Tintina
Gadatiela
Piosenka: Ludwik Sempoliński - Ten wąsik
Wczesny letni wieczór. Idąc jedną z
uliczek Krakowa wsłuchuję się w ciszę. Specjalnie wybrałam mniej uczęszczane
uliczki, dla ciszy. Uwielbiam te stare mury, okiennice. Moje kroki odbijają się
echem na kamiennym bruku. Panuje półmrok, nie zaświecono jeszcze latarni, a w
oknach nie pali się światło. Wyobrażam sobie jak te uliczki wyglądały
wcześniej, udaję że słyszę stukot końskich kopyt, pokrzykiwanie ludzi, ciche
rozmowy zakochanych... Rozglądam się i przechodzę na drugą stronę uliczki
wprost do drzwi teatru. Wielkie wrota są trochę ciężkie, ale ktoś za mną
popycha je. Odwracam się i patrzę na mężczyznę. Jest trochę wyższy ode mnie. Ma
piękne brązowe oczy z lekkimi zmarszczkami, pewnie od śmiechu – myślę. Ma
krótkie czarne włosy. Uśmiecha się do mnie. Lekko czerwienieje.
- O dzień dobry, panu. - Mówię.
- Dzień dobry, pani - Odpowiada ciepłym
głosem. Stoimy w przejściu, a mężczyzna dalej patrzy na mnie.
- Dziękuję. - mówię. - Zawsze mam
problemy z tymi drzwiami. - Lekko się uśmiecham do niego i schodzę po schodach.
- Nie ma za co. - Odpowiada. Odchodzi w
kierunku szatni. Do spektaklu pozostało jeszcze trochę czasu. Odbieram bilet w
kasie teatru. Teatr jest nieduży, jeden z moich ulubionych. Omijam szatnię bo
nie mam nic do oddania i od razu schodzę po kamiennych schodach do podziemia.
Przejście do teatru jest dużym pomieszczaniem pod ziemią. Schodząc po schodach
odczuwa się lekki powiew wiatru. W hallu jest już trochę osób oczekujących na
spektakl. Zawsze podobało mi się to przejście, jakby, do innego świata, do
świata teatru i sztuki. Ściany są z pięknej czerwonej cegły, sufit jest kopułą.
Na ścianach wiszą stare zdjęcia z historią budynku. Usiadłam na małej ławce i
opieram się o ścianę. Gwar rozmów jest coraz większy. Zamykam oczy. Wyobrażam
sobie jak to mogło być kilkadziesiąt lat temu zniszczyła ten budynek wojna
który został starannie odbudowany zgodnie ze starymi zdjęciami i rysunkami
architektonicznymi znalezionymi w jakieś bibliotece. Widzę ludzi ubranych w
eleganckie stroje, panie mają sukienki z czarnego atłasu w pastelowych
kolorach, panowie ubrani są we fraki, a pod szyją mają eleganckie muszki a na
mankietach złote zapinki, niektórzy panowie mają długie czarne laseczki.
- O czym pani tak marzy? - Przerywa mi
głos. Lekko podskakuję i wzdrygam się, otwieram oczy - O przepraszam, proszę
się nie bać. - Uśmiecha się do mnie pan od drzwi.
- To proszę nie straszyć... - Odpowiadam
złośliwie ale się uśmiecham. Mężczyzna również się uśmiechnął.
- No to skoro ustaliliśmy że nie jestem
straszydłem, to o czym pani tak marzyła?
- A takie tam...
- Chętnie posłucham. - Patrzę na niego
podejrzliwie czy czasem mnie nie wkręca.
- Nie, to głupie... Wyobrażałam sobie jak
tutaj było przed wojną. - Czerwienie się i spuszczam wzrok.
- A to nie jest głupie ale za to ciekawe,
powie pani coś więcej?
- Wyobraziłam sobie jakie sukienki lub
suknie do kostek miały panie, były to eleganckie najczęściej czarne lub w
pastelowych kolorach do tego nosiły mufki z futra lub szale i długie perły,
panowie mieli fraki i muszki oraz laseczki... - Milknę z zażenowaniem i lekko
się rumienię, mężczyzna lekko dotyka mojej ręki, nie odsuwam swojej.
- To nie jest głupie... to niezwykłe. -
Odpowiada. - Ma pani niezwykłą wyobraźnię. - Uśmiecham się.
- Eeee... to tylko takie tam wymysły. -
Mruczę. Mężczyzna patrzy na zegarek.
- O! Zaraz zacznie się spektakl, muszę
iść. - Wstaje i się kłania, odchodzi. Ja siedzę i patrzę jak wchodzi po
schodach. Po chwili otwierają się drzwi prowadzące do sali. Podaje bileterce
bilet i przechodzę małym korytarzem, po lewej stronie jest garderoba, zwalniam
kroku ale nic nie słyszę. Wchodzę do sali bardzo podobnej do hallu. Scena jest
mała, kotary czarnego materiału zakrywają ceglane ściany. Siadam w ostatnim
rzędzie tuż obok akustyka. Sala jest słabo oświetlona ale to nie przeszkadza,
panuje cichy gwar, ludzie szeptają między sobą. Gaśnie światło. Scena znika. W
tle rozbrzmiewa cicha muzyka która jest coraz głośniejsza, a do muzyki zapalają
się lampy na scenie. Na środku siedzi mężczyzna od drzwi, ma na sobie czarny
garnitur, zatyka uszy rękami. Po chwili zaczyna krzyczeć.
- Co to ma być?! - Aktor wstaje i
załamuje ręce. - Przecież tego nie da się słuchać! - Muzyka gra dalej. Ktoś
obok mnie zaczyna się śmiać. Ja nie mogę oderwać wzroku od aktora. Mężczyzna
biega po scenie i wymachuje rękami, w końcu zbiega ze sceny, muzyka milknie.
Lampy zaciemniają się. Cisza, po chwili w tle słychać wesołą muzyczkę, zdaje mi
się że gdzieś już słyszałam. Lampy się zapalają na scenie stoi dwóch aktorów.
Jeden ma na sobie czarny garnitur i czarną laseczkę, pod szyją ma muszkę.
Stojący obok drugi aktor ma na sobie białą koszulę i skórzaną kurtkę. Zwraca
się do aktora z laską.
- No i co się panu nie podoba w mojej
muzyce?! - Pyta zdenerwowany. - Przecież to hit, przebój festiwalowy! Wszyscy
go chcą słuchać! - Główny aktor macha laseczką przed nosem kolegi i lekko się
kołysze na nogach.
- A to że to jest żenada! Dno! Żadnej
rytmiki, sensu, humoru.
-To jak masz coś lepszego, to słucham!
No! Dawaj! - Macha ręką w geście zapraszania i odsuwa się w róg sceny.
- A proszę cię bardzo. - Lekko się kłania
aktor z laseczką. - Muzyka! - Macha ręką i staje na środku sceny. Muzyka która
dotychczas cicho grała została pogłoszona, aktor kiwa się z boku na bok, macha
laseczką i staje opiera się na nie i śpiewa:
- Łachmany,
ale tyle gracji – aktor się kłania. - Melonik ten,
laseczka ta – Macha laseczką. - Bez
niepotrzebnej prezentacji, wiadomo zaraz: Tak, to ja. - Wskazuje na siebie
i szeroko się uśmiecha. - Na twarzy uśmiech niby lampa, świecący poprzez
świata mrok i buty, zdarte buty trampa i taki niepokaźny krok – Kołysze się
na boki jak kaczka. Publiczność się śmieje, ja razem z nimi. - I wąsik,
luksus mój, mój szyk, podkręcam go, a wszyscy w ryk! - Wysoko podskakuje i
śpiewa dalej. - Ten wąsik, ach, ten wąsik, ten wzrok, ten lok, ten pląsik, i
wdzięk, i lęk, i mina, i śmiech – tak jest, to ja. - Znów wskazuje na
siebie - Ach panie, ach panowie, tak trzeba, śmiech to zdrowie, Titina, ach
Titina, to jedyna piosnka ma. - Milknie, kołysze się na nogach, kręci
laseczką. Staje i opiera się na niej i znów zaczyna śpiewać: - Pamiętasz,
była raz sobota, gdyś smutny, biedny sam jak pies, był w kinie na
"Gorączce złota", a jednak śmiałeś się do łez. A pani sobie przypomina
– Wskazuje na mnie laseczką, czerwienię się i uśmiecham. - Po swej żałobie
pierwszy raz, gdyś przyszła na mój "Cyrk" do kina, dostrzegłem w
mroku twoją twarz, zrobiłem tylko tak, a ty zaczęłaś śmiać się już przez łzy,
niestety konkurencja czuwa. - Wskazuje laseczką na drugiego aktora, który
podnosi ręce w obronnym geście, że niby ja?! Aktor robi obrót, kiwa się i
śpiewa dalej: Ostatnio na mój skromny tron, zazdrosny rywal się wysuwa,
- Znów wskazał na kolegę aktora laseczką. - Kandydat nowy, groźny ON,
milczenie me zastąpił wrzaskiem, mój śmiech przemienić pragnie w strach,
melonik mój mianował kaskiem, policja także za nim, ach..., Mój wąs, rekwizyt
mój, mój trik, wziął, wypiął go, a wszyscy w ryk! - Podskakuje, obraca
laseczką i śpiewa: Ten wąsik, ach, ten wąsik Ten wzrok, ten lok, ten dąsik,
i wdzięk, i lęk, i mina, i śmiech – tak jest, to ja. Ten krzyk nad ludu mrowie,
że krew, że gniew to zdrowie Titina, ach Titina, to smutna piosnka ma! -
Kłania się. Publiczność się śmieje. Drugi aktor podchodzi do niego i mówi:
- Ty chyba oszalałeś?! - Zaczynają się
kłócić, dialog jest wesoły i pełen dowcipów. Widzowie coraz bardziej się
śmieją. Główny aktor macha cały czas laseczką przed nosem drugiego, mam dziwne
przeczucie że zaraz zaczną się bić. I tak faktycznie się dzieje, aktorzy
biegają wokół sceny, jeden macha laseczką a drugi przed nim ucieka, ten obrazek
przypomina skecze Chaplina jak uciekał przed policjantem. Drugi aktor ucieka ze
sceny. Aktor z laseczką, głęboko oddycha. Przechadza się po scenie, cisza,
nawet nie ma muzyki. Po chwili również aktor schodzi ze sceny. Gasną lampy.
Zapalają się. Na scenie siedzi aktor już bez laseczki i zatyka uszy rękami.
Krzyczy:
- Nie!!! Tylko nie TA! Piosenka! Ach
gdzie jest moja laseczka! Wiem! Poszukam słuchawek - Zbiega ze sceny, muzyka
dalej leci w tle, wchodzi aktor z wielkimi słuchawkami na uszach, uśmiecha się
błogo, siada na krześle. Rusza palcami w rytm nie słyszanej muzyki. Muzyka się
zmienia. Aktor zaczyna śpiewać:
- Ten wąsik, ach, ten
wąsik ten wzrok, ten lok, ten dąsik, i wdzięk, i lęk, i mina, i śmiech – tak
jest, to ja. Ten krzyk nad ludu mrowie, Że krew, że gniew to zdrowie Titina, ach
Titina, to smutna piosnka ma.
Gasną
światła. Gaśnie muzyka. Cisza. Zapalają się światła. Na scenie stoją aktorzy,
kłaniają się. Oklaski. Widzowie wstali ja razem z nimi, aktorzy schodzą ze
sceny ale zaraz wracają, znów się kłaniają, schodzą ze sceny i znów wracają,
główny aktor macha laseczką i się kłania, schodzi ze sceny kaczkowatym chodem.
Widzowie zaczynają wychodzić z sali. Ja idę na końcu, nigdzie mi się nie
śpieszy, wchodzę po schodach, mijam szatnię. Większość publiczności już wyszła.
Ja idę w stronę drzwi, i znów mam problem z ich otwarciem. Ktoś za mną chwyta
klamkę i otwiera je.
- Pomogę. - Słyszę ciepły głos. Odwracam
się i patrzę prosto w oczy aktora z laseczką. Uśmiecham się.
- Dziękuję. Gdzie laseczka? - Pytam z
uśmiechem. Aktor również się uśmiecha. Wychodzimy i stajemy koło drzwi.
- Niestety to tylko rekwizyt, za to dość
przydatny.
- W szczególności na kolegę nie
rozumiejącego muzyki teatralnej... - Aktor się śmieje.
- Tylko mu nie mówmy tego bo się obrazi.
-Eee tam, to on będzie miał focha nie my.
- Odpowiadam. Aktor znów się śmieje. Podaje mi rękę.
-Zapraszam panią na kawę. Paweł jestem, a
pani jak na imię, Tintina? - Uśmiecha się kącikiem ust. Czerwienię się i
uśmiecham się podaję mu swoją rękę.
- Niestety nie, ja mam na imię Patrycja.
Tak zwyczajne imię.
- I tutaj się pani myli,
piękne ma pani imię, wprost pasuje do miłośniczki teatru. - Chwyta mnie za
łokieć idziemy w stronę jednej z uliczek, jakby wyczuwał że nie chce iść
zatłoczoną Grodzką. Mruczę sobie pod nosem: Wąsik ach ten wąsik. Paweł się
śmieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz