Na całe życie
Klaudia
Piosenka: Igo Sym - Na całe życie
Kwiaty we
włosach, długa biała suknia, welon... Każda kobieta skrycie marzy o tym dniu.
Jednak nie wszystkim jest to pisane..
Jeszcze
tak niedawno wszystko się układało, od 5 lat jestem w Obozie Herosów. Jako
córka pomniejszego boga Morfeusza, mieszkam w domku Hermesa. Od samego
początku, kiedy tam trafiłam, spodobał mi się chłopak o imieniu Luke. Wysoki,
postawny blondyn o niebieskich oczach. Był raczej skryty i nie nawiązywał zbyt
bliskich relacji z innymi. Pomimo to, wydawał się całkiem sympatyczny. Pewnego
dnia wybrałam się na prowadzone przez niego zajęcia szermierki. Oprócz mnie,
przyszło jeszcze kilka osób, Luke dokładnie tłumaczył nam co i jak a z każdym
kolejnym ćwiczeniem coraz bardziej zbliżał się do mnie. Z tego wszystkiego,
przestałam liczyć kroki i straciłam równowagę. Odruchowo zamknęłam oczy, ale
wcale nie upadłam. Wylądowałam za to w jego ramionach! Poczułam, że na mojej twarzy pojawia się
rumieniec, spojrzałam na niego i zobaczyłam, że się uśmiecha. Właściwie miałam
nadzieję, że skoro już mnie uratował, to może teraz mnie pocałuje, a później
będziemy żyli długo i szczęśliwie. No ale nic z tego. Pomógł mi wstać i kazał
się nie poddawać. Jakież to romantyczne... Po treningu poszłam do mojego pokoju
się przebrać. Za oknem było już dość ciemno. Przypomniałam sobie, że właśnie
zaczyna się spotkanie kółka literackiego, do którego należałam. Ubrałam szybko
buty i wybiegłam na zewnątrz.
- W obozie jest tyle różnych zajęć. Dlaczego
akurat szermierka ?
Odwróciłam się i ujrzałam powoli wyłaniającą się
z cienia męską sylwetkę, to był Luke!
- Po tym co dzisiaj zobaczyłem, mogę śmiało
przyznać, że bardziej nadałabyś się na baletnicę.
- Ah tak? - podeszłam bliżej - a może po prostu
obawiasz się konkurencji?
- No proszę, jaka odważna, a jeszcze wczoraj
bałaś się do mnie odezwać. Właściwie to szkoda, bo wtedy nie musiałabyś
przychodzić na moje zajęcia, tylko po to, żeby spędzić ze mną czas.
- Nie pochlebiasz sobie za bardzo? Tak się
składa, że naprawdę interesuję się szermierką.
- Niewątpliwie.
- Oh, no dobra, może to nie jest mój konik, ale
jest mnóstwo rzeczy, w których jestem od ciebie lepsza. Chociażby... pisanie
wierszy.
- Jestem na tym obozie już kilka dobrych lat.
Należałem do każdego idiotycznego kółka, jakie tylko tutaj powstało.
Zdziwiłabyś się, co potrafię.
W tym momencie wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Na pewno nie umiesz się całować lepiej ode
mnie.
- Haha, to wyzwanie?
- Raczej.. Propozycja.
- Jesteś słodka, wiesz?
Zbliżył się do mnie przypierając mnie tym samym
do ściany. Był tak blisko, że słyszałam bicie jego serca. Odsunął pasmo włosów
z mojej twarzy i pocałował mnie.
Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Pokażesz mi swój pokój? - zapytał z łobuzerskim
uśmiechem na twarzy.
Każdemu innemu mężczyźnie na świecie, zwyczajnie
bym odmówiła, ale jemu nie mogłam się oprzeć. Następnego dnia obudził mnie
hałas dobiegający z Wielkiego Domu. Luke'a już nie było. Na stoliku leżała
tylko koperta. Otworzyłam ją i z lekkim zdziwieniem, odkryłam, że w środku
znajduje się wiersz:
"
Na całe życie, moja Ty jedyna, Serce Ci oddaję, po dni mych kres.
Nie
zapomnę nigdy, czy się zapomina, Słodycz cudnych pieszczot i gorycz łez"
Wspaniale, pomyślałam, jednak nie kłamał. Naprawdę umie pisać wiersze.
Ciekawe ile mu to zajęło.. Dalsze moje rozważania przerwał niespodziewany
komunikat:
" Proszę, aby za 15min, wszyscy, bez wyjątku
przyszli na arenę. Mam coś ważnego do przekazania. Radzę wam natychmiast
wstawać, ponieważ spóźnienia nie będą tolerowane."
Mimo, że
było jeszcze wcześnie, postanowiłam nie narażać się na gniew Chejrona. Szybko
doprowadziłam się do porządku i wyszłam. Na miejscu było już kilka osób.
Niektórzy nadal mieli na sobie piżamy. Sprawa musiała być naprawdę poważna,
skoro zjawił się nawet Pan D. zwykle sypia do południa. Kiedy już wszyscy
dotarli Chejron przemówił:
- Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj
wezwałem. Otóż jak pewnie wiecie, na Olimpie trwa spór. Bogowie nie mogą dojść
do porozumienia, a to za sprawą pewnej przepowiedni, która głosi, że Kronos
wkrótce powróci. Dotychczas nie mieliśmy powodów do obaw, lecz teraz sytuacja
trochę się skomplikowała. Dziś rano okazało się, że wśród nas jest zdrajca, a
co gorsza, wielu herosów, postanowiło do niego dołączyć. Mowa tu o Luke'u. Z
tego, co udało nam się do tej pory ustalić, wynika, że znalazł on już sposób,
na przywrócenie do życia władcy tytanów.
Proszę was o jedno, weźcie się porządnie za trening, a może uda się wam
przeżyć. Zaczęła się wojna.
Zapadła jeszcze większa niż
przedtem cisza. Resztę dnia spędziłam w swoim pokoju, nie wiedziałam co ze sobą
zrobić. Podeszłam do okna. Chejron i Pan D. przeszukiwali pokój Luke'a.
Niektórzy herosi kompletowali swoje uzbrojenie, a inni ćwiczyli formowanie
szyków. Atmosfera była napięta. Niespodziewanie, ktoś zapukał do moich drzwi.
Podeszłam by je otworzyć, ale nikogo już nie było. Kopnęłam je tak mocno, że
zatrzasnęły się z hukiem. Kiedy się odwróciłam, na moim łóżku leżał Luke.
- Tylko nie krzycz, proszę. Wszystko Ci
wytłumaczę.
- O nie! - wrzasnęłam - co ty tu robisz?
Zapomniałeś czegoś rano, kiedy wychodziłeś? Może na przykład powiedzieć mi, że
planujesz nas wszystkich pozabijać!!
- Spokojnie, to nie tak.
- A jak?
- Mój ojciec zasłużył na śmierć. Przez całe życie
miał mnie gdzieś, teraz sam zobaczy jak to jest. Zapewnię ci bezpieczeństwo.
Obiecuję. Nikomu nie stanie się krzywda, jeżeli nie podejmą walki.
- Ten twój genialny plan ma kilka niedociągnięć
- To znaczy?
- Sam pomyśl, żeby Kronos mógł żyć, ty musisz
umrzeć. I co dalej? Chcesz zaufać komuś, kto pożerał własne dzieci? Poleje się
krew niewinnych osób..
- Ty będziesz bezpieczna, mój ojciec martwy. Nic
więcej się nie liczy. A teraz zamknij oczy i podaj mi rękę.
- Chcesz mnie porwać?
- Coś w tym stylu.
Podeszłam do niego bliżej i złapałam go za dłoń.
Kiedy mnie przytulił zapomniałam nagle o wszystkich zmartwieniach. Liczyło się
tylko tu i teraz. Obudziłam się w wielkim pozłacanym łożu, pośrodku dużego
pokoju. To dziwne, ale nie pamiętam, żebym kładła się spać.. Wstałam i podeszłam do drzwi, w głowie ciągle
miałam to jedno zdanie: "Po dni mych kres". Kiedy wyszłam na zewnątrz,
okazało się, że jestem na statku. Podbiegłam do burty, i nogi się pode mną
ugięły. Wszędzie była woda!
- Ślicznie wyglądasz.
Odwróciłam się za siebie. Piętro wyżej, na
barierce siedział Criss. Znałam go z obozu. Jak na syna Hermesa, miał bardzo wygórowane
mniemanie o sobie.
- Gdzie jest Luke? - Zapytałam.
- Ostatnio widziałem go, jak niósł cię na rękach.
To było wczoraj. Wtedy jeszcze żył...
- Nie pogrywaj sobie ze mną.
- Tak bywa, moja droga. Zresztą, chodź i sama się
przekonaj.
Zeskoczył z poręczy i poszedł prosto korytarzem,
a ja pobiegłam za nim.
Weszliśmy
do jednego z pokoi. Luke leżał w złotej trumnie.
- Co mu zrobiłeś?!!
- Ja? Nic. Sam sobie to zrobił, zresztą mniejsza
o to. Musimy stąd spadać.
- Chcę z nim zostać.
- Tak, tak, wiem to, ale naprawdę, na nas już
czas. No chodź - pociągnął mnie za rękę.
- Czy wyście wszyscy zgłupieli? Przecież Kronos
to potwór Jak możecie mu ufać?
- Każdy zasługuje na drugą szansę. Po prostu się
nie wtrącaj.
- Teraz, to dopiero będziecie mieli wojnę.
Machnęłam ręką i jednym gestem posłałam w objęcia
Morfeusza całą załogę statku. Zakręciło mi się w głowie, ostatkiem sił
przeniosłam się do obozu. Wydaje mi się, że coś poszło nie tak. Wszystko mnie
bolało. Nigdy wcześniej mi się to nie przydarzyło. Otworzyłam powoli oczy,
leżałam na łóżku obozowej sali szpitalnej.
Nie mogłam się nawet ruszyć.
- Radzę ci się tak nie miotać. Masz pogruchotane
żebra i złamaną nogę. Jeśli nie chcesz spędzić tu następnych 3 tygodni, to
lepiej leż spokojnie.
- Chejron! Jestem tu od 3 tygodni? Jak to? I
dlaczego wszystko mnie boli?
- Świadkowie twierdzą, że spadłaś z nieba.. Na
drzewo, później, nie omijając żadnej gałęzi po drodze, zleciałaś w krzaki.
- Coś jest nie tak z moimi zdolnościami.
- To z przemęczenia, odpocznij trochę i powinno
się polepszyć.
Podszedł do szafki i wyjął z niej flakonik z
nektarem, wypiłam kilka łyków. Ból
natychmiastowo ustąpił. Kilka minut później byłam już w swoim pokoju.
Przebrałam się i zabrałam broń. Kiedy wybiegłam na zewnątrz, wszędzie było mnóstwo
potworów Ciekawe czy Luke.. Nie, nie mogłam pozwolić sobie na rozmyślanie.
Musiałam podjąć walkę. Wyjęłam miecz i ruszyłam przed siebie. Mimo, że robiłam
wszystko co w mojej mocy, było ich zbyt wiele. Każdy cios odejmował mi siły.
Najważniejsze, aby nie upaść. To byłby koniec. W tym momencie, olbrzymi ogar,
wytrącił mi miecz z ręki. Wyciągnęłam nóż zza pasa, lecz wiedziałam, że to nic
nie da. Miałam tylko nadzieje, że moje moce wróciły.. Zamknęłam oczy i
rozłożyłam ręce, poczułam niesamowity przypływ sił, uniosłam się w górę i
wypowiedziałam zaklęcie po starogrecku. Chwilę po tym wszystkie stwory padły
martwe i zapadła głęboka cisza.
Przeniosłam się na Olimp. Na środku sali stał mój ojciec.
- Tato! - Rzuciłam mu się na szyję. - Tak bardzo za tobą tęskniłam!
- Jestem z ciebie dumny. Wykazałaś się nie lada
odwagą, ratując swoich przyjaciół.
- Dziękuję. Wiesz może, czy... czy Luke żyje?
- ... Pamiętaj, że sam ściągnął na siebie ten
los. To była jego decyzja, nie twoja.
- Ja.. Muszę go zobaczyć.
- Poczekaj. Chcę, żebyś wiedziała, że jako twój
ojciec, zawsze będę czekał na ciebie z otwartymi rękami. Wystarczy jedno twoje
słowo.
Przytuliłam go mocno i wbiegłam do sali tronowej,
dookoła było widać ślady walki, obok paleniska leżał Luke. Podeszłam bliżej i uklękłam
przy nim. Spojrzał na mnie a na widok jego niebieskich oczu po policzku
pociekła mi łza. Był bardzo słaby, a mimo to lekko się uśmiechał.
- Jesteś taka piękna, nie powinnaś płakać, a już
na pewno nie z mojego powodu.
Złapał mnie za dłoń i pocałował. Jego ręce były
poparzone, a twarz brudna od dymu, z lewego boku ciekła krew.
- Jak się czujesz? Boli cię coś?
- Teraz, już na nic nie narzekam. W końcu mam
przy sobie córkę boga marzeń. Oby to nie był tylko sen.
- Mogliśmy być razem szczęśliwi..
- Wiem, że źle zrobiłem, ale czasu nie cofnę,
pragnę tylko, żebyś mi wybaczyła.
- Możesz
być o to spokojny.
Przez
moment, trwała cisza. Luke wyciągnął z kieszeni sznurek z koralikami i zawiązał
go delikatnie na mojej ręce.
- Pomyśl czasem o mnie - dodał.
Kiwnęłam głową i przytuliłam się do niego. Nie
chciałam, aby dłużej cierpiał. Przyłożyłam mu dłoń do czoła i zesłałam na niego
ostatni sen..
Następnego dnia odbył się pogrzeb. Nie czułam zupełnie nic, ani smutku
ani bólu, zupełnie jak lalka, pusta w środku. To nie miało się tak skończyć...
Zamiast sukni ślubnej całun na ciele ukochanego, zamiast białych róż, wiązanka
chryzantem, a początek... zamienił się w koniec. Po uroczystości podbiegł do
mnie pewien chłopiec, dał mi list i powiedział, że Chejron kazał go przekazać.
Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej kartkę z wierszem:
" Odtąd nasze dni, w słońcu będą lśnić.
Już nie zerwie się marzenia nić.
Na całe życie, moja Ty jedyna, Serce Ci
oddaję, po dni mych kres.
Kocham Cię. Luke"
Z zachmurzonego nieba, zaczęły spadać pierwsze
krople deszczu. Założyłam kaptur i poszłam w stronę lasu. Czekał tam na mnie
mój ojciec.
- Jesteś tego pewna?
- Tak tato, chodźmy już.
Wyciągnął do mnie
dłoń i odeszliśmy razem do krainy snów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz