-->

środa, 19 czerwca 2019

*10 Oczy barwy kawy Zuzik612

Oczy barwy kawy
Zuzik612
OCENY

 
   Blade promienie słońca padały na budynki z szarej cegły pomiędzy którymi, niczym mrówki, krążyli ludzie. Panie w barwnych sukniach z bufkami szły razem z panami w wełnianych garniturach i ciemnych cylindrach, przyciskając do piersi torebki kopertówki, aby nikt w tłumie ich nie ukradł. Każdy śpieszył w swoją stronę, w tym niska dziewczyna nie mogąca mieć więcej niż siedemnaście lat, przepychająca się pomiędzy ludźmi. Przygładziła odruchowo zielony materiał sukienki, upewniając się, że jest tak samo nieskazitelnie czysty jak chwilę wcześniej.
  Zatrzymała się na chwilę, aby poprawić kapelusik z płaskim rondem przykrywający burzę jasnych loczków, lecz to wystarczyło, żeby któryś z rozpędzonych przechodni popchnął ją mocno, aż upadła na twardy bruk.
   – Przepraszam! – usłyszała głośny okrzyk, po czym ktoś podał dziewczynie rękę, aby pomóc wstać. Z pomocą nieznajomego wstała, ledwie unikając stratowania przez gęsty tłum.
   Wtedy szaroniebieskie oczy jasnowłosej napotkały spojrzenie obcego. Na kilka sekund cały świat zamarł, wszystko ucichło, tonąc w magnetyzujących tęczówkach barwy gorzkiej kawy.
   Nagle głos nieznanego mężczyzny przerwał ciszę:
– Nic się pani nie stało?
– Nie, na szczęście nic – odparła, patrząc się na niego szeroko otwartymi oczami, jakby ktoś poraził ją prądem.
– Cieszę się bardzo – uśmiechnął się nieznajomy. – Może piękna pani zgodziłaby się na kawę w ramach rekompensaty?
– Naturalnie! – zgodziła się ochoczo, nawet nie myśląc zbytnio nad swoimi słowami.
– W takim razie przedstawię się. Józef Lulewicz, Józio. – wyszczerzył się mężczyzna, przygładzając pokryte grubą warstwą brylantyny, ciemne włosy.
Lila Stella. – uśmiechnęła się radośnie, czując, jakby jej serce postanowiło zatańczyć fokstrota.
   Józef poprawił swój czarny garnitur, przy okazji pytając ją, czy na umówioną kawę mogą udać się następnego dnia punkt południe do nowej kawiarni na Nowym Świecie.
– Więc serwus, Lilu. – ukłonił się lekko, znikając w tłumie.
   Lila nerwowo zmięła róg fiołkowego kapelusika z doczepioną kremową różą między palcami, po raz kolejny przeglądając się w lustrze.
– Kasiowa, jak wyglądam? – spytała ponownie służącą, która kręciła się obok niej, to poprawiając lekko fioletową sukienkę, to przygładzając loczki.
– Ślicznie, panienko – odparła kobieta, uśmiechając się dobrotliwie, pomarszczonymi ze starości palcami przymierzając jej naszyjnik z czarnych diamentów, który po chwili wymieniła na korale. – Ten kawaler na pewno ugnie się pod panienki urokiem…
   Lila nie słuchała, zbyt skupiona na spotkaniu z Józefem. Stresowała się okropnie. W tym momencie przydałaby się pomoc najlepszej przyjaciółki, Jadzi, jednak ona wyjechała kilka tygodni wcześniej, wracając do rodzinnego miasta, Radomska.
   Z chwilą jej wyjazdu dużo rzeczy się posypało. Ojciec jasnowłosej, Robert Visconti, który po siedemnastu latach, po amerykańskiej awanturze, przez którą rozstał się z kochanką, Mirą Stellą, czyli matką Lili, powrócił do jej życia. Zeszli się w dzień premiery spektaklu kobiety, gdyż była ona aktorką, a on śpiewakiem. Przez chwilę wydawali się przeżywać drugą młodość, chodząc na imprezy i randki, lecz już tydzień później pokłócili się i nigdy więcej ich razem nie widziano. W międzyczasie siedemnastolatka poznała wspaniałego dziennikarza, aczkolwiek rozstali się nawet szybciej niż jej rodzice.
   – Panienko, panienka zostawi kapelusz, bo jak psu z gardła wyjęty będzie wyglądał… – ze wspominek wyrwał ją zmartwiony głos Kasiowej, która delikatnie oswobodziła z jej rąk nakrycie głowy, nakładając je na schludnie ułożone loczki.
   Lila po raz ostatni zerknęła na swoje odbicie, po czym wstała. Matka zatrudniła kogoś, aby przewiózł ją na Nowy Świat, musiała się śpieszyć.
   Przed budynkiem rzeczywiście stał najnowszy, czyściutki fiat, na który przechodnie patrzyli z nieukrywaną zazdrością. Jasnowłosa, mimo stresu, uśmiechnęła się na jego widok.
Ach, kochana mateńka! – westchnęła cicho do służącej, która ją odprowadzała. – Tak o mnie dba!
– A i owszem – potwierdziła usłużnie Kasiowa, zostając jednak zignorowana, gdyż dziewczyna już siedziała w odjeżdżającym aucie.
   Droga na miejsce nie zajęła aż tak dużo, czasu, ale dla niej ciągnęło się to niemiłosiernie, jakby czas się zatrzymał. W końcu dojechali.
   Nowy Świat jak zwykle tętnił życiem, ludzie wchodzili oraz wychodzili z kawiarenek porozstawianych na całej rozpiętości długiej ulicy. Ta, której Lila poszukiwała, o nazwie „Sto Metrów Miłości” (jakże adekwatnie wybrane miejsce spotkania), cieszyła się szczególnie dużym zainteresowaniem, więc przepychanie się do niej chwilę trwało. Miała wielkie szczęście, że po drodze spotkała nikogo innego jak Barona Juliana, który jeszcze przed niezwykłym pojawieniem się jej ojca kilka tygodni wcześniej, zabiegał o rękę matki dziewczyny. Widząc jednak, jak mocno załamała się po odejściu Viscontiego, postanowił chwilowo odpuścić. Mimo to, mężczyzna już traktował Mirę jak żonę, więc i jej córkę jakby była jego.
– Rozejść się! – zawołał, chcąc ułatwić przyszłej pasierbicy dotarcie do drzwi. Ta podziękowała mu uprzejmie, nie omieszkując wspomnieć, że matka ma jeszcze próbę w teatrze, po czym weszła do środka.
   Tłok tam był – o ile to możliwe – jeszcze większy niż na zewnątrz. Każdy stół, nawet ten największy, z dwunastoma krzesłami, był zajęty. Szybko jednak zobaczyła Józefa przy jednym ze stolików. Jego włosy błyszczały się od brylantyny mocniej niż kiedy go widziała po raz pierwszy i włożył widocznie nowy, czarny garnitur.
   Gdy podeszła, wstał z gracją, całując wierzch jej dłoni. Zarumieniła się lekko, witając z nim.
– Panie Józefie… - zaczęła z uśmiechem, lecz nie dokończyła.
– Och, porzućmy te formalności… – mężczyzna nachylił się w jej stronę, szczerząc zęby.
– Więc… Józiu – dziewczyna mimowolnie spłonęła rumieńcem. – Bardzo mi miło, iż zechciałeś się ze mną spotkać.
– To ja się czuję zaszczycony, że przyszłaś na spotkanie, Lilu. – wymruczał, wymawiając zmysłowo jej imię, aż poczuła dreszcz biegnący pod perkalową suknią.
   Nigdy czegoś takiego nie czuła przy Jerzym – reporterze, z którym była. Nigdy nie pragnęła spędzać z nim każdej chwili, nigdy nie wsłuchiwała się w jego głos, nigdy nie chciała nawet pogładzić natłuszczonych włosów mężczyzny.
   Z Józefem było kompletnie inaczej, w dodatku on także różnił się od Jerzego. Nie próbował wykorzystać jej do przeprowadzenia wywiadu ze sławną Mirą Stellą, poświęcał dużo uwagi, mogła z nim porozmawiać o wszystkim, miał poczucie humoru. Po porażce z dziennikarzem obiecała sobie, że zanim polubi kogoś bardziej, pozna go, aby nie zaliczyć takiej pomyłki jak z nim. Niestety, obietnica nie przetrwała długo, bo czuła, iż już przepadła w kawowych oczach Józia Lulewicza. ­­

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by Elmo