-->

niedziela, 19 sierpnia 2018

#22 Oceny "Moje wielkie szczęście" Kasia



Oceny opowiadania Moje wielkie szczęście Kasia
Suma punktów 190

Black opium
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Jest dobrze i poprawnie: bohaterka przypadkowo spotyka mężczyznę, który okazuje się miłością jej życia, do tego klimat międzywojnia... Twoja interpretacja mnie nie porwała, jednak nie mogę powiedzieć o niej nic złego.
– ogólny styl (3/5)
Momentami jest bardziej, momentami mniej płynny, niemniej wydaje mi się, że jesteś na dobrej drodze. Gdzieniegdzie jest za dużo zdań pojedynczych (przez co tekst staje się trudniejszy do czytania i sprawia wrażenie bardziej infantylnego), całość wygląda, jakby została napisana w pośpiechu. Miejscami tekst przypomina trochę streszczenie.
– pomysłowość (7/10)
Podoba mi się Twój pomysł, ale odejmę kilka punktów za to, że przedstawiona przez Ciebie historia jest dość... typowa.
– logika i spójność (10/10)
Nie widzę błędów logicznych.
– bohaterowie (7/10)
Daję plus za to, że główna bohaterka ma na imię Marianna, a nie Maria. Wydaje się dość typowa, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu — jest to typ postaci, które w pewnym sensie podbija moje serce, choć nie przepadam za takimi osobami. Trochę mało wiadomo o Feliksie, ale poza tym raczej nie mam nic do zarzucenia.
– strona techniczna (6/10)
Jest kilka błędów interpunkcyjnych i w zapisie dialogu, ortograficznych nie zauważyłam w ogóle.
Dialogi zapisuje się za pomocą pauz lub półpauz, nigdy dywizów.
Łącznie: 36/50 punktów


Condawiramurs
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Podoba mi się, że w tekście słowa piosenki nie zostały użyte wprost, za to wielokrotnie się do nich nawiązywało, w różnych momentach opowiadania.
– ogólny styl (2,5/5)
Najgorzej nie jest, ale należałoby popracować nad kolejnością przedstawianych wątków. Tekst zaczyna się od rozmowy z kimś z pracy, później cofamy się o trzy dni i już wcale do pracy nie wracamy, tylko x czasu potem autorka przedstawia dyskusję Marysi z Zosią. Nie wiadomo, jak to się ma do początku, ten wątek został urwany. Styl jest dość prosty, czasem wręcz za prosty, taki… naiwny, ale to może z powodu samej bohaterki. Ponadto niestety nie ma prób stylizacji na dawne czasy, szkoda. Mocno króluje tutaj Imperatyw, wszystko odbywa się tak, jak to Marysia sobie zażyczy. Zdarzają się błędy stylistyczne i gramatyczne, np. niepoprawne połączenie podmiotu z orzeczeniem – tzn. najpierw była postać, a potem ta postać robił, a nie robiła. Pojawiają się też czasem nieprawidłowe sformułowania.
– pomysłowość (3,5/10)
Pomysł dość banalny, choć całkiem pocieszny. Imię Feliks ma coś w sobie, nie powiem.
– logika i spójność (4/10)
Niestety tutaj mam sporo zastrzeżeń, głownie do logiki Marysia mogła być zainteresowana człowiekiem, który ją uratował, ale na pewno jeszcze nie zakochana. Zosia ma tutaj sporo racji. Zresztą jeśli Marysi aż tak podobał się ten mężczyzna, to niby dlaczego jak go później zauważyła, to wskoczyła do tramwaju, bez sensu. Druga kwestia, która mi nie odpowiada, to Imperatyw. Nagle autorka sobie przypomniała, że fajnie byłoby wrzucić jakiegoś znanego autora z tamtych czasów i akurat Żabczyński wszedł sobie do tej kawiarni, w które siedziała Marysia z Feliksem. Ponadto, serio, ile oni się znają, żeby tak się od razu na siebie rzucać. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko, za gwałtownie, po prostu nieprzekonująco.
Ze spójnością jest lepiej, choć przez słabo określane tło, idealnie nie jest – patrz wyżej.
– bohaterowie (3/10)
Marysia jest słodka, lecz niesamowicie naiwna i dziecinna. Zosia może i przesadza w drugą stronę, ale już chyba lepiej. Feliks przynajmniej ma klasę, to dobrze, choć w końcówce przesadził, ale też nie należy do tajemniczych z tym pomaganiem pannie w opałach. Za bardzo wykreowane postacie nie są, niestety.
– strona techniczna (3/10)
Interpunkcja jest niestety dość mocno alternatywna, tzn. często brakuje przecinków. W dialogach nie dość, że były dywizy, to nawet spacje się nie pojawiały. Z ortografią OK.
Łącznie: 19/50 punktów


Katja
— interpretacja piosenki w opowiadaniu (4/5)
Dobra interpretacja, nic dodać, nic ująć.
— ogólny styl (3/5)
Widać było, że pisanie tego tekstu sprawia Ci przyjemność i początek faktycznie się fajnie czytało. Mam jednak wrażenie, że Twój warsztat jeszcze nie jest do końca wyrobiony, ponieważ w paru miejscach lekkość tekstu ocierała się o infantylizm.
— pomysłowość (5/10)
Może i tu nie ma niczego kreatywnego, ale historia została przedstawiona z humorem, co zawsze jest plusem.
— logika i spójność (8/10)
Tu się przyczepię do nadzwyczajnych splotów okoliczności — najpierw Marysia spotyka Feliksa, a potem nagle do tego samego lokalu wchodzą państwo Żabczyńscy? No coś wydaje mi się to niezbyt prawdopodobne. :D
— bohaterowie (7/10)
Opisom postaci raczej nic nie zarzucę; wyobraziłam sobie Marysię jako roztrzepaną i zakochaną dziewczynę, a Feliksa jako śmiertelnie poważnego mężczyznę. :D Jednakże odniosłam wrażenie, że ich relacja rozwija się zbyt szybko jak na tamte czasy. Raczej nikt by nie myślał o tym, żeby na pierwszej randce całować dziewczynę w czółko, prędzej w rączki.
— strona techniczna (7/10)
Kuleje interpunkcja, zapis dialogów też pozostawia wiele do życzenia (nie używamy w nim dywizów, a ponadto po pauzie/półpauzie, jak kto woli, powinna być spacja!).
Łącznie: 34/50 punktów


Kvist
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Piosenka została zinterpretowana dość dosłownie; już prędzej tytuł opowiadania, zwłaszcza w kontekście imienia jednego z bohaterów, stanowi bardziej interesujący wariant rozumienia utworu. Końcowa wstawka o tym, kto i kiedy wykonywał tę piosenkę, jest całkowicie zbędna.
– ogólny styl (4/5)
Język opowiadania nie wyróżnia się w żaden konkretny sposób. Jest oczywiście poprawny, opisy są plastyczne, ale brakuje czegoś, co by wyróżniało to opowiadanie pod kątem stylistycznym. Momentami zdania są trochę za długie, przez co przypominają bardziej słowotok niż zapis myśli.
– pomysłowość (5/10)
Pomysł na opowiadanie jest dość banalny, przez co tekst nie porywa pod kątem fabularnym Ciągle mamy do czynienia z tymi samymi opisami, w których Marysia je śniadanie, spieszy się na tramwaj i wypatruje swojego wybawcy, po czym w końcu go widzi, spotyka się z nim i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Wątek państwa Żabczyńskich również wydaje się wepchnięty na siłę, a tak naprawdę również nie wnosi nic konkretnego.
– logika i spójność (6/10)
Tekst pod względem logicznym jest zbudowany poprawnie, problem pojawia się jednak w dialogach: otóż ludzie nie rozmawiają ze sobą w taki sposób, w jaki robią to Zosia i Marysia. Takie wypowiedzi brzmią sztucznie i nienaturalnie, przez co automatycznie przestaje się wierzyć w wiarygodność historii, przedstawionej w opowiadaniu.
Poza tym dopiero gdzieś w dalszej części utworu dowiadujemy się, jaki jest właściwie czas akcji, co nie da się ukryć, również stanowi dość istotną informację. Takie rzeczy trzeba przekazywać wcześniej, a nie w połowie opowiadania.
– bohaterowie (5/10)
Bohaterowie nie są niestety wykreowani w bardzo wiarygodny sposób. Na podstawie kwestii, które wygłaszają, trudno jest określić ich charakter. Nawet opisy, których jednak trochę się w opowiadaniu znajduje, nie pomagają za bardzo w tym zadaniu.
– strona techniczna (7/10)
Błędów ortograficznych nie zauważyłam, interpunkcyjnych przytrafiło się parę (ale nic strasznego), błędnie natomiast zostały zapisane dialogi. Zaczyna się je bowiem od pauzy (ewentualnie półpauzy), a nie od dywizu.
Łącznie: 30/50 punktów

 
Noelia Cotto
A.        Interpretacja piosenki w tekście (2/5)
B.        Ogólny styl (3/5)
C.        Pomysłowość (5/10)
D.        Logika i spójność (4/10)
E.        Bohaterowie (5/10)
F.         Strona techniczna (5/10)
Łącznie: 24/50 punktów
Droga autorko!
Pozwól, że zacznę od strony technicznej opowiadania. Zapis dialogów jest błędny, dlatego odsyłam Cię do strony http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/. Myślę, że ten poradnik jest napisany w fajni i przystępny dla każdego sposób. Brakuje Ci kilku przecinków. Tekst jest wyjustowany i ma akapity, ale zabrakło wcięć w tekście przy dialogach.
Pamiętaj, że nie „dzwon Zygmunta”, a „dzwon Zygmunt” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Dzwon_Zygmunt)! 
„Co najmniej” piszemy osobno – Ty napisałaś „conajmniej”. https://sjp.pwn.pl/slowniki/co%20najmniej.html
W Twoim opowiadaniu pojawił się fragment, który kompletnie nie został rozwinięty, a kolejny akapit nie pasuje do niego. Chodzi mi o te pięć zdań: „Nagle do kawiarni weszli państwo Żabczyńscy. Małżeństwo zamówiło dwie kawy i usiadło nieopodal zakochanej pary. Marysia nie mogła uwierzyć w to co się działo. To był najcudowniejszy dzień w jej życiu. Można by rzec, jasna godzina w dobie życia.Mogłaś to rozwinąć. Napisać, że poprosiła ich o autograf. Albo nasi zakochani mogli do nich podejść i uścisnąć dłoń.
Nie wiele wiem o Marysi. Jak wygląda? Ile ma lat? Mimo że to ona jest główną bohaterką, to mam wrażenie, że odrobinę ją zaniedbałaś.
W każdym razie pisz dalej, rozwijaj się, czytaj różne poradniki odnośnie pisania. I pamiętaj, trening czyni mistrza!


Skoiastel

Na początku zaznaczę, że tekst oceniłam zgodnie ze standardami ocenialni Wspólnymi Siłami, którą reprezentuję. Od publikacji wymagam nie tylko poprawności godnej materiału pod wydawkę oraz estetyki tekstu, ale ważne są dla mnie przede wszystkim research, interesująca i spójna fabuła, konsekwencja jej prowadzenia, a także naturalne sylwetki psychologiczne postaci, jak również zgodność z tematem konkursu. W ocenie obowiązuje punktacja ustalona przez Sovbedlly oraz konkursowe kryteria.
Jeżeli masz gdzieś w zanadrzu dłuższy tekst, również i jemu chętnie się przyjrzę; zapraszam na moją podstronę podlinkowaną wyżej.
No to zaczynamy!

Dialogi również zaczynamy od wcięć akapitowych. Dywiz to nie myślnik, a myślniki wymagają spacji. Więcej o poprawnym zapisie dialogów: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/dialogi.html (dziwne, że piszę o tym w prawie każdej ocenie).

Nie wiesz [przecinek] co się dzieje wokół ciebie...

Nie znała nawet jego imienia, ale czuła, że jakoś jest jej bliski. – No to faktycznie, bardzo bliski… Trudno mówić w takim wypadku o zakochaniu, spłycasz to uczucie. Raczej o zauroczeniu…

Ujrzała go przed trzema dniami na ulicy Jaśminowej. Zwykle nie spóźniała się na tramwaj, którym dojeżdżała do pracy, lecz tego dnia najzwyczajniej w świecie zaspała. Zerwała się szybko z łóżka, przemyła twarz, ubrała się, zarzuciła na plecy płaszcz, wzięła torebkę i wybiegła z mieszkania. – He, he. Zawsze zastanawia mnie, które czynności wybierają autorzy, a które pomijają? Bohaterka nie zdjęła piżamy (sypiała nago, w bieliźnie czy ubrała ciuchy na właśnie tę bieliznę?), nie zrobiła siku i nie umyła zębów, nie wykonała jeszcze innych czynności, które robią ludzie rano, nawet jeśli się spieszą. Czy o takich rzeczach po prostu nie wypada pisać?
Chodzi o to, że relacjonowanie po kolei każdej czynności, która nie ma praktycznie żadnego znaczenia fabularnego, jest daremne. Wystarczyłoby napisać, że bohaterka wstała, spanikowana spojrzała na zegarek i zebrała się szybko do wyjścia. Nie marnuj słów i weny na takie tanie wstępy.
Dodatkowo kompletnie niechronologiczny zapis zdarzeń wprowadza chaotyczność. Najpierw powinnaś zacząć od tego, że wstała spóźniona i próbowała zdążyć (w ostatnim zdaniu nie musisz dopowiadać, że na tramwaj, podałaś tę informację wcześniej), a potem dopiero, że kogoś spotkała. Piszesz w sposób, który sprawia, że tekst przestaje być zajmujący, a zaczyna… przewidywalny. Z góry jasny. Wiem, czego się spodziewać, więc ziewam:
Zwykle nie spóźniała się na tramwaj, którym dojeżdżała do pracy (…). Jakimś cudem znalazła w torebce klucz, wydobyła go stamtąd, przekręciła w zamku i jak strzała popędziła na przystanek z nadzieją, że zdąży na tramwaj. – W ostatnim zdaniu nie musisz dopowiadać, że na tramwaj; stało się to logiczne.

Gdy biegła, nie zauważyła dość sporej dziury w chodniku, w której po nocnym deszczu powstała kałuża. – To już drugi tekst w tym konkursie, w którym bohaterka spóźnia się (tam – na uczelnię, tu – do pracy) i omal nie wybija zębów na chodniku, a z opresji ratuje ją… przyszły obiekt westchnień. Jest to tak przejedzony, stary motyw znany z tanich komedii romantycznych czy równie mało wymagających Harlequinów, że nie dość, że nie robi już na czytelnikach wrażenia (liczy się oryginalność!), to jeszcze ukazuje wszem i wobec kompletną niezaradność, nieporadność kobiet, które tak naprawdę są przecież czymś więcej niż naiwnymi i bezbronnymi damami w opałach, rety.  Znowu zaczynamy historię o tru lov w sztampie i kliszy, no po prostu cudownie. Rozpływam się tak mocno z zachwytu, że wcale.

Wtem pojawiła się nad nią postać ubrana w czarny, długi płaszcz, z wąsem, roześmianymi oczami i kapeluszem lekko przekrzywionym na lewą stronę. Uśmiechnął się do niej i podał jej dłoń, żeby ułatwić powstanie w tej niezręcznej sytuacji. – Ten kapelusz się uśmiechnął, mhm. (Pomyliłaś podmioty; „postać” to nie rodzaj męski).

Z tego odrętwienia (bo nie była w stanie oderwać wzroku) wyrwały ją okrzyki ludzi oznajmiające, że tramwaj za moment ruszy. – A czyje inne mogłyby być te okrzyki? Poza tym odrętwienie dotyczące raczej innych części ciała, kiedy mowa o niemożliwości oderwania wzroku… no nie bardzo pasuje.

Niestety ślad po nim zaginął, nie mogła nigdzie wypatrzeć tej pięknej twarzy [przecinek] od której parę sekund temu nie potrafiła oderwać wzroku. – Ale zdajesz sobie sprawę, Kasiu, że to w rzeczywistości NIE DZIAŁA NA CZYTELNIKÓW? Że narrator nie powinien tak tanio opisywać uczuć bohaterki? Że to wszystko jest tak kolorowe, że można się porzygać tęczą? Przewracam oczami na takie opisy, naprawdę. Już bardziej uwierzyłabym, gdybyś przedstawiła myśli bohaterki, ale ona też pewnie, jako dorosła i rozumująca kobieta, pomyślałaby raczej: Cholera, przystojny był. Mogłam mu chociaż podziękować. A nie pomyślałaby: gdzie jest ta piękna twarz, od której nie mogłam oderwać wzorku?
Przekonujesz mnie o niesamowitości tej sceny na siłę, narracją, dawno zmęczonymi sposobami. Poza tym o mężczyźnie pisać „piękny”, no, dla niektórych mogłaby to być nawet ujma.

Czuła, że to co stało się przed chwilą jest właśnie dla niej takim wielkim wydarzeniem, więc porównanie z najważniejszym w Polsce dzwonem było trafne. – Mylisz czasy (czuła – przeszły, jest – teraźniejszy). Trzymaj się jednego, gdyż mieszanie to poważny błąd w prozie.

Cały czas zastanawiała się [przecinek] kim był ten człowiek, którego spotkała, w którą stronę pojechał, co robi i czy go jeszcze spotka. – To może daj jej pomyśleć, a nie opisuj tego narracją? Bohaterka jest nieemocjonująca, nie mogę poznać jej prawdziwości, zweryfikować, czy jest naturalna, bo ciągle tłumaczysz ją narracją.

Wysiadła, przeszła przez ulicę i weszła do biura. (…) W tym zamyśleniu dotarła wreszcie na miejsce swojej          [zaimek zbędny] pracy i zaczęła przeglądać papiery, które zalegały na jej [zbędny – logiczne] biurku. – A to biuro to już nie było miejsce jej pracy? Dotarła tam przecież wcześniej, przed zamyśleniem.

Po skończonej pracy wróciła do domu [przecinek] dalej rozmyślając o porannym zdarzeniu. – Och, no przecież to jest tak strasznie jednotorowe, jednowątkowe, płytkie i puste... Weszła do pracy i wyszła z pracy, a pomiędzy nie działo się nic ciekawego, że należy zawracać sobie przez cały dzień głowę porannym incydentem, który tak naprawdę nie był wcale znaczący. Naprawdę zdrowo myślącej kobiecie jeden facet, który pomógł wstać ze zwykłej życzliwości, aż tak zawrócił w głowie? W poprzednim opowiadaniu, które poruszało podobną tematykę, to było przynajmniej ładnie wprowadzone – bohaterka od początku zachowywała się i opisywała siebie jako samotną desperatkę, która kochała się we wszystkich; było to częścią jej charakteru. Natomiast tutaj mamy bohaterkę, o której nic nie wiemy, poza tym, że pracuje w biurze, więc uznaję ją z automatu za rozsądną, dojrzałą. Okazuje się inaczej. Dlaczego? Nie wiem, nie mogę stwierdzić, bo nie dajesz mi w tekście żadnych odniesień do jej charakteru.

Po drodze rozglądała się, czy przypadkiem nie będzie przechodził tą ulicą wczoraj spotkany nieznajomy. Wokół codzienny tłum, szarość, nigdzie nie było widać upragnionej postaci. Na jej twarz w miejsce uśmiechu wstąpił smutek, a wręcz gniew. – Lol. No bez przesady. Gdzie ona podziała rozum? Rozumiem, że może być zaciekawiona, zainteresowana, rozglądać się. Ale jej zachowanie to już podchodzi pod jakąś obsesję, chorobę. Gniew to dość poważny objaw. Ciekawe, co sobie wtedy myślała: No kur.wa, gdzie jesteś? Tak mi zależy, a ciebie nie ma, draniu?!  

W ostatniej chwili zauważyła go, jak wychodził z kamienicy na ulicy Różanej. Nie mogła na niego poczekać, bo tramwaj właśnie dotarł na przystanek. Wsiadła więc do niego szybko i ponownie cały dzień, zamiast skupić się na pracy, próbowała znaleźć sposób, by spotkać mężczyznę. – Ale że co? W pracy próbowała go spotkać?
Te opisy czynności to suche relacje – zrobić to, zrobić tamto, pomyśleć, więcej czasowników. Nie ma w nich bohaterki, jej mowy pozornie zależnej, jej charakteru. To wydmuszka bez strony emocjonalnej.

Następnego dnia znów obudziła się wcześnie rano, przygotowała się na możliwe spotkanie i ruszyła na przystanek. Tego dnia jednak go nie zobaczyła.

Zasępiła się i próbowała zmusić się do skupienia na pracy. – Kiedy obok siebie stawiasz dwa czasowniki wymagające „się”, drugie możesz pominąć: Zasępiła się i próbowała zmusić do skupienia na pracy. Ewentualnie, aby polepszyć styl, możesz wykorzystać inną konstrukcję bądź zwroty, które podobnie zobrazują problem, ale unikniesz powtórzenia: Zasępiona próbowała zmusić się do skupienia na pracy.
(…) spuściła wzrok [przecinek] rumieniąc się (…). – Marysia zachowuje się jak nieporadna, niespójna i nieprzemyślana zupełnie bohaterka większości tanich romansideł. Ma coś w sobie z kreacji Mary Sue – jest uroczo nieporadna (wpada w tarapaty) i musi ratować ją przystojny mężczyzna, ale jednocześnie zaradna (próbuje go znów spotkać, zależy jej, działa), pracuje w biurze, potrafi zmieniać bardzo szybko nastroje (z uśmiechu przez smutek do gniewu) i… wstydzi się rozmawiać o mężczyznach z koleżanką, rumieniąc się i spuszczając wzrok, jakby miała trzynaście lat i pierwszy raz dostała okres, na dodatek zakochuje się w pierwszym-lepszym przystojniaku, jakby wokół do tej pory spotykała na ulicy tylko pryszczatych albo grubych. To… słaba kreacja.
Zacytuję artykuł Nearyh z ocenialni Nerdy-Ocenkujo: „Mary Sue szara jest biedną, szarą myszką. Przeciętna uroda – której piękno dostrzega Ten Jedyny zwany również True Loverem – miałka osobowość, bo postać musi dać się zdominować Wybranemu Mężczyźnie, zawsze w cieniu (…). Często okazuje się, że Mary Sue szara nigdy nie przeżyła żadnej szczęśliwej miłości i teraz boi się uczucia, ale od czego jest nasz True Lover? To on ją odmieni, nada sens jej życiu, bo – jak wiadomo – kobiece życie bez mężczyzny jest puste. Należy pamiętać, że Mary Sue szara nie jest jakkolwiek wyjątkowa ani wspaniała. Jest tłem, a wyjątkowości, wspaniałości, wartości oraz wszystkiego tego, co nobliwe, nadaje jej True Lover. Bez niego egzystencja Mary Sue szarej jest pusta i smutna. Mary Sue szara zwykle żyje dla True Lovera”. Taką właśnie odnajduję sujkę w twojej miniaturze. Jest tak bezcharakterna, bezpłciowa, że aż mi przykro o niej czytać.

-Zosiu, ja sama nie wiem [przecinek] co się dzieje, nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby ci o tym powiedzieć. Przepraszam, wybaczysz mi? – Ale… Dlaczego ona rozmawia w ten sposób? Może faktycznie ma trzynaście lat i nie wie, że relacje międzyludzkie nie wymagają takich tłumaczeń?

Zosia zaśmiała się, przytuliła przyjaciółkę i rzekła:
-Ależ oczywiście, że ci przebaczam. – Szkoda, że bohaterka, nie zdradzając wszem i wobec swoich uczuć, nie zrobiła niczego złego. Ależ z tej przyjaciółki narcyzka; jakby wszystko musiało się kręcić wokół niej. Łaskawczyni z niej, że ho-ho.

-Żebym to jeszcze wiedziała... Nie wiem nawet jak się nazywa. Wiem tylko, że jest przystojny, przemiły, ma cudowny uśmiech i jest bardzo uczynny. – Tak, bo jeżeli raz pomagasz komuś wstać z chodnika, to jesteś bardzo uczynnym człowiekiem. Tak. Normalnie niebo stoi przed tobą otworem, a święty Piotr już dziurkuje konfetti na powitanie.

Marysia zebrała się w sobie, wzięła głęboki wdech i opowiedziała wszystko [przecinek] czym w ostatnich dniach żyła.

Mówisz o nim [przecinek] jakby był jakimś królewiczem, nie wiem, Rudolfem Valentino, a to tylko zwykły mężczyzna jakich wiele. – Polać jej!

(...) w głębi duszy zastanawiała się [przecinek] jak udowodnić koleżance, że tajemniczy mężczyzna jest jej [tej koleżance?] przeznaczony przez los.

Jedna była zamyślona [przecinek] co ma zrobić, a druga śmiała się z „zakochania” przyjaciółki.

-Czy to ważne? Ach, pardon, gdzie są moje maniery, nawet się nie przedstawiłem... Nazywam się Feliks Fraszyński. - ucałował zwyczajem dżentelmena dłoń Marysi - A pani? – Pomijając błędny zapis dialogu… co to za czasy? Koleś wysławia się, jakby się urwał z dwudziestolecia międzywojennego, ale bohaterka pracuje w biurze i wszystko dookoła niej wydaje się takie… współczesne. Ciężko mi się odnaleźć, ale to, w jaki sposób wypowiada się bohater akurat w takiej miłosnej historii, mnie śmieszy.

Marysia nie mogła uwierzyć w to [przecinek]  co się działo.

-Piosenka, która świetnie opisuje to [przecinek] co stało się ostatnio w moim życiu.

Myślę, że na przestrzeni oceny opisałam swoje wrażenia wystarczająco. Brakuje bohaterki w bohaterce, jej charakteru, mowy pozornie zależnej częściej niż suchego, relacjonującego bohatera; brakuje też oryginalności, naturalności, walki z przesadyzmem, określenia czasu akcji i jeszcze kilku innych aspektów. Nie będę się powtarzać; dodam tylko, że nadesłane opowiadanie jest jak najbardziej zgodne z wybranym utworem muzycznym. 

Dziękuję ci za udział w konkursie oraz dziękuję Sovbedlly za zorganizowanie go i zaproszenie mnie do szeregów szanownego jury. Przepraszam za brak bety – cała moja praca konkursowa zawierała łącznie ponad 150 stron przy standardowej formie czcionki i żaden betareader nie zdążył jej już przejrzeć. Mogą pojawić się literówki.

– interpretacja piosenki w opowiadaniu (4/5)
– ogólny styl (3/5)
– pomysłowość (5/10)
– logika i spójność (6/10)
– bohaterowie (6/10)
– strona techniczna (7/10)
Łącznie: 31/50 punktów


Sovbedlly
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Całość pracy nawiązywała do tego, że do Marysi w końcu przyszło „wielkie szczęście”, czyli miłość. Co więcej, Zofia zacytowała słowa: „Zbliża się maj, będzie raj, weźmiecie ślub, co?” Ta drwina utkwiła mi w pamięci i jest największym atutem tego opowiadania. Reasumując, odtworzenie mogę uznać za pół dobre pół słabe, pamiętając o tym, że piosenka jest o miłości i nie za bardzo można się nią „pobawić”.
– ogólny styl (2/5)
Styl jest suchy, pozbawiony opisów i tła fabularnego, wcale się niczym nie charakteryzował. Występują dialogi i oschłe opisy z życia Marysi, które tylko popychają akcję do przodu. Początek zaczynający się dialogiem kompletnie nie wprowadzał w świat. Gołym okiem widać, że cały tekst trzeba poprawić, doszlifować zarówno ze strony bohaterów (logiczność zachowania), jak i opisów zewnętrznych (miejsca, natury).
– pomysłowość (1/10)
Z przykrością muszę napisać, iż kreatywność bardzo znikoma. Królowała nonsensowność. Praktycznie nie widziałam niczego pomysłowego w całej niemal pięciostronicowej pracy, największym powodem było mizerne wykonanie. Przypuszczam, że wpadłaś na pomysł z Żabczyńskimi, lecz to nie zalicza się do kategorii oryginalności, a do logiki, a właściwie „nie-logiki”.
Imię Feliksa oznaczające szczęście pasujące do tematu opowiadania. Nie oznacza to jednak, że mam przyznawać punkty, bo imię to tylko malutki dodatek do całości i tak szczerze, to równie dobrze chłopak może mieć inne imię, a fabuła i tak by była taka sama.
– logika i spójność (3/10)
Spójność zachowana, ale logika aż kłuje w oczy. Wypiszę błędy:
Bardzo wątpię, czy pierwsze i przypadkowe spotkanie z młodym mężczyzną było aż takim arcyważnym wydarzeniem dla Marysi. Czyżby to zauroczenie od pierwszego wejrzenia, jak opisują w romansidłach?
-Żebym to jeszcze wiedziała... Nie wiem nawet jak się nazywa. Wiem tylko, że jest przystojny, przemiły, ma cudowny uśmiech i jest bardzo uczynny. 
Przemiły? Bardzo uczynny? Każdy mężczyzna może pomóc kobiecie wstać z ziemi, gdy ta się przewróci i nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Zacytuję Zofię: Przecież takie sytuacje zdarzają się milionom ludzi na świecie.
Zawsze chciała spotkać na ulicy jakiegoś aktora, najlepiej gwiazdę jej ulubionego filmu „Zapomniana melodia”, Aleksandra Żabczyńskiego. (…) Jej nadzieja była karmiona tym, że słyszała jakoby widziano go niedawno spacerującego po tej ulicy.
To który to był rok, skoro Aleksander Żabczyński miał przechadzać się po ulicy? Na pewno nie dzisiejsze czasy, skoro żył do 1958 roku… To samo tyczy się państwa Żabczyńskich, którzy weszli do kawiarni, gdzie siedzieli Marysia i Feliks. Maria Żabczyńska żyła do 1981 r. ale z Żabczyńskim mogła pokazywać się tylko do 1958 r. gdyż jej mąż wcześniej zmarł.
A może akcja działa się w tamtych latach?
Małżeństwo zamówiło dwie kawy i usiadło nieopodal zakochanej pary.
To już Marysia i Feliks byli zakochaną parą, mimo że w ogóle się nie znali, nie licząc pierwszego przypadkowego spotkania, podczas którego nie zdążyli się dobrze poznać?
– bohaterowie (2/10)
Największym problemem jest Marysia – jej dziwne, śmieszne zachowanie wzbudza żal z powodu westchnień do zupełnie obcego chłopaka. Czyżby była taką wielką romantyczną i marzycielką, że marzyła, myślała o nieznajomym? Może rzeczywiście lubiła bujać w obłokach, może miała taki ckliwy, uczuciowy charakter, nie zmienia to jednak faktu, iż opcja o anonimowym młodzieńcu brzmi żenująco. To fabuła jak z kiepskiego romansu. Zrozumiałabym, gdyby sytuacja dotyczyła dawnego kolegi ze szkoły/dzieciństwa czy sąsiada, ogółem chłopaka, którego już nieco znała.
Sam Feliks, obiekt westchnień, wypadł bardzo zwyczajnie. Nie olśniewał, nie ekscytował, ponieważ odbiorca nie miał szansy dokładniej go poznać. Kim był? Gdzie pracował? Jakie miał hobby? Nic nie wiadomo. Szkoda, że nie został zobrazowany jako ciekawa postać, że naprawdę nie posiadał jakiejś cechy, dzięki której naprawdę można było się zachwycać. Celowo podkreśliłam „naprawdę”, by uwidocznić brak autentyczności bohatera. Obecnie z tekstu wyłania się zwyczajny chłopaczek.
Nie czułam ani emocji (nie licząc udanego sarkazmu Zofii) ani miłości bohaterów.
Postawa Zofii, koleżanki Marysi jest bardzo realna i ona jedyna potrafi trzeźwo myśleć, doradzić. Podoba mi się jej kpina, kiedy mówiła o ślubie w maju. Ten realizm ewidentnie przebija się przez sztuczność głównej bohaterki. I właśnie za Zofię daję dwa punkty.
– strona techniczna (5/10)
Ortograficznie jest w porządku. Interpunkcja też.
Zapis dialogów wprost woła o pomstę do nieba. W dialogach powinny być pauzy () i półpauzy (–). Brak spacji, a w jednym miejscu nawet brak poprawnego zapisu tła didaskaliowego wygląda nieprofesjonalnie. Podam przykład:
-A co oznacza twoje piękne imię, Feliks?
– A co oznacza twoje piękne imię, Feliks? ~ W moim przykładzie pojawia się i dywiz i spacja po nim.
To przeznaczenie, Zosiu, PRZEZNACZENIE. ~ Nie potrzeba aż pisać wielkimi literami, żeby wyeksponować to słowo.
Łącznie: 16/50 punktów



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo