-->

niedziela, 19 sierpnia 2018

#23 "Tintina" Gadatiela

 
Tintina
Gadatiela


Wczesny letni wieczór. Idąc jedną z uliczek Krakowa wsłuchuję się w ciszę. Specjalnie wybrałam mniej uczęszczane uliczki, dla ciszy. Uwielbiam te stare mury, okiennice. Moje kroki odbijają się echem na kamiennym bruku. Panuje półmrok, nie zaświecono jeszcze latarni, a w oknach nie pali się światło. Wyobrażam sobie jak te uliczki wyglądały wcześniej, udaję że słyszę stukot końskich kopyt, pokrzykiwanie ludzi, ciche rozmowy zakochanych... Rozglądam się i przechodzę na drugą stronę uliczki wprost do drzwi teatru. Wielkie wrota są trochę ciężkie, ale ktoś za mną popycha je. Odwracam się i patrzę na mężczyznę. Jest trochę wyższy ode mnie. Ma piękne brązowe oczy z lekkimi zmarszczkami, pewnie od śmiechu – myślę. Ma krótkie czarne włosy. Uśmiecha się do mnie. Lekko czerwienieje.

- O dzień dobry, panu. - Mówię.

- Dzień dobry, pani - Odpowiada ciepłym głosem. Stoimy w przejściu, a mężczyzna dalej patrzy na mnie.
- Dziękuję. - mówię. - Zawsze mam problemy z tymi drzwiami. - Lekko się uśmiecham do niego i schodzę po schodach.
- Nie ma za co. - Odpowiada. Odchodzi w kierunku szatni. Do spektaklu pozostało jeszcze trochę czasu. Odbieram bilet w kasie teatru. Teatr jest nieduży, jeden z moich ulubionych. Omijam szatnię bo nie mam nic do oddania i od razu schodzę po kamiennych schodach do podziemia. Przejście do teatru jest dużym pomieszczaniem pod ziemią. Schodząc po schodach odczuwa się lekki powiew wiatru. W hallu jest już trochę osób oczekujących na spektakl. Zawsze podobało mi się to przejście, jakby, do innego świata, do świata teatru i sztuki. Ściany są z pięknej czerwonej cegły, sufit jest kopułą. Na ścianach wiszą stare zdjęcia z historią budynku. Usiadłam na małej ławce i opieram się o ścianę. Gwar rozmów jest coraz większy. Zamykam oczy. Wyobrażam sobie jak to mogło być kilkadziesiąt lat temu zniszczyła ten budynek wojna który został starannie odbudowany zgodnie ze starymi zdjęciami i rysunkami architektonicznymi znalezionymi w jakieś bibliotece. Widzę ludzi ubranych w eleganckie stroje, panie mają sukienki z czarnego atłasu w pastelowych kolorach, panowie ubrani są we fraki, a pod szyją mają eleganckie muszki a na mankietach złote zapinki, niektórzy panowie mają długie czarne laseczki.
- O czym pani tak marzy? - Przerywa mi głos. Lekko podskakuję i wzdrygam się, otwieram oczy - O przepraszam, proszę się nie bać. - Uśmiecha się do mnie pan od drzwi.
- To proszę nie straszyć... - Odpowiadam złośliwie ale się uśmiecham. Mężczyzna również się uśmiechnął.
- No to skoro ustaliliśmy że nie jestem straszydłem, to o czym pani tak marzyła?
- A takie tam...
- Chętnie posłucham. - Patrzę na niego podejrzliwie czy czasem mnie nie wkręca.
- Nie, to głupie... Wyobrażałam sobie jak tutaj było przed wojną. - Czerwienie się i spuszczam wzrok.
- A to nie jest głupie ale za to ciekawe, powie pani coś więcej?
- Wyobraziłam sobie jakie sukienki lub suknie do kostek miały panie, były to eleganckie najczęściej czarne lub w pastelowych kolorach do tego nosiły mufki z futra lub szale i długie perły, panowie mieli fraki i muszki oraz laseczki... - Milknę z zażenowaniem i lekko się rumienię, mężczyzna lekko dotyka mojej ręki, nie odsuwam swojej.
- To nie jest głupie... to niezwykłe. - Odpowiada. - Ma pani niezwykłą wyobraźnię. - Uśmiecham się.
- Eeee... to tylko takie tam wymysły. - Mruczę. Mężczyzna patrzy na zegarek.
- O! Zaraz zacznie się spektakl, muszę iść. - Wstaje i się kłania, odchodzi. Ja siedzę i patrzę jak wchodzi po schodach. Po chwili otwierają się drzwi prowadzące do sali. Podaje bileterce bilet i przechodzę małym korytarzem, po lewej stronie jest garderoba, zwalniam kroku ale nic nie słyszę. Wchodzę do sali bardzo podobnej do hallu. Scena jest mała, kotary czarnego materiału zakrywają ceglane ściany. Siadam w ostatnim rzędzie tuż obok akustyka. Sala jest słabo oświetlona ale to nie przeszkadza, panuje cichy gwar, ludzie szeptają między sobą. Gaśnie światło. Scena znika. W tle rozbrzmiewa cicha muzyka która jest coraz głośniejsza, a do muzyki zapalają się lampy na scenie. Na środku siedzi mężczyzna od drzwi, ma na sobie czarny garnitur, zatyka uszy rękami. Po chwili zaczyna krzyczeć.
- Co to ma być?! - Aktor wstaje i załamuje ręce. - Przecież tego nie da się słuchać! - Muzyka gra dalej. Ktoś obok mnie zaczyna się śmiać. Ja nie mogę oderwać wzroku od aktora. Mężczyzna biega po scenie i wymachuje rękami, w końcu zbiega ze sceny, muzyka milknie. Lampy zaciemniają się. Cisza, po chwili w tle słychać wesołą muzyczkę, zdaje mi się że gdzieś już słyszałam. Lampy się zapalają na scenie stoi dwóch aktorów. Jeden ma na sobie czarny garnitur i czarną laseczkę, pod szyją ma muszkę. Stojący obok drugi aktor ma na sobie białą koszulę i skórzaną kurtkę. Zwraca się do aktora z laską.
- No i co się panu nie podoba w mojej muzyce?! - Pyta zdenerwowany. - Przecież to hit, przebój festiwalowy! Wszyscy go chcą słuchać! - Główny aktor macha laseczką przed nosem kolegi i lekko się kołysze na nogach.
- A to że to jest żenada! Dno! Żadnej rytmiki, sensu, humoru.
-To jak masz coś lepszego, to słucham! No! Dawaj! - Macha ręką w geście zapraszania i odsuwa się w róg sceny.
- A proszę cię bardzo. - Lekko się kłania aktor z laseczką. - Muzyka! - Macha ręką i staje na środku sceny. Muzyka która dotychczas cicho grała została pogłoszona, aktor kiwa się z boku na bok, macha laseczką i staje opiera się na nie i śpiewa:
- Łachmany, ale tyle gracji – aktor się kłania. - Melonik ten, laseczka ta – Macha laseczką. -  Bez niepotrzebnej prezentacji, wiadomo zaraz: Tak, to ja. - Wskazuje na siebie i szeroko się uśmiecha. - Na twarzy uśmiech niby lampa, świecący poprzez świata mrok i buty, zdarte buty trampa i taki niepokaźny krok – Kołysze się na boki jak kaczka. Publiczność się śmieje, ja razem z nimi. - I wąsik, luksus mój, mój szyk, podkręcam go, a wszyscy w ryk! - Wysoko podskakuje i śpiewa dalej. - Ten wąsik, ach, ten wąsik, ten wzrok, ten lok, ten pląsik, i wdzięk, i lęk, i mina, i śmiech – tak jest, to ja. - Znów wskazuje na siebie - Ach panie, ach panowie, tak trzeba, śmiech to zdrowie, Titina, ach Titina, to jedyna piosnka ma. - Milknie, kołysze się na nogach, kręci laseczką. Staje i opiera się na niej i znów zaczyna śpiewać: - Pamiętasz, była raz sobota, gdyś smutny, biedny sam jak pies, był w kinie na "Gorączce złota", a jednak śmiałeś się do łez. A pani sobie przypomina – Wskazuje na mnie laseczką, czerwienię się i uśmiecham. - Po swej żałobie pierwszy raz, gdyś przyszła na mój "Cyrk" do kina, dostrzegłem w mroku twoją twarz, zrobiłem tylko tak, a ty zaczęłaś śmiać się już przez łzy, niestety konkurencja czuwa. - Wskazuje laseczką na drugiego aktora, który podnosi ręce w obronnym geście, że niby ja?! Aktor robi obrót, kiwa się i śpiewa dalej: Ostatnio na mój skromny tron, zazdrosny rywal się wysuwa, - Znów wskazał na kolegę aktora laseczką. - Kandydat nowy, groźny ON, milczenie me zastąpił wrzaskiem, mój śmiech przemienić pragnie w strach, melonik mój mianował kaskiem, policja także za nim, ach..., Mój wąs, rekwizyt mój, mój trik, wziął, wypiął go, a wszyscy w ryk! - Podskakuje, obraca laseczką i śpiewa: Ten wąsik, ach, ten wąsik Ten wzrok, ten lok, ten dąsik, i wdzięk, i lęk, i mina, i śmiech – tak jest, to ja. Ten krzyk nad ludu mrowie, że krew, że gniew to zdrowie Titina, ach Titina, to smutna piosnka ma! - Kłania się. Publiczność się śmieje. Drugi aktor podchodzi do niego i mówi:
- Ty chyba oszalałeś?! - Zaczynają się kłócić, dialog jest wesoły i pełen dowcipów. Widzowie coraz bardziej się śmieją. Główny aktor macha cały czas laseczką przed nosem drugiego, mam dziwne przeczucie że zaraz zaczną się bić. I tak faktycznie się dzieje, aktorzy biegają wokół sceny, jeden macha laseczką a drugi przed nim ucieka, ten obrazek przypomina skecze Chaplina jak uciekał przed policjantem. Drugi aktor ucieka ze sceny. Aktor z laseczką, głęboko oddycha. Przechadza się po scenie, cisza, nawet nie ma muzyki. Po chwili również aktor schodzi ze sceny. Gasną lampy. Zapalają się. Na scenie siedzi aktor już bez laseczki i zatyka uszy rękami. Krzyczy:
- Nie!!! Tylko nie TA! Piosenka! Ach gdzie jest moja laseczka! Wiem! Poszukam słuchawek - Zbiega ze sceny, muzyka dalej leci w tle, wchodzi aktor z wielkimi słuchawkami na uszach, uśmiecha się błogo, siada na krześle. Rusza palcami w rytm nie słyszanej muzyki. Muzyka się zmienia. Aktor zaczyna śpiewać:
- Ten wąsik, ach, ten wąsik ten wzrok, ten lok, ten dąsik, i wdzięk, i lęk, i mina, i śmiech – tak jest, to ja. Ten krzyk nad ludu mrowie, Że krew, że gniew to zdrowie Titina, ach Titina, to smutna piosnka ma.
Gasną światła. Gaśnie muzyka. Cisza. Zapalają się światła. Na scenie stoją aktorzy, kłaniają się. Oklaski. Widzowie wstali ja razem z nimi, aktorzy schodzą ze sceny ale zaraz wracają, znów się kłaniają, schodzą ze sceny i znów wracają, główny aktor macha laseczką i się kłania, schodzi ze sceny kaczkowatym chodem. Widzowie zaczynają wychodzić z sali. Ja idę na końcu, nigdzie mi się nie śpieszy, wchodzę po schodach, mijam szatnię. Większość publiczności już wyszła. Ja idę w stronę drzwi, i znów mam problem z ich otwarciem. Ktoś za mną chwyta klamkę i otwiera je.
- Pomogę. - Słyszę ciepły głos. Odwracam się i patrzę prosto w oczy aktora z laseczką. Uśmiecham się.
- Dziękuję. Gdzie laseczka? - Pytam z uśmiechem. Aktor również się uśmiecha. Wychodzimy i stajemy koło drzwi.
- Niestety to tylko rekwizyt, za to dość przydatny.
- W szczególności na kolegę nie rozumiejącego muzyki teatralnej... - Aktor się śmieje.
- Tylko mu nie mówmy tego bo się obrazi.
-Eee tam, to on będzie miał focha nie my. - Odpowiadam. Aktor znów się śmieje. Podaje mi rękę.
-Zapraszam panią na kawę. Paweł jestem, a pani jak na imię, Tintina? - Uśmiecha się kącikiem ust. Czerwienię się i uśmiecham się podaję mu swoją rękę.
- Niestety nie, ja mam na imię Patrycja. Tak zwyczajne imię.
- I tutaj się pani myli, piękne ma pani imię, wprost pasuje do miłośniczki teatru. - Chwyta mnie za łokieć idziemy w stronę jednej z uliczek, jakby wyczuwał że nie chce iść zatłoczoną Grodzką. Mruczę sobie pod nosem: Wąsik ach ten wąsik. Paweł się śmieje. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo