Oceny
opowiadania Moje wielkie szczęście Kasia
Suma punktów 190
Suma punktów 190
Black opium
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Jest dobrze i poprawnie:
bohaterka przypadkowo spotyka mężczyznę, który okazuje się miłością jej życia,
do tego klimat międzywojnia... Twoja interpretacja mnie nie porwała, jednak nie
mogę powiedzieć o niej nic złego.
– ogólny styl (3/5)
Momentami jest bardziej,
momentami mniej płynny, niemniej wydaje mi się, że jesteś na dobrej drodze.
Gdzieniegdzie jest za dużo zdań pojedynczych (przez co tekst staje się
trudniejszy do czytania i sprawia wrażenie bardziej infantylnego), całość
wygląda, jakby została napisana w pośpiechu. Miejscami tekst przypomina trochę
streszczenie.
– pomysłowość (7/10)
Podoba mi się Twój pomysł, ale
odejmę kilka punktów za to, że przedstawiona przez Ciebie historia jest dość...
typowa.
– logika i spójność (10/10)
Nie widzę błędów logicznych.
– bohaterowie (7/10)
Daję plus za to, że główna
bohaterka ma na imię Marianna, a nie Maria. Wydaje się dość typowa, ale w
pozytywnym tego słowa znaczeniu — jest to typ postaci, które w pewnym sensie
podbija moje serce, choć nie przepadam za takimi osobami. Trochę mało wiadomo o
Feliksie, ale poza tym raczej nie mam nic do zarzucenia.
– strona techniczna (6/10)
Jest kilka błędów
interpunkcyjnych i w zapisie dialogu, ortograficznych nie zauważyłam
w ogóle.
Dialogi zapisuje się za pomocą
pauz lub półpauz, nigdy dywizów.
Łącznie: 36/50
punktów
Condawiramurs
– interpretacja piosenki w
opowiadaniu (3/5)
Podoba mi się, że w tekście
słowa piosenki nie zostały użyte wprost, za to wielokrotnie się do nich
nawiązywało, w różnych momentach opowiadania.
– ogólny styl (2,5/5)
Najgorzej nie jest, ale
należałoby popracować nad kolejnością przedstawianych wątków. Tekst zaczyna się
od rozmowy z kimś z pracy, później cofamy się o trzy dni i już wcale do pracy
nie wracamy, tylko x czasu potem autorka przedstawia dyskusję Marysi z Zosią.
Nie wiadomo, jak to się ma do początku, ten wątek został urwany. Styl jest dość
prosty, czasem wręcz za prosty, taki… naiwny, ale to może z powodu samej
bohaterki. Ponadto niestety nie ma prób stylizacji na dawne czasy, szkoda.
Mocno króluje tutaj Imperatyw, wszystko odbywa się tak, jak to Marysia sobie
zażyczy. Zdarzają się błędy stylistyczne i gramatyczne, np. niepoprawne
połączenie podmiotu z orzeczeniem – tzn. najpierw była postać, a potem ta
postać robił, a nie robiła. Pojawiają się też czasem nieprawidłowe
sformułowania.
– pomysłowość (3,5/10)
Pomysł dość banalny, choć
całkiem pocieszny. Imię Feliks ma coś w sobie, nie powiem.
– logika i spójność (4/10)
Niestety tutaj mam sporo
zastrzeżeń, głownie do logiki Marysia mogła być zainteresowana człowiekiem,
który ją uratował, ale na pewno jeszcze nie zakochana. Zosia ma tutaj sporo
racji. Zresztą jeśli Marysi aż tak podobał się ten mężczyzna, to niby dlaczego jak
go później zauważyła, to wskoczyła do tramwaju, bez sensu. Druga kwestia, która
mi nie odpowiada, to Imperatyw. Nagle autorka sobie przypomniała, że fajnie
byłoby wrzucić jakiegoś znanego autora z tamtych czasów i akurat Żabczyński
wszedł sobie do tej kawiarni, w które siedziała Marysia z Feliksem. Ponadto,
serio, ile oni się znają, żeby tak się od razu na siebie rzucać. To wszystko
działo się zdecydowanie za szybko, za gwałtownie, po prostu nieprzekonująco.
Ze spójnością jest lepiej, choć
przez słabo określane tło, idealnie nie jest – patrz wyżej.
– bohaterowie (3/10)
Marysia jest słodka, lecz
niesamowicie naiwna i dziecinna. Zosia może i przesadza w drugą stronę, ale już
chyba lepiej. Feliks przynajmniej ma klasę, to dobrze, choć w końcówce
przesadził, ale też nie należy do tajemniczych z tym pomaganiem pannie w
opałach. Za bardzo wykreowane postacie nie są, niestety.
– strona techniczna (3/10)
Interpunkcja jest niestety dość
mocno alternatywna, tzn. często brakuje przecinków. W dialogach nie dość, że
były dywizy, to nawet spacje się nie pojawiały. Z ortografią OK.
Łącznie: 19/50 punktów
Katja
—
interpretacja piosenki w opowiadaniu (4/5)
Dobra interpretacja, nic dodać, nic ująć.
— ogólny
styl (3/5)
Widać było, że pisanie tego tekstu sprawia Ci przyjemność
i początek faktycznie się fajnie czytało. Mam jednak wrażenie, że Twój warsztat
jeszcze nie jest do końca wyrobiony, ponieważ w paru miejscach lekkość tekstu
ocierała się o infantylizm.
— pomysłowość
(5/10)
Może i tu nie ma niczego kreatywnego, ale historia
została przedstawiona z humorem, co zawsze jest plusem.
— logika
i spójność (8/10)
Tu się przyczepię do nadzwyczajnych splotów
okoliczności — najpierw Marysia spotyka Feliksa, a potem nagle do tego samego
lokalu wchodzą państwo Żabczyńscy? No coś wydaje mi się to niezbyt
prawdopodobne. :D
— bohaterowie (7/10)
— bohaterowie (7/10)
Opisom postaci raczej nic nie zarzucę; wyobraziłam
sobie Marysię jako roztrzepaną i zakochaną dziewczynę, a Feliksa jako
śmiertelnie poważnego mężczyznę. :D Jednakże odniosłam wrażenie, że ich relacja
rozwija się zbyt szybko jak na tamte czasy. Raczej nikt by nie myślał o tym,
żeby na pierwszej randce całować dziewczynę w czółko, prędzej w rączki.
— strona
techniczna (7/10)
Kuleje interpunkcja, zapis dialogów też pozostawia
wiele do życzenia (nie używamy w nim dywizów, a ponadto po pauzie/półpauzie,
jak kto woli, powinna być spacja!).
Łącznie:
34/50 punktów
Kvist
– interpretacja piosenki w
opowiadaniu (3/5)
Piosenka została zinterpretowana dość dosłownie; już
prędzej tytuł opowiadania, zwłaszcza w kontekście imienia jednego z bohaterów,
stanowi bardziej interesujący wariant rozumienia utworu. Końcowa wstawka o tym,
kto i kiedy wykonywał tę piosenkę, jest całkowicie zbędna.
– ogólny styl (4/5)
Język opowiadania nie wyróżnia się w żaden konkretny
sposób. Jest oczywiście poprawny, opisy są plastyczne, ale brakuje czegoś, co
by wyróżniało to opowiadanie pod kątem stylistycznym. Momentami zdania są
trochę za długie, przez co przypominają bardziej słowotok niż zapis myśli.
– pomysłowość (5/10)
Pomysł na opowiadanie jest dość banalny, przez co
tekst nie porywa pod kątem fabularnym Ciągle mamy do czynienia z tymi samymi
opisami, w których Marysia je śniadanie, spieszy się na tramwaj i wypatruje
swojego wybawcy, po czym w końcu go widzi, spotyka się z nim i wszyscy żyją
długo i szczęśliwie. Wątek państwa Żabczyńskich również wydaje się wepchnięty
na siłę, a tak naprawdę również nie wnosi nic konkretnego.
– logika i spójność (6/10)
Tekst pod względem logicznym jest zbudowany poprawnie,
problem pojawia się jednak w dialogach: otóż ludzie nie rozmawiają ze sobą w
taki sposób, w jaki robią to Zosia i Marysia. Takie wypowiedzi brzmią sztucznie
i nienaturalnie, przez co automatycznie przestaje się wierzyć w wiarygodność
historii, przedstawionej w opowiadaniu.
Poza tym dopiero gdzieś w dalszej części utworu
dowiadujemy się, jaki jest właściwie czas akcji, co nie da się ukryć, również
stanowi dość istotną informację. Takie rzeczy trzeba przekazywać wcześniej, a
nie w połowie opowiadania.
– bohaterowie (5/10)
Bohaterowie nie są niestety wykreowani w bardzo
wiarygodny sposób. Na podstawie kwestii, które wygłaszają, trudno jest określić
ich charakter. Nawet opisy, których jednak trochę się w opowiadaniu znajduje,
nie pomagają za bardzo w tym zadaniu.
– strona techniczna (7/10)
Błędów ortograficznych nie zauważyłam,
interpunkcyjnych przytrafiło się parę (ale nic strasznego), błędnie natomiast
zostały zapisane dialogi. Zaczyna się je bowiem od pauzy (ewentualnie
półpauzy), a nie od dywizu.
Łącznie: 30/50 punktów
A. Interpretacja
piosenki w tekście (2/5)
B. Ogólny
styl (3/5)
C. Pomysłowość
(5/10)
D. Logika i
spójność (4/10)
E. Bohaterowie
(5/10)
F. Strona
techniczna (5/10)
Łącznie: 24/50 punktów
Droga
autorko!
Pozwól,
że zacznę od strony technicznej opowiadania. Zapis dialogów jest błędny,
dlatego odsyłam Cię do strony http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/. Myślę,
że ten poradnik jest napisany w fajni i przystępny dla każdego sposób. Brakuje
Ci kilku przecinków. Tekst jest wyjustowany i ma akapity, ale zabrakło wcięć w
tekście przy dialogach.
„Co
najmniej” piszemy osobno – Ty napisałaś „conajmniej”. https://sjp.pwn.pl/slowniki/co%20najmniej.html
W Twoim
opowiadaniu pojawił się fragment, który kompletnie nie został rozwinięty, a
kolejny akapit nie pasuje do niego. Chodzi mi o te pięć zdań: „Nagle do kawiarni weszli państwo Żabczyńscy. Małżeństwo zamówiło dwie
kawy i usiadło nieopodal zakochanej pary. Marysia nie mogła uwierzyć w to co
się działo. To był najcudowniejszy dzień w jej życiu. Można by rzec, jasna
godzina w dobie życia.” Mogłaś to rozwinąć. Napisać, że poprosiła
ich o autograf. Albo nasi zakochani mogli do nich podejść i uścisnąć dłoń.
Nie
wiele wiem o Marysi. Jak wygląda? Ile ma lat? Mimo że to ona jest główną
bohaterką, to mam wrażenie, że odrobinę ją zaniedbałaś.
W każdym
razie pisz dalej, rozwijaj się, czytaj różne poradniki odnośnie pisania. I
pamiętaj, trening czyni mistrza!
Skoiastel
Na
początku zaznaczę, że tekst oceniłam zgodnie ze standardami ocenialni Wspólnymi Siłami, którą
reprezentuję. Od publikacji wymagam nie tylko poprawności godnej materiału pod
wydawkę oraz estetyki tekstu, ale ważne są dla mnie przede wszystkim research,
interesująca i spójna fabuła, konsekwencja jej prowadzenia, a także naturalne
sylwetki psychologiczne postaci, jak również zgodność z tematem konkursu. W
ocenie obowiązuje punktacja ustalona przez Sovbedlly oraz konkursowe kryteria.
Jeżeli
masz gdzieś w zanadrzu dłuższy tekst, również i jemu chętnie się przyjrzę;
zapraszam na moją podstronę podlinkowaną wyżej.
No to
zaczynamy!
Dialogi
również zaczynamy od wcięć akapitowych. Dywiz to nie myślnik, a myślniki
wymagają spacji. Więcej o poprawnym zapisie dialogów: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/dialogi.html
(dziwne, że piszę o tym w prawie każdej ocenie).
Nie wiesz [przecinek] co
się dzieje wokół ciebie...
Nie znała nawet jego imienia, ale czuła, że jakoś jest
jej bliski. – No to faktycznie, bardzo bliski… Trudno mówić w
takim wypadku o zakochaniu, spłycasz to uczucie. Raczej o zauroczeniu…
Ujrzała go przed trzema dniami na ulicy Jaśminowej.
Zwykle nie spóźniała się na tramwaj, którym dojeżdżała do pracy, lecz tego dnia
najzwyczajniej w świecie zaspała. Zerwała się szybko z łóżka, przemyła twarz,
ubrała się, zarzuciła na plecy płaszcz, wzięła torebkę i wybiegła z mieszkania.
– He,
he. Zawsze zastanawia mnie, które czynności wybierają autorzy, a które
pomijają? Bohaterka nie zdjęła piżamy (sypiała nago, w bieliźnie czy ubrała
ciuchy na właśnie tę bieliznę?), nie zrobiła siku i nie umyła zębów, nie
wykonała jeszcze innych czynności, które robią ludzie rano, nawet jeśli się
spieszą. Czy o takich rzeczach po prostu nie wypada pisać?
Chodzi o
to, że relacjonowanie po kolei każdej czynności, która nie ma praktycznie
żadnego znaczenia fabularnego, jest daremne. Wystarczyłoby napisać, że
bohaterka wstała, spanikowana spojrzała na zegarek i zebrała się szybko do
wyjścia. Nie marnuj słów i weny na takie tanie wstępy.
Dodatkowo
kompletnie niechronologiczny zapis zdarzeń wprowadza chaotyczność. Najpierw
powinnaś zacząć od tego, że wstała spóźniona i próbowała zdążyć (w ostatnim
zdaniu nie musisz dopowiadać, że na tramwaj, podałaś tę informację wcześniej),
a potem dopiero, że kogoś spotkała. Piszesz w sposób, który sprawia, że tekst
przestaje być zajmujący, a zaczyna… przewidywalny. Z góry jasny. Wiem, czego
się spodziewać, więc ziewam:
Zwykle nie spóźniała się na tramwaj, którym dojeżdżała
do pracy (…). Jakimś cudem znalazła w torebce klucz, wydobyła go stamtąd,
przekręciła w zamku i jak strzała popędziła na przystanek z nadzieją, że zdąży
na tramwaj. – W ostatnim zdaniu nie musisz dopowiadać, że na
tramwaj; stało się to logiczne.
Gdy biegła, nie zauważyła dość sporej dziury w
chodniku, w której po nocnym deszczu powstała kałuża. – To
już drugi tekst w tym konkursie, w którym bohaterka spóźnia się (tam – na
uczelnię, tu – do pracy) i omal nie wybija zębów na chodniku, a z opresji
ratuje ją… przyszły obiekt westchnień. Jest to tak przejedzony, stary motyw
znany z tanich komedii romantycznych czy równie mało wymagających Harlequinów,
że nie dość, że nie robi już na czytelnikach wrażenia (liczy się
oryginalność!), to jeszcze ukazuje wszem i wobec kompletną niezaradność, nieporadność
kobiet, które tak naprawdę są przecież czymś więcej niż naiwnymi i bezbronnymi
damami w opałach, rety. Znowu zaczynamy
historię o tru lov w sztampie i kliszy, no po prostu cudownie. Rozpływam się
tak mocno z zachwytu, że wcale.
Wtem pojawiła się nad nią postać ubrana w czarny, długi
płaszcz, z wąsem, roześmianymi oczami i kapeluszem lekko przekrzywionym na lewą
stronę. Uśmiechnął się do niej i podał jej dłoń, żeby ułatwić powstanie w tej
niezręcznej sytuacji. – Ten kapelusz się uśmiechnął, mhm. (Pomyliłaś
podmioty; „postać” to nie rodzaj męski).
Z tego odrętwienia (bo nie była w stanie oderwać
wzroku) wyrwały ją okrzyki ludzi oznajmiające, że tramwaj za moment ruszy. – A
czyje inne mogłyby być te okrzyki? Poza tym odrętwienie dotyczące raczej innych
części ciała, kiedy mowa o niemożliwości oderwania wzroku… no nie bardzo
pasuje.
Niestety ślad po nim zaginął, nie mogła nigdzie
wypatrzeć tej pięknej twarzy [przecinek] od
której parę sekund temu nie potrafiła oderwać wzroku. – Ale zdajesz sobie
sprawę, Kasiu, że to w rzeczywistości NIE DZIAŁA NA CZYTELNIKÓW? Że narrator
nie powinien tak tanio opisywać uczuć bohaterki? Że to wszystko jest tak
kolorowe, że można się porzygać tęczą? Przewracam oczami na takie opisy,
naprawdę. Już bardziej uwierzyłabym, gdybyś przedstawiła myśli bohaterki, ale
ona też pewnie, jako dorosła i rozumująca kobieta, pomyślałaby raczej: Cholera, przystojny był. Mogłam mu chociaż
podziękować. A nie pomyślałaby: gdzie
jest ta piękna twarz, od której nie mogłam oderwać wzorku?
Przekonujesz
mnie o niesamowitości tej sceny na siłę, narracją, dawno zmęczonymi sposobami.
Poza tym o mężczyźnie pisać „piękny”, no, dla niektórych mogłaby to być nawet
ujma.
Czuła, że to co stało się przed chwilą jest właśnie dla
niej takim wielkim wydarzeniem, więc porównanie z najważniejszym w Polsce
dzwonem było trafne. – Mylisz czasy (czuła – przeszły, jest –
teraźniejszy). Trzymaj się jednego, gdyż mieszanie to poważny błąd w prozie.
Cały czas zastanawiała się [przecinek]
kim był ten człowiek, którego spotkała, w
którą stronę pojechał, co robi i czy go jeszcze spotka. – To może daj jej
pomyśleć, a nie opisuj tego narracją? Bohaterka jest nieemocjonująca, nie mogę
poznać jej prawdziwości, zweryfikować, czy jest naturalna, bo ciągle tłumaczysz
ją narracją.
Wysiadła, przeszła przez ulicę i weszła do biura. (…) W
tym zamyśleniu dotarła wreszcie na miejsce swojej [zaimek zbędny] pracy i zaczęła przeglądać papiery, które zalegały na jej [zbędny –
logiczne] biurku. – A to biuro to już
nie było miejsce jej pracy? Dotarła tam przecież wcześniej, przed zamyśleniem.
Po skończonej pracy wróciła do domu
[przecinek] dalej rozmyślając o porannym
zdarzeniu. – Och, no przecież to jest tak strasznie jednotorowe,
jednowątkowe, płytkie i puste... Weszła do pracy i wyszła z pracy, a pomiędzy
nie działo się nic ciekawego, że należy zawracać sobie przez cały dzień głowę
porannym incydentem, który tak naprawdę nie był wcale znaczący. Naprawdę zdrowo
myślącej kobiecie jeden facet, który pomógł wstać ze zwykłej życzliwości, aż
tak zawrócił w głowie? W poprzednim opowiadaniu, które poruszało podobną
tematykę, to było przynajmniej ładnie wprowadzone – bohaterka od początku
zachowywała się i opisywała siebie jako samotną desperatkę, która kochała się
we wszystkich; było to częścią jej charakteru. Natomiast tutaj mamy bohaterkę,
o której nic nie wiemy, poza tym, że pracuje w biurze, więc uznaję ją z
automatu za rozsądną, dojrzałą. Okazuje się inaczej. Dlaczego? Nie wiem, nie
mogę stwierdzić, bo nie dajesz mi w tekście żadnych odniesień do jej
charakteru.
Po drodze rozglądała się, czy przypadkiem nie będzie przechodził tą ulicą wczoraj spotkany nieznajomy. Wokół
codzienny tłum, szarość, nigdzie nie było
widać upragnionej postaci. Na jej twarz w miejsce uśmiechu wstąpił smutek, a
wręcz gniew. – Lol. No bez przesady. Gdzie ona podziała rozum?
Rozumiem, że może być zaciekawiona, zainteresowana, rozglądać się. Ale jej
zachowanie to już podchodzi pod jakąś obsesję, chorobę. Gniew to dość poważny
objaw. Ciekawe, co sobie wtedy myślała: No
kur.wa, gdzie jesteś? Tak mi zależy, a ciebie nie ma, draniu?!
W ostatniej chwili zauważyła go, jak wychodził z kamienicy na ulicy Różanej. Nie mogła na niego poczekać, bo tramwaj właśnie
dotarł na przystanek. Wsiadła więc do niego
szybko i ponownie cały dzień, zamiast skupić się na pracy, próbowała znaleźć
sposób, by spotkać mężczyznę. – Ale że co? W pracy próbowała go spotkać?
Te opisy
czynności to suche relacje – zrobić to, zrobić tamto, pomyśleć, więcej
czasowników. Nie ma w nich bohaterki, jej mowy pozornie zależnej, jej
charakteru. To wydmuszka bez strony emocjonalnej.
Następnego dnia
znów obudziła się wcześnie rano, przygotowała się na możliwe spotkanie i
ruszyła na przystanek. Tego dnia jednak
go nie zobaczyła.
Zasępiła się i próbowała zmusić się do skupienia na
pracy. – Kiedy obok siebie stawiasz dwa czasowniki wymagające
„się”, drugie możesz pominąć: Zasępiła
się i próbowała zmusić do skupienia na pracy. Ewentualnie, aby polepszyć
styl, możesz wykorzystać inną konstrukcję bądź zwroty, które podobnie zobrazują
problem, ale unikniesz powtórzenia: Zasępiona
próbowała zmusić się do skupienia na pracy.
(…) spuściła wzrok [przecinek] rumieniąc się (…). – Marysia zachowuje
się jak nieporadna, niespójna i nieprzemyślana zupełnie bohaterka większości
tanich romansideł. Ma coś w sobie z kreacji Mary Sue – jest uroczo nieporadna
(wpada w tarapaty) i musi ratować ją przystojny mężczyzna, ale jednocześnie
zaradna (próbuje go znów spotkać, zależy jej, działa), pracuje w biurze,
potrafi zmieniać bardzo szybko nastroje (z uśmiechu przez smutek do gniewu) i…
wstydzi się rozmawiać o mężczyznach z koleżanką, rumieniąc się i spuszczając
wzrok, jakby miała trzynaście lat i pierwszy raz dostała okres, na dodatek
zakochuje się w pierwszym-lepszym przystojniaku, jakby wokół do tej pory
spotykała na ulicy tylko pryszczatych albo grubych. To… słaba kreacja.
Zacytuję
artykuł Nearyh z ocenialni Nerdy-Ocenkujo: „Mary Sue szara jest biedną, szarą
myszką. Przeciętna uroda – której piękno dostrzega Ten Jedyny zwany również
True Loverem – miałka osobowość, bo postać musi dać się zdominować Wybranemu
Mężczyźnie, zawsze w cieniu (…). Często okazuje się, że Mary Sue szara nigdy
nie przeżyła żadnej szczęśliwej miłości i teraz boi się uczucia, ale od czego
jest nasz True Lover? To on ją odmieni, nada sens jej życiu, bo – jak wiadomo –
kobiece życie bez mężczyzny jest puste. Należy pamiętać, że Mary Sue szara nie
jest jakkolwiek wyjątkowa ani wspaniała. Jest tłem, a wyjątkowości,
wspaniałości, wartości oraz wszystkiego tego, co nobliwe, nadaje jej True
Lover. Bez niego egzystencja Mary Sue szarej jest pusta i smutna. Mary Sue
szara zwykle żyje dla True Lovera”. Taką właśnie odnajduję sujkę w twojej
miniaturze. Jest tak bezcharakterna, bezpłciowa, że aż mi przykro o niej
czytać.
-Zosiu, ja sama nie wiem
[przecinek] co się dzieje, nawet nie
przeszło mi przez myśl, żeby ci o tym powiedzieć. Przepraszam, wybaczysz mi?
– Ale… Dlaczego ona rozmawia w ten sposób? Może faktycznie ma trzynaście lat i
nie wie, że relacje międzyludzkie nie wymagają takich tłumaczeń?
Zosia zaśmiała się, przytuliła przyjaciółkę i rzekła:
-Ależ oczywiście, że ci przebaczam. –
Szkoda, że bohaterka, nie zdradzając wszem i wobec swoich uczuć, nie zrobiła
niczego złego. Ależ z tej przyjaciółki narcyzka; jakby wszystko musiało się
kręcić wokół niej. Łaskawczyni z niej, że ho-ho.
-Żebym to jeszcze wiedziała... Nie wiem nawet jak się
nazywa. Wiem tylko, że jest przystojny, przemiły, ma cudowny uśmiech i jest
bardzo uczynny. – Tak, bo jeżeli raz pomagasz komuś wstać z chodnika,
to jesteś bardzo uczynnym człowiekiem. Tak. Normalnie niebo stoi przed tobą
otworem, a święty Piotr już dziurkuje konfetti na powitanie.
Marysia zebrała się w sobie, wzięła głęboki wdech i
opowiedziała wszystko [przecinek] czym
w ostatnich dniach żyła.
Mówisz o nim [przecinek] jakby
był jakimś królewiczem, nie wiem, Rudolfem Valentino, a to tylko zwykły mężczyzna
jakich wiele. – Polać jej!
(...) w głębi duszy zastanawiała się
[przecinek] jak udowodnić koleżance, że
tajemniczy mężczyzna jest jej [tej koleżance?] przeznaczony przez los.
Jedna była zamyślona [przecinek] co ma zrobić, a druga śmiała się z
„zakochania” przyjaciółki.
-Czy to ważne? Ach, pardon, gdzie są moje maniery,
nawet się nie przedstawiłem... Nazywam się Feliks Fraszyński. - ucałował
zwyczajem dżentelmena dłoń Marysi - A pani? – Pomijając
błędny zapis dialogu… co to za czasy? Koleś wysławia się, jakby się urwał z
dwudziestolecia międzywojennego, ale bohaterka pracuje w biurze i wszystko
dookoła niej wydaje się takie… współczesne. Ciężko mi się odnaleźć, ale to, w
jaki sposób wypowiada się bohater akurat w takiej miłosnej historii, mnie
śmieszy.
Marysia nie mogła uwierzyć w to
[przecinek] co się działo.
-Piosenka, która świetnie opisuje to
[przecinek] co stało się ostatnio w moim
życiu.
Myślę,
że na przestrzeni oceny opisałam swoje wrażenia wystarczająco. Brakuje
bohaterki w bohaterce, jej charakteru, mowy pozornie zależnej częściej niż
suchego, relacjonującego bohatera; brakuje też oryginalności, naturalności,
walki z przesadyzmem, określenia czasu akcji i jeszcze kilku innych aspektów.
Nie będę się powtarzać; dodam tylko, że nadesłane opowiadanie jest jak
najbardziej zgodne z wybranym utworem muzycznym.
Dziękuję
ci za udział w konkursie oraz dziękuję Sovbedlly za zorganizowanie go i
zaproszenie mnie do szeregów szanownego jury. Przepraszam za brak bety – cała
moja praca konkursowa zawierała łącznie ponad 150 stron przy standardowej
formie czcionki i żaden betareader nie zdążył jej już przejrzeć. Mogą pojawić
się literówki.
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (4/5)
– ogólny styl (3/5)
– pomysłowość (5/10)
– logika i spójność (6/10)
– bohaterowie (6/10)
– strona techniczna (7/10)
Łącznie: 31/50 punktów
Sovbedlly
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Całość pracy nawiązywała do
tego, że do Marysi w końcu przyszło „wielkie szczęście”, czyli miłość. Co
więcej, Zofia zacytowała słowa: „Zbliża
się maj, będzie raj, weźmiecie ślub, co?” Ta drwina
utkwiła mi w pamięci i jest największym atutem tego opowiadania.
Reasumując, odtworzenie mogę uznać za pół dobre pół słabe, pamiętając o tym, że
piosenka jest o miłości i nie za bardzo można się nią „pobawić”.
– ogólny styl (2/5)
Styl jest suchy, pozbawiony
opisów i tła fabularnego, wcale się niczym nie charakteryzował. Występują
dialogi i oschłe opisy z życia Marysi, które tylko popychają akcję do przodu. Początek
zaczynający się dialogiem kompletnie nie wprowadzał w świat. Gołym okiem widać,
że cały tekst trzeba poprawić, doszlifować zarówno ze strony bohaterów (logiczność
zachowania), jak i opisów zewnętrznych (miejsca, natury).
– pomysłowość (1/10)
Z przykrością muszę napisać,
iż kreatywność bardzo znikoma. Królowała nonsensowność. Praktycznie nie
widziałam niczego pomysłowego w całej niemal pięciostronicowej pracy,
największym powodem było mizerne wykonanie. Przypuszczam, że wpadłaś na pomysł
z Żabczyńskimi, lecz to nie zalicza się do kategorii oryginalności, a do
logiki, a właściwie „nie-logiki”.
Imię Feliksa oznaczające
szczęście pasujące do tematu opowiadania. Nie oznacza to jednak, że mam
przyznawać punkty, bo imię to tylko malutki dodatek do całości i tak szczerze,
to równie dobrze chłopak może mieć inne imię, a fabuła i tak by była taka sama.
– logika i spójność (3/10)
Spójność zachowana, ale logika
aż kłuje w oczy. Wypiszę błędy:
Bardzo wątpię, czy pierwsze i
przypadkowe spotkanie z młodym mężczyzną było aż takim arcyważnym wydarzeniem
dla Marysi. Czyżby to zauroczenie od pierwszego wejrzenia, jak opisują w romansidłach?
-Żebym
to jeszcze wiedziała... Nie wiem nawet jak się nazywa. Wiem tylko, że jest
przystojny, przemiły, ma cudowny uśmiech i jest bardzo uczynny.
Przemiły? Bardzo uczynny? Każdy mężczyzna może pomóc
kobiecie wstać z ziemi, gdy ta się przewróci i nie widzę w tym nic
nadzwyczajnego. Zacytuję Zofię: Przecież
takie sytuacje zdarzają się milionom ludzi na świecie.
Zawsze
chciała spotkać na ulicy jakiegoś aktora, najlepiej gwiazdę jej ulubionego
filmu „Zapomniana melodia”, Aleksandra Żabczyńskiego. (…) Jej nadzieja była
karmiona tym, że słyszała jakoby widziano go niedawno spacerującego po tej
ulicy.
To który to był rok, skoro Aleksander Żabczyński miał
przechadzać się po ulicy? Na pewno nie dzisiejsze czasy, skoro żył do 1958
roku… To samo tyczy się państwa Żabczyńskich, którzy weszli do kawiarni, gdzie
siedzieli Marysia i Feliks. Maria Żabczyńska żyła do 1981 r. ale z Żabczyńskim
mogła pokazywać się tylko do 1958 r. gdyż jej mąż wcześniej zmarł.
A może akcja działa się w tamtych latach?
Małżeństwo zamówiło dwie kawy i usiadło nieopodal
zakochanej pary.
To już Marysia i Feliks byli zakochaną parą, mimo że w
ogóle się nie znali, nie licząc pierwszego przypadkowego spotkania, podczas
którego nie zdążyli się dobrze poznać?
– bohaterowie (2/10)
Największym problemem jest
Marysia – jej dziwne, śmieszne zachowanie wzbudza żal z powodu westchnień do
zupełnie obcego chłopaka. Czyżby była taką wielką romantyczną i marzycielką, że
marzyła, myślała o nieznajomym? Może rzeczywiście lubiła bujać w obłokach, może
miała taki ckliwy, uczuciowy charakter, nie zmienia to jednak faktu, iż opcja o
anonimowym młodzieńcu brzmi żenująco. To fabuła jak z kiepskiego romansu. Zrozumiałabym,
gdyby sytuacja dotyczyła dawnego kolegi ze szkoły/dzieciństwa czy sąsiada, ogółem
chłopaka, którego już nieco znała.
Sam Feliks, obiekt westchnień, wypadł bardzo
zwyczajnie. Nie olśniewał, nie ekscytował, ponieważ odbiorca nie miał szansy
dokładniej go poznać. Kim był? Gdzie pracował? Jakie miał hobby? Nic nie
wiadomo. Szkoda, że nie został zobrazowany jako ciekawa postać, że naprawdę nie
posiadał jakiejś cechy, dzięki której naprawdę można było się zachwycać. Celowo
podkreśliłam „naprawdę”, by uwidocznić brak autentyczności bohatera. Obecnie z
tekstu wyłania się zwyczajny chłopaczek.
Nie czułam ani emocji (nie licząc udanego sarkazmu
Zofii) ani miłości bohaterów.
Postawa Zofii, koleżanki Marysi jest bardzo realna i
ona jedyna potrafi trzeźwo myśleć, doradzić. Podoba mi się jej kpina, kiedy
mówiła o ślubie w maju. Ten realizm ewidentnie przebija się przez sztuczność
głównej bohaterki. I właśnie za Zofię daję dwa punkty.
– strona techniczna (5/10)
Ortograficznie jest w
porządku. Interpunkcja też.
Zapis dialogów wprost woła o
pomstę do nieba. W dialogach powinny być pauzy (—) i półpauzy (–). Brak spacji,
a w jednym miejscu nawet brak poprawnego zapisu tła didaskaliowego wygląda
nieprofesjonalnie. Podam przykład:
-A co oznacza
twoje piękne imię, Feliks?
– A co oznacza twoje piękne imię, Feliks? ~ W moim
przykładzie pojawia się i dywiz i spacja po nim.
To
przeznaczenie, Zosiu, PRZEZNACZENIE. ~ Nie potrzeba aż pisać wielkimi literami, żeby
wyeksponować to słowo.
Łącznie: 16/50 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz