SEPTIMANA
Fred14
Piosenka: Jadwiga Andrzejewska - W niedzielę
INITIUM.
Od dawna
już początek tygodnia nie wydawał się Adrianowi K. tak męczący. Nie było to
jednak spowodowane wyczerpującą pracą czy nadmiarem obowiązków i zobowiązań.
Pracę traktował jako hobby, a skrupulatne wypełnianie wszystkich zadań bardzo
ułatwiło mu wczesny sukces zawodowy. Ponadto od piątku mężczyzna rozpoczął
urlop letni i w końcu mógł oderwać się od pracy.
- Tacy pracownicy
to prawdziwe złoto – jeszcze w piątek mówił mu redaktor naczelny, starszy,
łysiejący mężczyzna w binoklach, o lekko
paradnym wyglądzie przypominającym starą pandę w surducie – ale ty to kiedyś umrzesz z przepracowania! Doprawdy nadczłowiek
obowiązków! Odpocznij sobie, lato
zapowiada się być łagodne w tym roku. I nawet nie myśl o pracy, spójrz lepiej na te wszystkie panny! Chcę wreszcie
zobaczyć zaproszenie na wesele mojego najlepszego pracownika.
- Niedoczekanie!
– rzekł rozbawiony Adrian, wziął kapelusz i
ruszył w kierunku wyjścia – artykuł
o Żydach ze Śródmieścia jest skończony, Anzelm zajął się już korektą i..
- Do widzenia
wielmożny kawalerze, ciesz się urlopem ! – przerwał mu redaktor naczelny.
Tak rozpoczęło się wolne, które jednak nie cieszyło mężczyzny. W ten
poniedziałek siedział w swoim fioletowym fotelu i spoglądał przez okno na ulicę
Gdańską, która dziś wydawała mu się wyjątkowo pusta. Szare niebo tworzyło
kontrast z kolorowymi kamienicami, których architektura tak bardzo zachwycała
mężczyznę. Dziś jednak nawet one nie
mogły go zafascynować – za to czuł się jak to szare niebo – przygnębiony i
pusty. Jakby stracił jakiś sens. Wiedział dlaczego się tak czuje, ale odsuwał
wytłumaczenie i starał się nie myśleć o
przyczynie swojego nastroju. Brak pracy
i ta poniedziałkowa bierność, która go dopadła, skutecznie mu to jednak
uniemożliwiły. Skupiał się tylko na wieści, że Adela znów pojawi się w mieście.
Znowu tak blisko niego. Poniedziałek spędził patrząc na afisz obwieszczający
jej recital popijając czarną kawę z
pięcioma łyżeczkami cukru.
A.
Czasem
tak bywa, że początek może coś zakończyć. Burza, która rozpętała się we wtorek
skutecznie zakończyła sen Adriana K. Ten jednak nie wstawał, czuł się jakby
łóżko miało dziś w sobie magnes, który skutecznie go przyciąga. Nie odnajdywał
też powodu, dla którego miałby wstawać. Nie musiał jechać do redakcji, ani
pisać nic w domu. Leżał więc patrząc w sufit i już od rana myśląc, i irytując
się na zastaną rzeczywistość. Możliwe, że spędziłby tak cały dzień - trując
siebie negatywnymi myślami i zmieniając się w jeszcze większego nihilistę.
Jednak tego spokojnego głosu, który tak nieoczekiwanie się odezwał nie mógł
zignorować.
- Ty dalej o niej
myślisz ? Masz niesamowity talent zadręczania się sprawami, które już od dawna
są kwestią przeszłości. Ach, wrażliwcy! Skończysz jak Ci romantycy. Jak to w
ogóle możliwe, że piszesz tak sensowne artykuły, a myśli masz tak poetyckie i
oderwane od realiów realnego świata. Tylko dramat, tragizm i dawne sprawki…
Adrian znieruchomiał. Leżał jeszcze przez chwilę patrząc
się w sufit. Czy ktoś właśnie do niego przemówił czy to tylko jego myśli? A
może to sen, mara ?
- Nie to nie sen. Człowiek, gdy styka się z prawdą o sobie zawsze jest tak
zdziwiony, a przecież doskonale zna tę prawdę, która jest mu wygłaszana. Chyba,
że to moja obecność cię zaskoczyła, ach…
Adrian usiadł i rozejrzał się po pokoju. Z fioletowego
fotelu spoglądał na niego uśmiechnięty, młody mężczyzna, w całości ubrany na
czarno, z idealnie wyczesaną fryzurą. Beztrosko popijał kawę z jego kubka z nogę
założoną na nogę.
- Kim pan jest i co
pan robi w moim mieszkaniu ? – powiedział spokojnym, ale stanowczym głosem
Adrian do gościa
- Jestem A. i piję kawę.
ROZBICIA.
Adrian
K. obudził się nagle i wstał jak rażony prądem.
Gdzie ten jegomość ? Co się dzieje
? Mieszkanie jednak było puste. Był całkiem sam w schludnym małym pokoju, w
kamienicy przy ulicy Gdańskiej. Promienie słońca przebijały się przez okno.
Fioletowy fotel było pusty, a kubek po
kawie stał na stoliku obok nienaruszony.
O co chodzi ? – myślał mężczyzna –
czy śniło mi się, że śnię ? Podszedł do lustra i spojrzał na siebie –
potargane brązowe włosy, podkrążone oczy i chuda twarz – nic się nie zmieniło. Postanowił więc rozpocząć dzień jak zawsze –
pijąc czarną kawę i słuchając porannej
audycji radiowej.
Dawno nie było takiej burzy jak wczoraj, choć prognozy zapowiadały, że to
lato będzie łagodne. Jak widać tylko Bóg jest nieomylny ! Ale i sprawiedliwy –
drodzy słuchacze, środa jawi się jako słoneczny dzień, burza przeszła, ptaszek
kwili, a dzień na pewno wam umili dzisiejszy recital panny Adeli – kto jeszcze
nie kupił biletów niech się spieszy, rzadko widuje się takie gwiazdy ! O tym za chwilę, bo teraz czas na muzykę….
Czy to możliwe ? Jakim cudem przespał cały wtorek,
dlaczego jest środa ? I jeszcze ONA. Wstał i podszedł zrobić kawę. Znów zaczął
się irytować myśląc o tym wszystkim. Rzeczywiście zbyt zadręczał się
przeszłością. Dlaczego jeden człowiek potrafi być takim racjonalnym
pracownikiem a jednocześnie takim nostalgicznym romantykiem ? Adela nie była
przecież na tyle ważna by się nią zadręczać i.. – TRZASK – kubek wypadł mu z
ręki i upadł na podłogę roztrzaskując się na kawałki.
- Nawet kawa mi nie
wychodzi – rzekł pod nosem Adrian K. i zirytowany skierował swe kroki w
kierunku łóżka. Ten dzień też miał
zamiar przespać.
Radio nadal grało.
♪ Ptaszek ćwierkiem daje
sygnał halo, w górę nos i tak śpiewa jakby wygrał na loterii los… ♪
A przestało gdy Adrian rzucił w nie leżącą nieopodal
książką. Spadło na ziemię i rozbiło się.
Mężczyzna rzucił także kilka przekleństw pod nosem, niewartych przytaczania. Dwie
rzeczy zostały dziś rozbite.
PRAWDA.
- W środę rzadko co się uda. Powinieneś to wiedzieć.. ale rozbijanie
rzeczy ? Masz trzydzieści lat drogi panie. Czasem mam wrażenie, że wiek odbiera
rozsądek. A ironicznie -młode głosy nigdy nie dochodzą do głosu… - ozwał się znów spokojny głos wtorkowego gościa. Tym razem był na łóżku
do którego właśnie wracał Adrian. Leżał
w tym samym, czarnym stroju rozłożony jakby to było jego własne łoże – Już ja wiem co ty tam sobie myślisz w tej
twojej głowie! – kontynuował widząc wyraz twarzy Adriana – Pytań wiele, a odpowiedzi brak ? Nie martw
się, w niedzielę to się skończy.. Myślałem, że słuchasz muzyki… a może muzyka
kojarzy Ci się z Adelą ? Och, no nie ! Już się tak nie patrz… Jak wspomniałem
jestem A. Wiem o tobie tyle co ty wiesz
o sobie. Jestem twoją prawdą
objawioną, myślą uwolnioną, czasem mówią
na mnie Dolorem bo…
- Nie znam łaciny.
– rzekł wreszcie Adrian – Z resztą nie
obchodzi mnie kim jesteś. Chciałbym za to usłyszeć co tu robisz i czego chcesz
? Znam milicjantów, a takie wtargnięcie…
- Gdybyś nie
przerywał to byś usłyszał. Wiesz, mam taką zdolność, że znam wszystkie Twoje
myśli – spokojnym głosem rzekł A. – Jestem
tu bo jak wspomniałem jestem prawdą, myślą i …. i chcę Ci pomóc. Tak, już sobie myślisz, że nie potrzebujesz
pomocy a ja jestem obłąkany i już masz ochotę grozić mi znajomością z
sierżantem K. Obiecuję Ci, że moja
obecność okaże się zbawienna. Powiedz mi tylko, o czym marzysz ? Bo wiesz,
marzenia to taka niesforna część ludzkiego umysłu, która przebija się między
myślami i czasami ciężko ją zidentyfikować. Wiele mogę, ale marzeń nie widzę..
O czym marzysz ? O czym marzysz Adrianie K ! –skończył i spojrzał w oczy
Adriana. Nastała głucha cisza. Trzydziestolatek nie wiedział co się dzieje.
Stał tępo i patrzył na A. który uśmiechał się do niego i czekał na odpowiedź
- W tym momencie
marzę, żeby ten piekielny dzień się skończył – odrzekł sucho Adrian patrząc
na A.
- Naprawdę o tym marzysz ? Ach, zapomniałem,
że jesteś niedowiarkiem. Ale niech będzie. Pstryk! – A. pstryknął palcami.
Adrian spojrzał wokół – nic się nie stało. Tylko widok za oknem… Adrian
podszedł i spojrzał. Rzeczywistość była jakby przyspieszona, wszyscy pędzili i
znikali, dorożki przejeżdżały, sklepy się zamykały, niebo ciemniało, a
wskazówka zegara na wieży niedalekiej katedry obracała się w niezwykłym
tempie. Już znowu wschodziło słońce,
ludzie wychodzili na ulice a kilka sekund temu była przecież noc.
- Teraz widzisz swoją rzeczywistość w przyspieszeniu, chciałeś by ten dzień
się skończył, zakpiłeś ze mnie gdy ja poprosiłem o twoje marzenie, ale jak
widzisz dla mnie nie ma niemożliwości. Pstryknij palcami, a czas znów wróci do
normy.
Adrian jeszcze chwile obserwował jak wszystko się
zmienia. Był jedynym statycznym elementem tego przyspieszonego świata. Patrzył
i uświadamiał sobie ile rzeczy działo się w jedną dobę, ilu ludzi się pojawiało, nigdy nawet nie myślał o
realnym stosunku życia do czasu. Pstryknął gdy znów wschodziło słońce.
- Chciałeś, żeby skończyła się środa, a
minął jeszcze czwartek i piątek. Spełniłem twoją zachciankę,
udowadniając swoje możliwości. Dopiero teraz mi wierzysz. Czy zechcesz teraz ujawnić mi twe prawdziwe
marzenie ? Jedno. Największe. To, skrywane w głębi serca. To, którego nie
widzę…
- Powiedzmy, że wierzę. Jednakże dlaczego miałbyś spełniać moje marzenie ?
Czy jak zażyczę sobie, żebyś zniknął to
uczynisz to tak jak sprawiłeś, że środa stała się sobotą ?
- Ach. Obaj doskonale wiemy, że moje zniknięcie nie jest tym o czym
najbardziej marzysz. Dlaczego chcę spełnić Twoje marzenie ? Cóż. Jeśli spełnię
Twoje życzenie będę wolny. Uwolnię się z
czyśćca i trafię do Nieba. Popełniłem straszny grzech, ale Bóg dał mi szansę –
jeśli spełnię czyjeś marzenie odkupię swoją winę. Wybrałem Ciebie bo jesteś naprawdę
dobrym człowiekiem i pracownikiem, a jednak tkwisz w samotności. Wzruszyło mnie
twoje życie. O czym więc marzysz Adrianie K ?
- Jeśli rzeczywiście Ci to pomoże… chciałbym wreszcie zapomnieć o Adeli..
Jej wspomnienie męczy mnie wielce i smuci. Minęło jedenaście lat, a ja
codziennie żyję tą przeszłością. Chce to zakończyć, uwolnić od niej swe myśli.
Zakończyć ostatecznie jej sprawę.
- Widziałem, że często pojawia się w twoich myślach. Jeśli tego chcesz - jutro,
w niedzielę sprawa Adeli zostanie ostatecznie rozwiązana. Ty spełnisz marzenie,
a ja odkupię swój czyn haniebny i osiągnę Niebo.
- A co właściwie zrobiłeś ?
A. uśmiechnął się patrząc w zaintrygowaną twarz Adriana, by
rzec po chwili: - Odebrałem sobie życie.
NIEDZIELA.
♪ Z uśmiechem przyjaciela
słońce staje w drzwiach. Dlaczego? Bo niedziela. A w niedzielę ach! ♪
Radio znów działało i grało tę samą piosenkę. To zapewne
A. je naprawił chyba, że jednak nadal była środa, a A. był tylko snem ? –
przeszło przez myśl Adrianowi K. – ostatnio też tak myślał, a potem był
świadkiem pędu rzeczywistości, a środa stała się sobotą. Teraz jednak wszystko
wydawało się normalne. Dziwnie normalne. W mieszkaniu Adriana panowała cisza,
spokój i porządek. Tylko kawałki stłuczonego kubka nadal leżały na kuchennej
posadce. Nie piłem kawy od środy, absurd
– pomyślał mężczyzna pochylając się nad rozbitym kubkiem. W tym momencie
rozległo się pukanie do drzwi. Rozbity kubek szybko odszedł w zapomnienie –
Adrian szybko podbiegł do drzwi. Czy to
A. puka ? Dlaczego nie pojawił się jak zwykle ? Otworzył drzwi. To nie był
A. Zamiast niego ujrzał Adrian starszego chudego starca w purpurowym płaszczu
uśmiechającego się przyjaźnie. Starzec miał na szyi zawieszony złoty zegar.
- Dzień dobry, kim pan jest ? – rzekł Adrian do
staruszka, którego pierwszy raz widział.
- Zegarmistrz światła purpurowy – odpowiedział starzec i wyciągnął nóż rzeźniczy spod płaszcza. Jednym
szybkim ruchem wbił go prosto w serce Adriana K. Koszulę nocną, w którą był ubrany natychmiast
zaczęła pokrywać powiększająca się krwista plama. Adrian stał jeszcze chwilę w
osłupieniu. Jego brązowe oczy były szeroko otwarte, a usta lekko drgały jakby
próbował coś powiedzieć.
♪ W niedzielę, w niedzielę, jest rajskie wesele
i serce topnieje jak wosk. ♪
- Tylko
poprzez
zniszczenie twego serca sprawa Adeli
może zostać zakończona. Wszelkie wspomnienia dotyczące tej kobiety i
waszej
relacji trzymałeś właśnie w sercu. Ale teraz, tak jak chciałeś, wszystko
się
kończy i odchodzi w niepamięć. Niedomknięte sprawy i niedopowiedzenia
znikają. Niewypowiedziane słowa pozostaną niewypowiedziane.
Wiesz, czasem to o czym marzymy nie zawsze jest dla nas dobre. A może
jednak
jest ? Tego się nie dowiemy – bo nie wiemy co by było gdybyś nie tłumił
uczuć.
A teraz serce pękło. Do zobaczenia. – rzekł A. który znów nieoczekiwanie pojawił się w
mieszkaniu. Po tych słowach jego czarne ubranie zamieniło się w białe, zwiewne
szaty, jego wzrok stał się całkowicie nieobecny, a w środku uczuł nieopisane i nieludzkie,
przyjemne ciepło i radość najdoskonalszą. Odkupił wreszcie swoją winę, uwolnił
się z kajdan czyśćca. Adrian nie mógł tego widzieć. Zaraz po słowach A. padł
bez życia w progu. Z nożem wbitym w
serce. Po jego policzku spływała jedna łza, łza świadomości, która przyszła
zbyt późno. Łza samotnego końca żywota.
Purpurowego starca i A. już nie było. Zostało tylko
martwe ciało trzydziestoletniego dziennikarza leżące w progu mieszkania
znajdującego się przy ulicy Gdańskiej. Kubek nadal leżał rozbity na kuchennej
podłodze a z radia ponownie słychać było tę jedną piosenkę.
♪ A więc fruń aniele i
spijaj z kwiatków miód – tylko dziś, w niedzielę możliwy jest ten cud. ♪
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz