Oceny
opowiadania Koszule z krepdeszynu Łucja
Suma punktów 158,5
Suma punktów 158,5
Black opium
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (1/5)
Trudno tu właściwie mówić o
interpretacji, po prostu wrzuciłaś do swojego tekstu nazwy części garderoby
występujące w piosence.
– ogólny styl (2/5)
Jest dużo dialogów, opisów nie
ma prawie wcale. Rozumiem, że limit nie pozwala na szczegółowe rozwodzenie się
nad wyglądem czy zachowaniem postaci, ale bez przesady...
Nie podobają mi się określenia
bohaterów typu „blondynka” albo „Polka” — zdecydowanie świadczą o ubóstwie
językowym autora.
– pomysłowość (4/10)
Sam pomysł jako taki nawet mi
się podoba, ale wszystko dzieje się za szybko (rozumiem, że pięć stron nie
pozwala za bardzo rozwinąć historii) i trudno nadążyć za akcją. Widzę też zabieg typowy dla kryminałów
(przynajmniej tych mi znanych) pod tytułem „podejrzany nigdy nie jest winny”...
Nie ujęło mnie to, szczerze mówiąc. Poza tym wnioski Konstancji co do tego, kto
naprawdę jest winny, wydają się wzięte zupełnie znikąd.
– logika i spójność (10/10)
Nie widzę błędów logicznych.
– bohaterowie (4/10)
Na moje oko główna bohaterka to
taka trochę Mary Sue. Informacji o narratorce też poskąpiłaś czytelnikowi i
wydaje się, że jedyną trójwymiarową bohaterką (choć może trochę przerysowaną)
jest hrabina.
– strona techniczna (5/10)
„spoglądając znad filiżanki
herbaty na odkładającą gazetę codzienną blondynkę.” — przez fatalny szyk zdanie
nie jest jednoznaczne, jeśli się w nie wczyta.
„okazała się być słuszna” ->
okazała się słuszna
Trochę błędów interpunkcyjnych
i w zapisie dialogu.
Dialogi zapisujemy za pomocą
pauz lub półpauz, nigdy dywizów. Zaimki osobowe w drugiej osobie pisze się
wielką literą tylko w listach. Liczebniki pisane cyframi wyglądają
nieestetycznie, lepiej zapisywać je słownie.
Łącznie: 26/50 punktów
Condawiramurs
– interpretacja piosenki w
opowiadaniu (4/5)
Podoba mi się, że piosenka
została potraktowana dość ogólnie, że tak powiem. Autorka nie cytowała jej
wprost, nie próbowała odnosić się do całości – która jest dość chaotyczna –
tylko wybrała wg mnie najciekawszą część utworu i pokazała ją całkiem podobnie.
Nie da się ukryć, że zarówno w piosence, jak i w opowiadaniu kobieta
posiadająca diademy i drogie koszule sporo udaje, choć w inny sposób.
– ogólny styl (2/5)
Niestety nie jest dobrze.
Głownie dlatego, że nie ma tła. Nawet postaci nie są dobrze określane w
poszczególnych fragmentach, o miejscach nie wspominając. Podmioty są
nieokreślane, są mylone i czasy, i perspektywy. Styl zdecydowanie nie powala
(wychodzi np. na to, że gazeta ma duszę, a niektóre zdania w ogóle pozbawione
zostały sensu). Opisy są bardzo ogólnikowe i zawierają mało tłumaczeń.
Chciałoby się więcej dowiedzieć w zasadzie o wszystkim, a nie ma takiej
możliwości. Najwięcej akcji otrzymujemy na końcu, gdy Konstancja wypowiada się
na temat mordercy, a przecież nie o to chodzi.
– pomysłowość (5/10)
Opowiadanie jest pomysłowe,
nawet jeśli mocno wzoruje się głównie na twórczości Christie i Doyle’a,
ponieważ napisanie kryminału w takim konkursie samo w sobie jest dość
oryginalne (a ja mam słabość do Sherlocka i to mocną). Zamysł pracującego
duetu, Londyn, sprawa… Plus fakt, że to kobiety, a nie mężczyźni! Tylko że a)
jest jednak zbyt mocno ściągnięte z Sherlocka, a b) opowiadanie miało naprawdę
spory potencjał, niestety wykonanie sporo zepsuło. Bardzo dużo.
– logika i spójność (3/10)
Niestety tekst jest mało spójny
ze względu na brak tła i dobrych opisów (pisałam wcześniej). Nie mam zielonego
pojęcia, jak i dlaczego Konstancja doszła to takich, a nie innych wniosków. Ale
przede wszystkim nie mam pojęcia, jaki miałby być w zamierzeniu powód, dla
którego hrabina zabiła swojego męża i dlaczego zgłosiła się do detektywa, w
dodatku tak go traktując (w ogóle nie rozumiem, dlaczego niby to miała być
sprawa kradzieży, w sensie, czy hrabina chciała tuszować tę śmierć czy nie, bo
jeśli tak – to po cholerę zostawiła ciało męża na środku, a jeśli nie – to
czemu nie powiedziała, że o to chodzi i nie udawała wielkiej żałoby po stracie
ukochanego?). Wszystko poszło zbyt łatwo, a Imperatyw i jego chęci miały się
zdecydowanie za dużo. Z pewnością trzeba popracować nie tylko nad opisami i
tłem, ale również logiką, bo czytelnik wie tylko tyle, co przekaże mu –
pośrednio czy bezpośrednio – autor. Nie siedzi w głowie twórcy, o czym
niektórzy zdają się nie wiedzieć. Tak niestety jest tutaj.
Fascynuje mnie jeszcze kwestia
cyjanku i środków przeciwko osom oraz to, jakim cudem ta farmaceutka nie
rozpoznała hrabiny, jeśli dobrze ją znała, a ta nie przebrała się chyba bardziej
niż w koszulę.
– bohaterowie (4/10)
Konstancja mogłaby być bardzo
ciekawą postacią, w zamierzeniu jest w końcu prywatną panią detektyw z innego
kraju, i to b. dobrą. Ale nie wiemy o niej nic ponadto. Narratorka za to jest
do niej smutnym dodatkiem i wiemy o niej jeszcze mniej (tutaj to zdecydowanie
kłania się Sherlock). Pojęcia nie mamy, jak te dziewczyny się spotkały i
dlaczego pracują razem. W ich wielką przyjaźń musimy uwierzyć na słowo (tak,
ekspozycja też ma się tutaj niestety całkiem nieźle). Alice i morderczyni
zostały pokazane równie chaotycznie, a motywacje hrabiny i co do zbrodni, i co
do zgłaszania się do detektywa stanowią dla mnie wielką niewiadomą. Ponadto,
jak na Boga, można od razu uznać, że mąż musiał ukraść twoje skarby, skoro nie
możesz ich znaleźć? OK, może to małżeństwo było generalnie nie za ciekawe, ale
z powodów wymienionych wyżej NIC O TYM NIE WIADOMO.
– strona techniczna (5/10)
Dialogi są zapisane
nieprawidłowo. Interpunkcja prezentuje się średnio na jeża, a co do ortografii,
to np. liczby powinny być zapisywane słownie.
Łącznie: 23/50 punktów
Katja
—
interpretacja piosenki w opowiadaniu (1/5)
Właściwie wykorzystałaś tylko niektóre słowa z
piosenki, reszta opowiadania nie ma nic wspólnego z utworem.
— ogólny
styl (1/5)
Często Ci się zdarza mieszać czasy — raz piszesz w
teraźniejszym, raz w przeszłym. Proszę, zdecyduj się na jeden i się go trzymaj.
Przeskoki czasowe i niespójność tekstu również męczą i sprawiają, że nie czyta
się tak płynnie.
— pomysłowość
(3/10)
Doceniam sam pomysł na zagadkę kryminalną, ale niestety
wykonanie już jest znacznie gorsze. Do błyskotliwości Sherlocka Constance wiele
brakuje...
— logika
i spójność (1/10)
Mam dla Ciebie garść pytań o kwestie, które wydały mi
się... no niezbyt logiczne.
Powiedz mi, czy hrabina i główna bohaterka rozmawiają
przez wizjer, czy jak?
Czy hrabina ma w głowie rozkład jazdy? :D
Czy ta szósta rano w części szóstej to już kolejny
dzień? Jeśli tak, to zabrakło jakiegokolwiek przejścia pomiędzy poszczególnymi
dniami.
Dlaczego niby Charlotte zamordowała własnego męża?
Mogła faktycznie go zabić w afekcie, bo te rzeczy były dla niej cenne, ale jak
dla mnie to średnio ma sens, bo nie sądzę, żeby kupiła cyjanek z dnia na dzień
i żeby w aptece jej nie spytali, do czego go potrzebuje. Poza tym dlaczego
przyczepiła się do płaszcza? Jeżeli to Charles go oddał do pralni, to raczej
była to jego właśność (ergo nie rozumiem złości Charlotte), do tego diadem...
Czy już naprawdę nie mogła go wyczyścić służba?
Dlaczego Charlotte nazywa Constante szpiclem i dlaczego
w ogóle uważa, że pani detektyw jest na jej łasce?
A policja wpadająca do mieszkania to się teleportowała
czy co?
Co takiego śmiesznego jest w bileciku z pralni?
— bohaterowie (0/10)
— bohaterowie (0/10)
Właściwie o bohaterach za wiele nie wiemy, bo to akcja
szaleje, a opisom nie poświęciłaś za dużo uwagi. Nie wiemy nawet, jaka relacja
łączy Klarę i Constance.
— strona
techniczna (4/10)
W zapisie dialogów nie używa się dywizów, ponadto w
wielu miejscach po zakończeniu wypowiedzi bohatera kropki są zbędne — odsyłam
do poradników na ten temat.
Pogubiłaś bardzo dużo przecinków, ponadto mylą Ci się
podmioty i przez to nie wiadomo, kto wykonuje jaką czynność.
Łącznie:
10/50 punktów
Kvist
– interpretacja piosenki w
opowiadaniu (1/5)
Jak dla mnie piosenka nie została zinterpretowana w
żaden sposób: zaczerpnięto z niej po prostu kilka słów; równie dobrze przy tym
opowiadaniu można by się było obejść bez żadnego utworu.
– ogólny styl (1,5/5)
Opowiadanie jest niestety prawie w całości zbudowane
na dialogach, przez co trudno powiedzieć cokolwiek o stylu, zwłaszcza że
idiolekty bohaterów również nie są zróżnicowane. Poza tym całe śledztwo (mamy
bowiem do czynienia z opowiadaniem kryminalnym) oparte jest tylko na tym, co
między sobą ustalą główne bohaterki. Umówmy się, czytanie takiego kryminału
mija się z celem, gdyż czytelnik nie ma ani odrobiny zabawy z samodzielnego
odkrywania, kto właściwie popełnił morderstwo.
Od strony technicznej mamy do czynienia z pomieszaniem
czasu teraźniejszego z przeszłym, i to w dodatku w miejscach, w których nie
powinno budzić żadnych wątpliwości, którego z nich użyć. To również przeszkadza
w lekturze opowiadania.
Ale jest jeden, duży plus: jako że strona wizualna
tekstu również jest istotna, to uczciwie muszę oddać, że „Koszule z
krepdeszynu” to pierwsze opowiadanie, które ma wyjustowany tekst oraz podział
na rozdzialiki.
– pomysłowość (3/10)
Sam kryminał nie należy może do najbardziej
odkrywczych pomysłów na opowiadanie, ale w takiej sytuacji łatwo można wybronić
się jakimś „ciekawym” przestępstwem. Tutaj tego niestety nie ma, w dodatku cała
akcja i opis zbrodni przedstawione są bardzo ekspozycyjnymi dialogami.
– logika i spójność (7/10)
O ile można mieć zastrzeżenia odnośnie samego sposobu
napisania opowiadania, tak co do jego ogólnej budowy nie mam większych uwag.
Widać, że samo śledztwo i dowody na to, kto zabił, zostały dobrze przemyślane
(przypadł mi do gustu zwłaszcza ten kwitek z pralni). Do ogromna zaleta, jeżeli
ktoś chce sobie pisać właśnie tego typu opowiadania, ponieważ w kryminałach
chyba nie ma nic gorszego niż niczym nieuzasadnione odkrycie przestępcy.
Wystarczy więc popracować trochę nad warsztatem, a
jestem pewna, że będzie o wiele, wiele lepiej.
– bohaterowie (4/10)
Na tle wszystkich bohaterów chyba najbardziej wyróżnia
się postać hrabiny, mimo tego, że ich wszystkich poznajemy w zasadzie tylko
przez to, co mówią. Gdyby jeszcze przynajmniej podjęto próbę nadania im
idiolektów, żeby ich rozróżnić, to byłoby w porządku. Tutaj jednak dwie główne
bohaterki w zasadzie zlewają się w jedną. Najbardziej chyba utkwiło mi w
pamięci, że jedna jest Polką, a druga nie.
– strona techniczna (3/10)
Błędów ortograficznych nie zauważyłam, za to pojawiło
się naprawdę dużo uchybień interpunkcyjnych. Zapis dialogów również pozostawia
sporo do życzenia (i nie chodzi tu tylko o użycie dywizu zamiast myślnika),
dlatego polecam doczytanie sobie na temat tego, jak poprawnie zapisywać
wypowiedzi bohaterów.
Łącznie: 19,5/50 punktów
Noelia Cotto
A. Interpretacja
piosenki w tekście (4/5)
B. Ogólny
styl (3/5)
C. Pomysłowość
(7/10)
D. Logika i
spójność (5/10)
E. Bohaterowie
(5/10)
F. Strona
techniczna (4/10)
Łącznie: 28/50 punktów
Droga autorko!
Pozwól, że najpierw omówię stronę techniczną
opowiadania. Tekst jest wyjustowany, ale zabrakło w nim wcięć akapitów. Zapis
dialogów jest błędny. Polecam Ci przeczytać ten poradnik http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/. Po
jego lekturze nie powinnaś mieć problemów z zapisywaniem wypowiedzi bohaterów.
Zabrakło Ci wielu przecinków. Myślę, że warto odwiedzić stronę www.prosteprzecinki.pl.
Pamiętaj, że liczebniki w opowiadaniach piszemy
słownie, stąd nie „2 łóżka” a „dwa
łóżka”.
Podoba mi się wątek kryminalny w Twoim opowiadaniu.
Miałaś bardzo dobry pomysł. Niestety wydaję mi się, że nie dopracowałaś
szczegółów. Głównie chodzi mi o fragment, w którym bohaterki są w aptece. Po
pierwsze: Od kiedy w aptece można kupić cyjanek potasu czyt. TRUCIZNĘ? Po
drugie: Aptekarka mówi im, kto kupił ten
cyjanek, one idą do lekarza dowiadują się od czego zginął ziomek i stwierdzają,
że „niestety nie dowiedziałyśmy się nic więcej niż to, że Charles zmarł w
wyniku zatrucia cyjankiem potasu.” NIESTETY? Przecież wiedzą już wszystko! -.-
Poza tym Konstancja nie jest policjantką, żeby z racji swojego zawodu,
dostać do ręki zeszyt klientów…
Podsumowując, pisz dalej, bo masz bardzo ciekawe pomysły,
tylko popracuj nad stylem i interpunkcją, a będzie coraz lepiej!
Skoiastel
Na
początku zaznaczę, że tekst oceniłam zgodnie ze standardami ocenialni Wspólnymi Siłami, którą
reprezentuję. Od publikacji wymagam nie tylko poprawności godnej materiału pod
wydawkę oraz estetyki tekstu, ale ważne są dla mnie przede wszystkim research,
interesująca i spójna fabuła, konsekwencja jej prowadzenia, a także naturalne
sylwetki psychologiczne postaci, jak również zgodność z tematem konkursu. W
ocenie obowiązuje punktacja ustalona przez Sovbedlly oraz konkursowe kryteria.
Jeżeli
masz gdzieś w zanadrzu dłuższy tekst, również i jemu chętnie się przyjrzę;
zapraszam na moją podstronę podlinkowaną wyżej.
No to
zaczynamy!
Mieszasz
dywizy z myślnikami. Źle to wygląda. Nie stosujesz również wcięć akapitowych.
Nie
stawiasz przecinków w zdaniach z imiesłowami. Przykład? Już w pierwszym
akapicie masz:
(…) – zapytałam [przecinek] spoglądając
znad filiżanki herbaty (…). – Takich potknięć jest w całym tekście od
groma. Nie ma sensu wypisywać wszystkich.
Polka spojrzała na mnie z politowaniem. – Na
przestrzeni całego tekstu kilka razy główna bohaterka określa tym mianem swoją
koleżankę. Albo jej nie lubi i przeszkadza jej narodowość współpracowniczki,
albo nie jest naturalna w kreowaniu swoich myśli. Którą wersję mam założyć?
Rasizm czy nieumiejętne prowadzenie narracji pierwszoosobowej?
Nie biorę takich spraw mimo, że nie jestem jak Sherlock
Holmes albo Hercules Poirot. – Przy frazie „mimo że” następuje tzw. cofanie
przecinka i stawia się go przed całym połączeniem (mimo że, mimo iż, chyba że
itp.), a nie przed samym „że”.
Blondynka poderwała się z fotela i mrucząc pod nosem [przecinek] poczęła spacerować po salonie. Następnie
gwałtownie przystanęła przy stoliku kawowym, szepnęła cichym, stanowczym, acz
spokojnym głosem coś w stylu "Tak, to coś dla mnie." i wyrwała mi gazetę
z zastygniętych ze zdziwienia rąk. – Wykorzystałaś cudzysłów angielski. Ten
polski wygląda tak: „(…)”. Dodatkowo w cudzysłowie nie stawia się kropek. Inne
znaki przystankowe tak, ale kropka zawsze ląduje na zewnątrz.
Mrużąc oczy [przecinek]
przeczytała kilka razy numer pod ogłoszeniem[przecinek] szybkim krokiem ruszyła w kierunku gabinetu, a już po chwili panującą
w mieszkaniu ciszę przerwał dźwięk wykręcanego numeru i gwar rozmowy
telefonicznej. – Wątpię, aby wybieranie numeru telefonu (nawet na starych
aparatach z korbką) było aż tak głośne. Uwydatniłaś ten dźwięk do przesady.
Być może za mało przebywam z damami, ale nie
spodziewałam się takiego dziwnego zachowania, najwyraźniej bardzo jej się
spieszy. – Spieszyło. Pilnuj czasu narracyjnego, zdecydowałaś
się na przeszły.
(…) zauważyłam, że mój brylantowy diadem i płaszcz
gronostajowy odziedziczony po babce zniknął (…) –
zniknęły (wymieniasz dwie rzeczy).
- Rozumiem, proszę więc wsiąść do pociągu o 7.47 i
wysiąść na stacji w Brighton. – W prozie liczby zapisuje się słownie.
- O nie, Katie, przeczuwam, że za tym kryje się coś o
wiele bardziej zawiłego. – Po czym bohaterka to wyczuła? W opowiadaniach
detektywistycznych ważne jest, by czytelnik miał możliwość domysłu, dedukcji.
Rozmowa z hrabiną była krótka i od czapy, babka weszła, podała adres stacji i
wyszła. Trochę mało danych, nie sądzisz? W ogóle nie stworzyłaś realistycznej
sceny, a jedynie jakiś jej mocno wstępny first draft. Po zachowaniu głupiej
świętej krowy od razu wiadomo, kto jest winien. To nie powinno tak działać.
- I tym razem przeczucie Cię nie zawiodło, Konstancjo.
- powiedziałam przypatrując się zwłokom mężczyzny leżącym na łóżku w sypialni. –
Odnośnie poprawnego zapisu dialogu odprowadzę cię tutaj: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/dialogi.html.
Masz
problem z interpunkcją dialogową, a poza tym w dialogach absolutnie NIE
STOSTUJE się wielkich liter przy formach grzecznościowych. Dialogi odzwierciedlają
mowę (mówioną, nie pisaną), a człowiek nie mówi albo wielkimi, albo małymi
literami. Nie słychać tej różnicy. Otwórz sobie dowolną wydaną książkę i spójrz
na zapis dialogów.
Był to raczej wysoki jegomość, około 180 centymetrów
wzrostu (…) – liczby słownie.
W pokoiku służby mieściły się 2 łóżka i jeden stolik
nocny, oraz ogromna szafa na ubrania. – Jak wyżej. Plus przecinek przed „oraz” zbędny.
- Był tu dziś w nocy doktor jaki. – Jaki
„jaki”?
(…) zamknęła mu usta plackiem wiśniowym naszpikowanym
cyjankiem potasu, który przecież tak łatwo można kupić w aptece jako środek na
osy. – Nie? Żaden środek na osy nie zawiera w składzie
cyjanku potasu, a nawet jeśli, to nie można byłoby kupić takiego środka w
aptece. Cyjanek potasu mogą zawierać trutki na gryzonie. Polecam zrobić na ten
temat research.
Była może godzina 6.45 [przecinek] kiedy blondynka obudziła mnie i wyjawiła
swój plan pójścia do apteki, a ja - lojalna przyjaciółka - postanowiłam, że
przyłączę się do tej eskapady. – Liczby słownie. Kto normalny nazywa swoją
przyjaciółkę we własnych myślach już nie tylko rodowodem, ale i kolorem włosów?
Masz tak autentycznie? Że stajesz przed koleżanką i myślisz „o, rudowłosa polka
podała mi kawę, to miło z jej strony”? Odejmujesz naturalności swojej postaci
przez sztuczną narrację. Musisz wiedzieć, że każde zdanie w takim typie
opowiadania to myśl głównej bohaterki, a nie narracja narratora
trzecioosobowego wszystkowiedzącego z końcówkami odmienionymi w pierwszej
osobie liczby pojedynczej.
Szybko ubrałam się i po skończeniu porannej toalety byłam gotowa. Hrabina, która była miłośniczką długiego snu, nie
miała w zwyczaju być o takich porach
na nogach, więc szybko wymknęłyśmy
się niezauważone. – Masz prosty styl, często pełen powtórzeń. Stosujesz
utarte, znudzone zwroty. Bohaterowie robią coś szybko prawie przez cały czas
trwania opowiadania – poszukaj synonimów. I w ogóle miło byłoby zwolnić tempo
historii. Praktyczne cała napędzana jest przez dialogi, opisów tu jak na
lekarstwo. Fajnie, że wielu rzeczy mogę się domyślić (jak na początku, musiałam
wywnioskować, że główna bohaterka to prywatna detektyw, potwierdziłaś to
dopiero później), ale czasem przesadzasz z brakiem tła dla dialogów. I tym tłem
nie powinien być suchy, nienaturalny opis miejsca (recytacja o tym co gdzie
stoi), ale plastyczny opis całej scenerii, w której poruszają się twoje
postaci. Musisz bardziej unaturalnić swój styl, rozwinąć go.
Konstancja po wyjawieniu swojego zawodu od razu dostała
do ręki zeszyt klientów, a ja zaczęłam pogawędkę z aptekarką. – Eee,
nope. To tak nie działa. Aptekarki obowiązuje tajemnica zawodowa, a prywatni
detektywi, aby coś zdziałać, muszą także legitymować się i nagimnastykować, aby
wyciągnąć jakieś informacje.
Poza tym
apteki nie prowadzą żadnych spisów klientów. Zbierane są recepty, ale środek na
osy raczej takiej nie wymaga. Każdy random może sobie pójść do apteki i coś
kupić, i nikt nie prosi o żaden dokument tożsamości.
- Jeżeli miałbym jednoznacznie wskazać, to jej
kucharka, Alice, była tu przedwczoraj zakupić cyjanek potasu. – Tak,
bo to jest to, czym zajmują się aptekarze. Sprzedają cyjanek potasu.
Ona zręcznie podała mu tego wieczora placek z cyjankiem
potasu i zamknęła mu usta raz na zawsze. – Teraz te
słowa padają z ust głównej bohaterki, a wcześniej dokładnie tak samo pomyślała
narratorka. Pszypadeg?
Charlotte wpadła w furię [przecinek] nie mogąc ich znaleźć i stwierdziła, że to
jej własny mąż ukrył jej najcenniejsze skarby. Kobieta kradnie krepdeszynową
koszulę Alice i pod jej imieniem i nazwiskiem kupuje w aptece cyjanek potasu. –
O wątpliwej kwestii zakupywania cyjanku potasu w aptece już pisałam, chociaż
wciąż wprawia mnie ona w zdumienie.
Charlotte nalega [przecinek] aby
Alice zostawiła jej ciasto. – Skąd bohaterka wyciąga niektóre fakty? Nie
były wszystkie przedstawione w scenach, część z nich jakby sobie dopowiadała
albo jakby prowadziła śledztwo poza scenami opowiadania, na przykład w twojej głowie, autorko. Jednak czego nie ma
w tekście – tego czytelnik nie widzi, a więc może to wziąć za wątpliwe.
- Gratuluję rozwiązania zagadki [przecinek]
nędzny szpiclu.
To jednak
nic nie zmienia, jesteś teraz na mojej łasce. - powiedziała chłodnym tonem. W
tym samym momencie jednak drzwi
otworzyły się z hukiem, a inspektor policji zaaresztował hrabinę. – Skąd
wiedział, że ma się akurat teraz pojawić (imperatyw narracyjny: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/imperatyw-nie-dla-bo-tak.html)?
Dlaczego aresztowanie tak ładnie zgrało się w czasie z poprzedzającą je
przemową bohaterki? Nie przekonało mnie, to za mocny „przypadek”.
Jestem
na nie. Pod względem ciekawej fabuły twoje opowiadanie pozostawia wiele do
życzenia. Brakuje tutaj napięcia, które w powieściach detektywistycznych
budowane jest za pomocą piętrzących się problemów oraz rozwiewanych z czasem
niepewności. Ten gatunek nie nadaje się na miniatury, ponieważ widać, że
robiłaś wszystko, by na siłę zmieścić się w limicie znaków, przez co fabuła nie
jest odpowiednio prowadzona – w odpowiednim tempie, z odpowiednią (większą!)
ilością scen, bardziej rozwiniętymi dialogami i pełniejszymi opisami. W
konsekwencji tego mamy wariatkę, której od początku nikt nie powinien brać na
poważnie i – przede wszystkim – nikt nie powinien brać od niej zlecenia, bo
hrabianka wbija się w pierwszą scenę, mówi ze dwa zdania i wychodzi (wtf?).
Główny
wątek to u ciebie wskazanie złodzieja, jednak droga, która miałaby do niego
prowadzić, musi być bardziej pokomplikowana. Bohaterka nie może sobie po prostu
wejść do apteki i wyciągnąć listy klientów, bo… to nudne. Kto chciałby czytać
przygody Myrona Bolitara, gdyby agentowi wszystko wychodziło tak po prostu? Za
pierwszym razem? Wiedziałby gdzie pójść i gdzie zarzucić haczyk? Albo czy
Sherlockowi (tak tematycznie idąc) w powieści, czy też temu serialowemu bądź
filmowemu, każda informacja zwyczajnie wpadała w ręce? Bez żadnego jego
wysiłku?
Narratorka
wydaje się strasznie nienaturalna w swoich przemyśleniach, na dodatek inni
bohaterowie są prawie nieistniejący (wiemy, jak wyglądają, wypowiadają się), bo
w tym bardzo szybkim (pędzącym na łeb, na szyję!) tempie akcji nie zdążyłam się
przy żadnym zatrzymać, pomyśleć, zastanowić, wyobrazić – utnę za to trochę
punktów odnośnie podpunktu o bohaterach.
Banalizujesz
tę historię. Jeżeli brakło ci stron, bo limit znaków pozostawał nieubłagany, to
niestety trzeba było wybrać inny rodzaj gatunku literackiego, uformować inną
fabułę lub zawiązać tę innymi scenami. Bo teraz to całość wygląda jak
poszatkowany maksymalnie (jak tylko się da!) zlepek scen, by się zmieścić,
jednak sam ten zlepek słabo się sprawdza jako kryminał – rozwiązanie podajesz
na tacy, czytelnik do niczego nie musi dochodzić sam. Wiało nudą, niestety.
Doceniam
jednak bardzo zręczne, niespotykanie wplecenie w tekst przekazu wybranego
utworu. Bardzo smacznie.
Szkoda
też jednak, że interpunkcyjnie leżysz i kwiczysz. Wymieniłam tylko pobieżnie
niektóre potknięcia; tak naprawdę było ich dużo, dużo więcej.
Dziękuję
ci za udział w konkursie oraz dziękuję Sovbedlly za zorganizowanie go i
zaproszenie mnie do szeregów szanownego jury. Przepraszam za brak bety – cała
moja praca konkursowa zawierała łącznie ponad 150 stron przy standardowej
formie czcionki i żaden betareader nie zdążył jej już przejrzeć. Mogą pojawić
się literówki.
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (5/5)
– ogólny styl (2,5/5)
– pomysłowość (7/10)
– logika i spójność (6/10)
– bohaterowie (6/10)
– strona techniczna (4,5/10)
Łącznie: 31/50 punktów
Sovbedlly
– interpretacja piosenki w opowiadaniu (3/5)
Piosenka została zastosowana
w Twoim opowiadaniu oryginalnie i pośrednio. Wykorzystałaś ubrania, wygląd
mężczyzny, wspomniałaś też o masażyście i fryzjerze, aczkolwiek suma nie
stanowiła wielkiej kreatywności. Było zwyczajnie i ciekawie jednocześnie z
powodu niecytowanych fragmentów piosenki.
– ogólny styl (2/5)
Brak tła fabularnego stanowi
dość spory problem. Nie wiemy, gdzie dzieje się akcja, brakuje przynajmniej
jednego opisu miejsca, by akcja nie była zawieszona w pustej przestrzeni. Tekst
składa się prawie z samych dialogów, nie licząc krótkiego zachowania, co dane
bohaterki robiły. Krótkie sceny wprawdzie łączą się z całokształtem, ale są one
jedynie oszczędną prezentacją, która musi popychać fabułę do przodu. Pióro pisarskie
niczym się nie wyróżniało spośród innych prac konkursowych.
– pomysłowość (5/10)
Nie można mówić o braku
twórczej treści, gdyż owszem, istniała ona, lecz w nijakim zrealizowaniu. Niezaprzeczalnym
plusem jest wątek detektywistyczny, odkrywanie tajemnicy kradzieży i
morderstwa. Sprytnie zmanipulowałaś czytelnika, gdy Charlotte zwaliła całą winę
na kucharkę. W zakończeniu zabrakło mi nieprzewidywalnego zwrotu akcji, czegoś,
po czym powiedziałabym „Łał”. Zagadkowe wątki mnie intrygują, niestety
wykonanie całkiem osłabia pomysł. Myślałam długo nad tym, ile mam dać punktów,
zważywszy na to, że bardzo chętnie sięgam po kryminalistyczne fabuły. U Ciebie
nie było rozlewu krwi ani enigmatycznego nastroju, a pani detektyw, ofiara oraz
czarny charakter to suche postacie zbudowane na bardzo prostym podłożu. Cała
koncepcja i ogólna oprawa jednak sama w sobie na tyle mi się spodobała, iż daję
połowę punktów.
– logika i spójność (3/10)
Powierzchowna logika była, to
tylko z powodu króciutkich scenek scalających się w jedną historię. To właśnie
one w najwyższym stopniu zanieczyściły spójność i sprawiły lekki bezład.
Trudno cokolwiek stwierdzić, jeśli czytelnik widział i wiedział wyłącznie to,
co autorka napisała w historii.
Czy Konstancja Smolińska była
zawodowym detektywem, czy tylko bawiła się w niego? Nie znalazłam żadnych
informacji o tym, by rzeczywiście nim była ani jakie były jej osiągnięcia, więc
to jest spore niedopowiedzenie.
– bohaterowie (3/10)
Istniała praktycznie sama
ekspozycja nie pozwalająca na poznanie ludzkich uczuć, zachowania. Ma się
wrażenie, że bohaterowie zostali przedstawieni tylko wedle fabuły, aby tylko
jacyś się pojawili. Górowała płytkość, powierzchowność postaci, nie miałam
okazji poznać zmarłego Charlesa, Alice, czy choćby głównej narratorki. Nawet
hrabina Charlotte jawiła się jako jałowa postać. Jedyne co może ją uratować, to
przedstawienie ubrań – płaszcz gronostajowy, monstrualny kapelusz, pantofle z węża,
widać, że jest to osoba bogata. Przykro mi pisać, ale tylko trzy punkty,
głównie za próbę stworzenia postaci-detektywów.
– strona techniczna (5/10)
Interpunkcja najwyraźniej do
poprawy – brakuje mnóstwa przecinków między czasownikami i to jest najgorszy
problem w całym opowiadaniu.
W dialogach błąd: są dywizy
(-) zamiast pauz (—) i półpauz (–), ponadto należy zapisywać małą literą
czasowniki po słowach mówionych.
Liczby zapisujemy słownie: 2 łóżka – dwa łóżka, 6.45,
szósta czterdzieści pięć. Mimo że w tekście piosenki jest „Niech ma wzrostu
180”, w opowiadaniu należy napisać sto osiemdziesiąt centymetrów.
Ortograficznie jest dobrze,
literówek też nie ma.
Łącznie: 21/50 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz