. Co u ciebie córciu słychać?
- W pracy wszystko w
porządku. I ze Stanem też nam się układa. Prowadzę spokojne i sielankowe wręcz
życie. Dom, praca a w weekendy staramy się być ze sobą. Nic specjalnego nie planujemy,
ale wychodzimy do kina, czasami do teatru. Wszyscy pytają, kiedy będziemy mieć dzieci, a my na razie
chcemy nacieszyć się sobą. Czy jest w
tym coś złego?
- Nie, skądże znowu. Ja
już o wnuka nie pytam. Cieszę się, że wam się układa. To wasze życie, a nie
innych ludzi czy moje, prawda?
- Właśnie mamo.
Trafiłaś w sedno. To nasze życie, a na wnuka przyjdzie czas. Jeszcze będziesz
miała go dosyć. Zamieszkasz z nami i będziesz mogła zajmować się nim. – Jeny
uśmiechnęła się do mamy. – Zamieszkamy całą rodziną. Stan się na to zgadza.
- Widzisz córeczko.
Musimy porozmawiać. Poprosiłam, byś przyjechała sama, bo w sumie Stanowi nic do
tego, co zamierzam zrobić.
- Jedziesz pewnie na
wakacje. Widziałam walizki. Gdzie się wybierasz? Nigdy nie wyjeżdżałaś sama.
- Nie jadę na wakacje.
Całe życie żyłam i mieszkałam w tym małym miasteczku. Opiekowałam się tobą i
tatą, dopóki nie odszedł do innej kobiety.
- Wiem i dziękuję ci
za to, że dbałaś o mnie i dom.
- Dbałam o to
wszystko, bo wymagało tego ode mnie otoczenie, ludzie żyjący w tym małym
miasteczku, które jest tak zaściankowe, że już bardziej nie można sobie
wyobrazić. Wszystko, co dotąd robiłam w życiu, było dla kogoś, po coś, bo
inaczej nie wypadało. Pamiętasz taką piosenkę „Ada! To nie wypada!”?
- Pewnie, że tak. Słuchałam
jej, jadąc do ciebie. Mam ją zawsze w samochodzie. Kupiłaś mi kilka lat temu
płytę ze starymi melodiami. Piękne słowa, ale ty nigdy nie zrobiłaś nic przekornego.
Zawsze wszystko zaplanowane. Ułożone życie, nawet jak się nie udało wam z tatą.
Dziadek byłby dumny z takiej córki. Mamo, jesteś wspaniałym przykładem super
kobiety.
- Nie kochana. Jestem
przykładem tego, że wszystko robiłam, by zadowolić innych. Nigdy nie miałam
swojego życia, swojej pasji, nigdy nie zrobiłam nic szalonego. Tak jak w piosence – wyszłam za mąż, bo w
tamtych czasach nie wypadało być starą panną. Zaraz po ślubie zaszłam w ciąże,
bo wypadało mieć dziecko. I z tego jednego powodu jestem szczęśliwa. Z faktu, że
chciałam mieć cię. Reszta mojego życia była na przekór mnie. Żaby tatko się nie
denerwował, jak w piosence: „Wciąż się
martwił biedny tatek, co ma począć, nie wie sam… taki jak ja gagatek, nie lada
to fram”. Robiłam, więc wszystko, by taty nie martwić. Zdusiłam własne życie do poziomu zadowolenia
tatka i najbliższego otoczenia.
- Nie byłaś szczęśliwa,
wiodąc takie życie?
- W jakimś stopniu
starałam się odnajdywać szczęście w codziennych obowiązkach. Robiłam to tylko
dla ciebie. Dziś już jesteś dorosła, jesteś szczęśliwą mężatką. Mogę wreszcie
zacząć żyć tak jak Ada. Żyć tak jak nie wypada kobiecie w moim wieku, bo
oczekujecie, że zajmę się wnukiem, bo czekacie, aż zamieszkam z wami i będę wam
usługiwać. Nie córeczko, ja tej roli nie chcę przyjąć na pełny etat. Wreszcie
chcę żyć po swojemu, z dala od tego miejsca i tego małomiasteczkowego „Ada! To nie wypada!”. Teraz będę
powtarzać sobie, szalejąc na swój sposób, że „Ada! To nie wypada!” i z radością popełniać kolejne szaleństwa.
- Mamo, nie poznaję
cię, zaskakujesz mnie. Co ja powiem Stanowi? Że teściowa oszalała?
- Widzisz, mów mu, co
chcesz. Ja się spakowałam i biorę ze sobą tyle, ile pomieściło się w dwóch
walizkach. Poznałam mężczyznę w moim wieku i mamy zamiar żyć. I jeszcze trochę
zaszaleć. Nie wypada już w tym wieku? Nie przejmuję się, co pomyślą inni.
- A praca? A ten dom?
Mamo, jak możesz tak nagle to wszystko rzucić.
- Masz matkę emerytkę.
Nie chwaliłam się, bo pewnie zaraz byś chciała mnie mieć u siebie. –
Uśmiechnęła się do Jeny. – Teraz już wiesz i nic i nikt nie zmieni podjętych
przeze mnie decyzji. Pojutrze wyjeżdżamy, a na drogę uszykowałam sobie piękną
koszulkę. – Wstała i podeszła do kredensu. Wyjęła siatkę a z niej T-shirt. –
Spójrz. – Rozłożyła ją. Napis był krótki,
aczkolwiek wymowny: „ADA, TO NIE WYPADA!
– Serio?”.
- Nie odwiodę cię od
pomysłu wyjazdu z nieznajomym mężczyzną. Znasz go dobrze?
- A ty znałaś dobrze
swojego męża przed ślubem?
- Nie, jeszcze się go
uczę. Ledwo do ciebie wyjechałam, bo marudził, że nie wypada zostawić męża
samego w domu.
- Widzisz i nigdy nie
poznasz go do końca. Twojego ojca też poznałam dopiero po rozstaniu. Tak w
życiu bywa. Nie znam tego mężczyzny, ale wiem jedno, że dziś jest nam ze sobą
dobrze i teraz mam wreszcie czas, by robić te wszystkie rzeczy, których
wcześniej nie wypadało.
- Dobrze, jedź, więc i
daj znać, jak się wam układa. Daleko jedziecie?
- Daleko i odważnie. W
nieznane i całkiem nowe miejsce. Gdzieś gdzie będziemy sobą, a codzienność nie
będzie szara i nudna. Raz się żyje,
córeczko.
Te dwa dni spędziły na
rozmowach i spacerach. Dzień wyjazdu nadszedł bardzo szybko i pod dom podjechał
samochód, z którego wysiadł mężczyzna w wieku jej mamy. Wysoki, postawny.
Ubrany był w wygodny sportowy strój, akurat na długą podróż. Mama założyła spodnie
i zakupioną koszulkę. Wyglądała ślicznie.
- Jedziemy córeczko. Pytałaś,
co z domem, a ja nie odpowiedziałam. O emeryturze już wiesz, a dom zapisałam na
ciebie. Tutaj w kopercie masz wszystkie niezbędne dokumenty. Trzymaj się
dzielnie i pozdrów ode mnie zięcia. Czekam na wnuka i obiecuję, że wpadnę z
krótką wizytą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz