Najtrudniejszy początek
Ania
Haneczka, Hanka, Hanusia, Panna Hanna . O niej mówiła
cała Warszawa. Była ikoną stylu, wyznacznikiem najnowszej mody. Jak ona się
nosiła, tak nosiła się cała Warszawa- zwłaszcza ta znacząca część. Była córką
słynnego mecenasa, bardzo wpływowego i bogatego. Żaden podwieczorek, fajf[1]
czy bal bez jej udziału nie liczył się w towarzystwie. Jeśli ona kogoś
przekreślała- to na zawsze przestawał się on liczyć w znaczących kręgach.
Wszyscy młodzi mężczyźni o niej śnili, kawalerowie zabijali się o jej rękę. Należy w tym miejscu przytoczyć niechlubną
sytuację, kiedy to dwaj zacni panowie- hrabia Bogumił T., właściciel dużego
majątku na Zamojszczyźnie oraz przedstawiciel nieposzlakowanego szlacheckiego
rodu, właściciel ogromnej i wspaniale prosperującej fabryki w Łodzi Tadeusz B.
w sferach znany jako „Tolo” pojedynkowali się na rewolwery o rękę naszej Haneczki. Całe
szczęście żadnemu z Panów nic się nie stało, przysporzyli oni jednakże wiele
kłopotów naszej kochanej bohaterce. Oj, cóż to był za skandal ! Warszawa
jeszcze długo później huczała o postępku tychże kawalerów. Przez tą całą
sytuację dziewczę nabawiło się tylko migreny, co skutkowało wielomiesięcznym pobytem
w uzdrowisku w Druskiennikach[2].
Ale
wróćmy do historii, którą tym istotnym jakże wstępem należało poprzedzić.
Działo się to, gdy Hanka kończyła 21 lat. Nie mająca męża panna, była naciska
nie tylko przez rodziców, rodzinę czy swoją opinię skalaną kilkoma aferami, ale
również przez dobry smak, który nakazywał chociażby zamążpójście z rozsądku.
Haneczka zgodziła się na konkury kilku panów z dobrych rodzin. Cieszyli się oni
nieposzlakowaną opinią, więc i ona nie mogła na nich narzekać. Żaden jednak z
nich jej nie zachwycił . Na próżno starała się zachować dobry smak, kiedy nie
mogła wprost patrzeć na nie swoich wybranków. Stale za nią chodzili i starali
się spełniać wszystkie jej zachcianki. Przeskakiwali się w usługiwaniu jej. To
stawało się wprost nie do zniesienia dla młodej panny lubiącej huczne zabawy i
obracanie się w kręgu, co najmniej interesujących ludzi.(nie można tego było
powiedzieć o tych kawalerach!)
„Oh!!! Jakże
chciałabym żeby coś się stało. Tak wyrwać się w nieznane. Wydostać się z tej
chorej sytuacji.” To było dla niej wprost nie do zniesienia - stale rozmyślała
tylko o tym. Haneczka zorganizowała sobie cały dzień. Pierwszym punktem w jej
rozkładzie miała być przymiarka sukni w salonie „Mademoiselle Mimir”
(najmodniejszym w Warszawie). Oh, wybrała już kolor, krój ala moda paryska,
zachwyciłaby nim wszystkich. Panie szalały by z zawiści, a mężczyźni z
rozkoszy. Lecz gdy tylko wsiadła do pojazdu( samochód wynajmowany przez firmę
ojca Wyszyński i Sk-a- bardzo istotna informacja w toku sprawy policyjnej) ktoś
silnym popchnięciem wepchnął ja do środka, po czym przyłożył rewolwer do skroni
szofera i kazał mu odjeżdżać. Samochód z piskiem opon ruszył z naszą bohaterką
i porywaczem w środku. Matko, jestem porwaną!- nim tylko zdążyła wypowiedzieć
to w głowie, zemdlała. Obudziła się, nie wiedziała ile godzin upłynęło, czy był
dzień czy noc. Miała przewiązane czymś ręce i ubrudzoną suknię od Zollera.
Pierwsza myśl, która przeszła jej przez głowę to: Gdzie ja teraz kupię sobie
drugą taką zwiewną princeskę ? I gdzie ja jestem?! Szybko znalazła się
odpowiedź na to pytanie. Zza rogu pojazdu, w którym się znajdowała wyszedł
mężczyzna. Jakże gardziła tym obcym mężczyzną! Szczerze go nienawidziła. Dopiero teraz zobaczyła w jakim znalazła się
położeniu. Była w starym magazynie sam na sam z mężczyzną! (nie warto było
wliczać w liczbę obecnych osób szofera, ponieważ przez cały czas trwania
sytuacji pozostawał nieprzytomny…) Oh jaki to skandal! Nigdy już nie znajdę
męża przez taką farsę! W jednej chwili zapragnęła mieć przy sobie wszystkich
tych przygłupich i nudnych kawalerów, którzy uganiali się za nią odkąd tylko
pamiętała. W tak ekstremalnej sytuacji szybko dokonała by wyboru męża.
Mężczyzna w czerni i stylowym kapeluszu zbliżał się w jej stronę. Zachwycił ją na
pierwszy rzut oka - nie ukrywała tego. Jego postawa była jakaś mało zbrodnicza
i groźna, raczej dostojna. W innych okolicznościach czuła by się zaszczycona
mieć u boku takiego mężczyznę. Zula Borowska na pewno by jej zazdrościła jego
towarzystwa! Fantastycznie prezentował by się u jej boku na zimowym balu u Barwowskich.
Ona w błękitnej sukni z odkrytymi plecami w pantofelkach zapewne Schuleera
(solidna niemiecka marka) on we fraku z….zaraz, zaraz jestem porwaną! Nie czas
na głupoty-odrzuciła szybko te myśli, które zaśmiecały jej głowę.
- Czy jest Pani córką mecenasa Wyszyńskiego?- zapytał
dźwięcznym głosem. Przez chwilę wydawało jej się, że flirtuje z nią!
- Ależ proszę Pana?! Cóż może mieć za stosunki mój papa, szanowany mecenas z porywaczem
bezbronnych kobiet!- wykrzyczała twardo, nie zważając na sytuację w jakiej się
znalazła, ani na konsekwencje, które wynikać by mogły z jej zuchwałości. Ta
jedna wypowiedź zdawało by się określiła
cały charakter słynnej Haneczki.
- Mamy ze sobą porachunki. Wiem, że Pani nie jest tu
niczemu winna, jednakże za pośrednictwem Pani mam zamiar wyrównać z szanownym
ojcem wyrządzoną mi krzywdę. - spokojny tembr głosu, tchnął w nią nadzieje, że
jednak przeżyje to spotkanie.
- Wiem, że Pani się boi, zresztą początkowe omdlenie
mówi samo za siebie. Musi pani jednak zrobić mi tę przysługę i przekazać pewien list ojcu.
- Zrobię co w mojej mocy. Nie uważam jednak tego za
słuszne. Jeśli ma pan w sobie choć odrobinę z gentlemana, powinien pan załatwić
swe sprawy z moim ojcem vis-à-vis[3],
a nie mieszać w to niczemu nie winne kobiety.
- Ma Pani rację powinienem
się jednak na początku przedstawić. Nie jestem zwykłym zbrodniarzem i
porywaczem. Pochodzę z dobrego domu, nazywam się Michał Korszyński. Pani ojciec
prowadził niegdyś sprawę mojej firmy. Zostałem oszukany przez mojego wspólnika,
a winą za wszelkie niedogodności obciążono mnie. Nie miałem okazji nawet
udowodnić mojej niewinności. Pański ojciec nie usłyszał nigdy moich wyjaśnień,
gdyż musiałem uciekać ścigany przez policję. Nie mogłem pójść do więzienia.
Jednakże teraz mam już dowody na swoją niewinność i pragnę je za pani
pośrednictwem przekazać panu mecenasowi. On mam nadzieję, oczyści moje dobre
imię z zarzutów.
Bardzo się wzruszyła
opowieścią Pana Michała, wydał jej się jedyną ofiarą w całej tej sprawie. Taki
bezbronny i jednocześnie męski. Nawet to całe porwanie nie było już takie straszne, jak na
początku myślała, wyglądało teraz jak zupełna farsa. Postanowiła, że za wszelką
cenę mu pomoże. Toż taki niewinny człowiek nie może się ukrywać i żyć jako banita! W głowie już układała
przemowę którą przedstawi papie w obronie tego młodego człowieka.
Czas jednak mijał, a jej
położenie nie zmieniało się. Michał siedział pogrążony w swoich myślach, wcale nie
zwracał na nią uwagi. W tym samym czasie w radio gdzieś w oddali leciała ledwo
słyszalna piosenka. Jej słowa głęboko poruszyły jej serce i chwilowo zajęły zbłąkane
myśli. Strach prawie już ją opuścił. Wtedy jeszcze piosenka wydawała jej się
jałowa i jakaś bezbarwna.
„Jak łatwo przyzwyczaić się
Jak trudno odzwyczaić
W rozkoszy każdej czai się
Nałogu słodki jad
Z pijaństwa trudny powrót
Gdy trzeba przestać pić
A z sercem jest na odwrót
Gdy chce szczęśliwe być
W miłości najtrudniejszy jest początek
Gdy serce snuć zaczyna pierwszy wątek
Drżącą nić, cieniutką nić….”
Słowa może i nie pasowały do zaistniałej sytuacji, ale
idealnie dopasowały się do panującego klimatu. Patrząc na swojego porywacza nie
mogła powstrzymać się od jakiegoś wewnętrznego uczucia sympatii. Nigdy nie była
tak naprawdę w nikim zakochana i nagle poczuła jakieś mdłości w żołądku.
Wytłumaczyła je sobie sytuacją w jakiej się znalazła. W końcu otrzymała list
(sprawcę całego zamieszania). Nie zdawała sobie nawet sprawy, że jej zniknięcie
poruszy tyle osób. Cała policja szukała jej już po Warszawie i okolicy. Różne
rysopisy sprawcy, a nawet auta, którym się poruszali były na pierwszych
stronach najświeższych gazet. Gdy tylko podjechali pod kamienicę, w której
mieszkała drogę zajechał im wóz policyjny. Obezwładniony szofer musiał trafić
do szpitala Dzieciątka Jezus na Kruczej, natomiast ona nie zgodziła się na
badania. Czas grał tutaj znaczącą rolę, ponieważ już widziała Michała w
kajdankach. Pojmała go policja i niezwłocznie
przewieźli go do więzienia. Nie mogła się z tym wszystkim pogodzić.
Postanowiła, że zaraz uda się do papy na rozmowę.
- Córeczko! Nic ci nie jest? Już nawet wiem cóż to za
człowiek cię pojmał, to kryminalista poszukiwany listem gończym! Nic ci nie
zrobił?
- Papo, to biedny, nieszczęśliwy człowiek. Rozpatrz
jeszcze raz jego sprawę. Wydaje mi się, że popełniłeś jakiś błąd.
- Kochanie, ja nigdy się nie mylę. Gołąbeczko, nie
zaprzątaj sobie głowy męskimi sprawami.
-Ależ papo, pomyśl tylko jak ten człowiek musiał być
zdesperowany, że aż mię porwał! Nie godzi
się tak! Z czystej przyzwoitości zrób tak…
-Córeczko nie mogę.. nie powinienem.. chodzi o moją
opinię i kancelarii. Nie mogę się bratać z porywaczem - kryminalistą..
- Papo zrób to dla mnie, proszę…
Pan Wyszyński nie miał wyjścia. Musiał przystać na
prośbę córki. Zresztą sprawa musiała być wyjątkowa skoro ona go o coś
poprosiła. Zawsze radziła sobie sama. Nie wtrącała się nigdy w sprawy
kancelarii. Coś musiało być na rzeczy, nie mógł jej odmówić. Zwłaszcza, że
przez to całe porwanie strasznie się o nią bał. Przeczytał list, który bardzo
go zaintrygował. Poszperał w papierach sprzed roku. Zajęło mu to parę dni, ale
warto było. Cała sprawa wydawała się prosta i obciążała tylko i wyłącznie pana
Michała. Jednakże po tym nieszczęsnym liście Pan mecenas zapragnął osobiście
pomówić z Panem Korszyńskim w więzieniu. Na widzeniu pan Korszyński logicznie
przedstawił całą sprawę z innej perspektywy. W swojej kryjówce miał wszystkie
dokumenty i kwity potwierdzające jego zeznania.
Otóż pan Michał
Korszyński stał się ofiarą najprawdziwszego
oszusta. Jego winy w upadku firmy nie było żadnej. Natomiast, gdy mecenas zawiadomił policję,
okazało się, że wspólnik jego oszukał już wiele osób. Sprawę należało przekazać
prokuraturze. A pana Michała publicznie oczyścić ze wszelkich podejrzeń. Pan
mecenas zapragnął bliżej poznać młodego dziedzica Michała (w spadku przekazany
mu został pokaźny majątek) i w ten sposób jakoś odkupić choć część swojej winy.
Żal mu było, że przez jego niedopatrzenie młody człowiek stracił rok ze swojego
życia. Pan Michał jednak bardzo zaprzyjaźnił się z całą rodzina Wyszyńskich
(zwłaszcza ze swoją niedoszłą ofiarą Panną Haneczką). Częste spotkania
sprawiły, że młodzi powoli zaczęli się do siebie zbliżać, a dotychczasowi kandydaci
na mężów odchodzili do lamusa znacznie szybciej niż mogli by sobie tego życzyć.
Na
ostatnim ze spotkań w kawiarni „Eden” młodzi nie widzieli już świata poza sobą.
Haneczka słuchała z zapartym tchem opowieści Michała o swojej rodzinie, a w tle
leciała znajoma już jej melodia. Przez chwilę zastanawiała się skąd może ją
znać, gdzie już ją słyszała? Lecz słowa piosenki same dały jej odpowiedź na to
pytanie…
„Bo potem, gdy się człowiek już uwikła
To już mu lżej, bo to historia zwykła
Że zawiódł się i cierpieć musi
Lecz najsmutniejsze są te chwile
Gdy szczęścia tyle w sercu wre
Że rozpętane i szalone
Nienauczone umrzeć chce
Bo łatwo dojść do wspomnień i pamiątek
Lecz najtrudniejszy zawsze jest początek
Pierwsza nić, cieniutka nić”
Choć właśnie początkowe spotkanie nie było dla tych
młodych zbyt łaskawe, odtąd chwile szczęścia i smutku, zawody i wzloty mieli
przeżywać już tylko wspólnie. Niemym, choć stanowczym gestem Michał ujął jej
rękę i już w tej chwili wiedziała, że będzie ją tak trzymał do końca życia.
Szczęście przepełniało jej dusze, choć w tej miłości najtrudniejszy był właśnie początek…
[1] przyjęcie popołudniowe, odbywające się zwykle o godzinie piątej;
fajfoklok
[2] najsłynniejszy przedwojenny
kurort (ulubiona miejscowość wypoczynkowa marszałka Józefa Piłsudskiego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz