III MIEJSCE
Piosenka
Róża,
siedząc wygodnie w fotelu, rozwiązywała krzyżówki. Zapalona
lampka rzucała ciepły blask na jej pomarszczone dłonie, przykryte
miękkim kocem kolana i stojący na stoliku bukiet herbacianych róż,
takich, jakie najbardziej lubiła.
Reszta
pokoju pogrążona była w półmroku. Cichutko grało radio.
Nadawano właśnie koncert „Niezapomniane melodie”
Zofia
odłożyła krzyżówki i przymknęła oczy. Lubiła słuchać
starych piosenek. Nagle usłyszała zapowiedź redaktora
prowadzącego:
-
A teraz specjalnie dla państwa piosenka „Już nie zapomnisz mnie”
z filmu „Zapomniana melodia” w wykonaniu Aleksandra
Żabczyńskiego.
Rozległy
się słowa i melodia, które towarzyszyły jej w najważniejszych
chwilach życia. Wyciągnęła
rękę i pogłośniła dźwięk. Z uśmiechem na ustach wysłuchała
piosenki do końca. Później redaktor prowadzący audycję coś
jeszcze mówił, śpiewali inni piosenkarze, ale ona już nie
słuchała. Położyła głowę na oparciu fotela i oddała się
wspomnieniom.
To
była ulubiona piosenka jej rodziców. Na filmie, w którym śpiewał
ją Aleksander Żabczyński byli chyba z dziesięć razy. Mama nuciła
ją w ciągu dnia, zajmując się domem, a tata gwizdał po powrocie
z pracy. Zjawiał się zwykle z bukietem
róż, które mama
uwielbiała. Dzięki temu imię córki było nazwą ukochanych
kwiatów.
Róża
dotąd pamięta ich wesoły śmiech, gdy brali ją na ręce i we
troje tańczyli śpiewając głośno: „Już nie zapomnisz mnie…”
Rodzice
byli wtedy tacy młodzi i bogaci. Uwielbiali muzykę i taniec. Mieli
w domu gramofon i mnóstwo płyt. Pozwalali córeczce je oglądać.
Pamięta, jak ostrożnie brała je do rąk, żeby nie zniszczyć, bo
wiedziała, że gdyby upadły na podłogę, mogłyby się połamać.
Wyglądały jak czarne koła z maleńkimi rowkami i z okrągłą
dziurką w środku. Kładło się je na talerz gramofonu, opuszczało
ramię ze specjalną igłą, kręciło korbką i słychać było
muzykę.
-
Mój Boże, jak to było dawno – westchnęła.
A
potem wybuchła wojna. Tata poszedł na front, a one obie zostały
same. Aby przeżyć wyprzedawały różne rzeczy. Na końcu mama
sprzedała gramofon i płyty. Dzięki temu przez pewien czas miały
co jeść, chociaż i tak często szły spać z pustymi brzuchami.
Wtedy mama brała ją na kolana, kołysała delikatnie w ramionach i
cicho śpiewała piosenkę o tym, że dzięki piosence nie zapomni o
tym, kogo kocha. A ona zasypiając marzyła, że tata też nuci tę
samą piosenkę i tęskni za nimi. I że niedługo się spotkają.
Najgorsze
były bombardowania. Schodziły wtedy do piwnicy wraz z innymi
mieszkańcami kamienicy. Mała Różyczka tak strasznie się bała,
że zakrywała oczy rękami, aby nic nie widzieć. Mama tuliła ją
do siebie i śpiewała do ucha ich ulubioną piosenkę. To przynosiło
przerażonemu dziecku ulgę.
Wreszcie
nadeszło najgorsze. Pamięta, jakby to było wczoraj. Samoloty
nadleciały niespodziewanie. Nie zdążyły zejść do schronu.
Rozległ się ogłuszający huk i zapadła ciemność. Gdy się
ocknęła, nie wiedziała, gdzie jest. Rozglądała się po obcym
domu i na próżno wypatrywała mamy.
Była
zrozpaczona, gdy dowiedziała się, że mama nie żyje, ich dom
został zburzony, a nią będzie się teraz opiekowała sąsiadka,
która też w tym bombardowaniu straciła rodzinę.
To
były straszne miesiące. Pociechę przynosiły dziewczynce tylko te
chwile, gdy przypominała sobie słowa piosenki śpiewanej przez mamę
i teraz ona nuciła głosem ściśniętym przez łzy, że nie
zapomni.
Różę
wzruszyły te
wspomnienia. Poczuła na policzku łzę wypływającą spod
przymkniętych powiek. Wytarła je chusteczką i poprawiła się na
fotelu. Przypomniała sobie powrót ojca.
Kilka
dni wcześniej opiekunka obiecała jej, że zabierze ją na wieś do
swojej rodziny. Siedziała więc przy oknie i wyobrażała sobie, jak
to będzie. Akurat tego dnia, pamięta, że to było 13 maja, została
sama w domu, bo sąsiadka wyszła w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Zwykle zabierała ją ze sobą, ale nie tym razem. Róża
nie mogła sobie teraz przypomnieć, dlaczego, ale to była
szczęśliwa
trzynastka.
Nagle
usłyszała pogwizdywanie. Ktoś szedł ulicą i głośno gwizdał
melodię jej ulubionej piosenki. Tej, że nie zapomni.
Rzuciła
się do drzwi i wybiegła przed dom. Zobaczyła mężczyznę idącego
z plecakiem na ramieniu.
-
Tata – zawołała. – Tata.
Mężczyzna
zatrzymał się, spojrzał w jej stronę.
-
Róża?
Różyczka? – zapytał niepewnie, a gdy skinęła głową, nie
mogąc wydobyć z siebie głosu, porwał ja na ręce i obsypał
pocałunkami.
Różyczka,
moja córeczka – powtarzał. – Moja ukochana córeczka.
-
To dzięki tej piosence odnalazłam tatę – pomyślała Róża i
uśmiechnęła się do siebie. – To był
uśmiech losu.
Sięgnęła
do szuflady i wyjęła album ze zdjęciami. Najwięcej było tych z
ojcem, który doskonale odnalazł się w powojennej rzeczywistości.
Zaangażowawszy się w politykę, szybko wspinał się po szczeblach
kariery. Tylko nie ożenił się powtórnie, wierny pamięci zmarłej
żony.
Kobieta
przekartkowała album, znalazła swoje zdjęcia z okresu młodości.
Z fotografii
patrzyła na nią ładna blondynka, szczupła i delikatna. Elegancko
ubrana, ale jednocześnie jakby trochę wycofana, niewysuwająca się
na pierwszy plan.
Ojciec
kochał ją bardzo, ale nie poświęcał zbyt dużo czasu,
rekompensując to drogimi prezentami.
Mieszkali
w coraz większych domach, mieli coraz piękniejsze rzeczy, a w
pokoju zawsze musiał stać bukiet róż.
Odebrała
staranne wychowanie, stosowne do ich pozycji społecznej. Ojciec
dbał, aby uczyła się języków obcych i gry na fortepianie. Oprócz
nauki, nie miała innych obowiązków. Lubiła czytać, głównie
romanse i marzyła o tym, o czym marzą wszystkie dziewczyny, czyli o
miłości.
Aby
ukochana jedynaczka się nie przemęczała, do prowadzenia domu
zatrudnił gosposię. Rozpieszczał
ją jak mógł.
-
Wiesz, Róża,
ty to masz życie usłane różami
– zazdrościły jej koleżanki.
Dobrobyt
jej nie zepsuł – była miła, otwarta, grzeczna, nie sprawiała
ojcu kłopotów. Wszyscy chwalili ją za uprzejmość i dobre
maniery.
-
To dobra dziewczyna
– mówiono.
Gdy
tylko ojciec miał czas, siadywali w salonie, wspominając dawne
czasy, a ona grała na pianinie i śpiewała ulubioną piosenkę o
tym, że nie da się zapomnieć.
–
I
dzięki tej piosence wiele lat później poznałam swojego przyszłego
męża, Karola – uśmiechnęła się do wspomnień.
Przed
oczami stanęła jej niewielka księgarnia przy bocznej uliczce, do
której często zaglądała. Była
córką zamożnego człowieka, więc mogła pozwolić sobie nawet na
kosztowne zakupy. Przyzwyczaiła się do tego, że dostaje to, na co
ma ochotę.
-
Byłam pierwsza – zawołała gniewnie, gdy oboje równocześnie
sięgnęli po ostatnią płytę z piosenkami z przedwojennych filmów.
-
Nieprawda, – zaprzeczył – ale jestem gotów ustąpić, jeśli
umówi się pani ze mną na kawę – dodał ze śmiechem.
Zaczerwieniła
się jak róża,
usłyszawszy te słowa. Jeszcze i teraz to wspomnienie wywoływało
uśmiech na jej twarzy.
Oczywiście
poszła z nim na tę kawę. Jako
młodziutka dziewczyna była ufna i trochę naiwna. Nawet nie
myślała, że ktoś mógłby zrobić jej krzywdę. Do tej pory nie
spotykała się z chłopakami, bo ojciec sobie tego nie życzył,
uważając, że nikt nie jest dla niej odpowiedni.
Po
drodze Karol zerwał z krzaka ledwie rozkwitłą różę
i podarował jej.
-
Róża
dla Róży
– przyklękając na jedno kolano, teatralnym gestem podał jej
kwiat.
Wysoki
i przystojny, spodobał się jej. Był miły, inteligentny i z pasją
opowiadał o muzyce.
Był studentem tak jak ona. Okazał się czarującym chłopakiem,
więc bez większych oporów zgodziła się na jego propozycję, aby
podzielić się kupioną płytą. W jednym tygodniu słuchałaby jej
ona, a w drugim cieszyłby się nią on.
Początkowo
spotykali się co tydzień, aby przekazać sobie płytę. Spotkania
te nie trwały długo, bo Karol nie mógł poświęcić jej zbyt
wiele czasu. Był
bardzo biedny. Studiował i tworzył, jednocześnie pracując na
swoje utrzymanie.
W
czasie wojny stracił oboje rodziców, więc wychowywał się w domu
dziecka. Od rozpaczy
ratowało go tylko to, że
od wczesnego
dzieciństwa kochał muzykę.
-
Byłem takim Jankiem
Muzykantem –
żartował, opowiadając o sobie.
Do
studiowania namówili go nauczyciele, którzy poznali się na jego
talencie. Egzaminy wstępne do konserwatorium zdał śpiewająco i
został przyjęty. Mieszkał
w maleńkim, skromnie umeblowanym pokoiku, który wynajmował,
płacąc właścicielom lekcjami muzyki udzielanymi ich dziecku.
Róża
czule musnęła palcami fotografię Karola, kontynuując swoją
podróż sentymentalną
Spotykali
się coraz częściej. Zrodziła się miłość. Taka prawdziwa,
która nie zważa na nic, więc zapragnęła, aby dwaj najważniejsi
mężczyźni w jej życiu poznali się i polubili. Ale wszystko
poszło nie tak.
Pamięta,
jak w końcu przyprowadziła go do domu i przedstawiła ojcu. To była
katastrofa. Karol w
swoim skromnym, znoszonym ubraniu w jej bogatym, pełnym kosztownych
mebli mieszkaniu czuł się niepewnie.
Peszyła go też gosposia podająca do stołu. A ojciec odnosił się
do niego lekceważąco.
Jeszcze
dziś, chociaż minęło tyle lat, czuła smutek i rozgoryczenie z
powodu reakcji ojca, który stanowczo nie zgadzał się na ich
związek.
-
To nie jest mąż dla ciebie. Należy
do takich ludzi bez
jutra –
perswadował. – Zostanie najwyżej nauczycielem muzyki i będzie
zarabiał poniżej średniej krajowej. A
ty jesteś przyzwyczajona do lepszego życia.
Róża
protestowała. W czasie jednej z kłótni usłyszała:
-
Wybieraj: on albo ja.
Wybrała
i nigdy tego nie żałowała, chociaż za swoją decyzję zapłaciła
wysoką cenę. Ojciec zerwał z nią wszelkie kontakty.
Karol
oświadczył się jej, nie mogło przecież być inaczej, przy
dźwiękach piosenki „Już nie zapomnisz mnie”, której nie
zabrakło także na skromnym weselu.
Oboje
kochali stare przeboje, szczególnie te z lat 30-tych. W prezencie
ślubnym dostali od przyjaciół nowoczesny adapter i kilka płyt.
Często wieczorami zapraszali znajomych, puszczali płyty i tańczyli.
Karol
rzeczywiście, tak jak przepowiedział jej ojciec,
znalazł pracę w
szkole. Dzieci uwielbiały jego lekcje. Młody muzyk założył chór
i zespól wokalny, które cieszyły się w szkole dużą
popularnością. Nie zaniedbywał przy tym własnej twórczości. Nie
zarabiał wiele, ale jej to nie przeszkadzało.
Pomimo niedostatku rozkwitła jak róża.
Wreszcie
wygrał prestiżowy konkurs dla młodych kompozytorów i zaczęło
być o nim głośno w mediach. Kompozycja stała się wielkim
przebojem. Posypały się zaproszenia na festiwale i zamówienia na
piosenki. Z dnia na dzień Karol zyskał sławę i pieniądze.
Gdy
musiał wyjechać, dzwonił do niej codziennie i przez telefon
śpiewał tę piosenkę o miłości i pamiętaniu, dzięki której
się poznali.
Kupili
sobie pierwszy samochód i gdy tylko mogli pędzili nim po drogach,
śpiewając ukochaną piosenkę. Można powiedzieć, że stał się
ich pałacem na
kółkach.
-
Mój Boże, jakie to były cudowne czasy – pomyślała i powiodła
wzrokiem po zgromadzonej kolekcji płyt ustawionych na półkach
regału. Z każdą wiązała się jakaś historia.
Karol
wiedział, że jej ulubioną piosenką jest ta zatytułowana „Już
nie zapomnisz mnie”, więc przy różnych okazjach obdarowywał ją
płytami, a potem kasetami, na których była nagrana przez różnych
wykonawców.
-
Tę dał mi w pierwszą rocznicę ślubu – przypomniała sobie,
patrząc na obwolutę. – I tu śpiewa Mieczysław Fogg. A tę
dostałam na imieniny, tu wykonawcą jest Połomski. A tę dostałam
od ojca …
Róża
założyła okulary, popatrzyła na stojącą na półce fotografię
i wróciła do wspomnień.
Pewnego
dnia zadzwonił telefon. I jeszcze raz okazało się, że piosenka
miała rację. To był ojciec.
Początkowo
nie chciała z nim rozmawiać, odkładała słuchawkę, gdy usłyszała
jego głos. Więc użył podstępu. Gdy odbierała, nie mówił nic,
tylko puszczał tę piosenkę o pamiętaniu, o tym, że nie można
zapomnieć kogoś, kogo się kochało. Dziś nazwałaby to
manipulacją, wtedy ….
Zgodziła
się na rozmowę. Spotkali się w kawiarni. Przyszedł z bukietem róż
i kasetą magnetofonową. Przepraszał. Mówił, że się mylił co
do Karola.
-
Szkoda, że zrozumiał to dopiero wtedy, gdy
stał się on
sławny i bogaty – pomyślała, ale przebaczyła. A
i Karol nie
chował urazy.
Róża
odłożyła album. Włączyła magnetofon, żeby znowu posłuchać
piosenki, która wywołała lawinę wspomnień.
-
To doświadczenie z ojcem powinno nas czegoś nauczyć – pomyślała.
– A nie nauczyło niczego.
Z
zażenowaniem przypomniała sobie, że gdy ich córka zakochała się
w początkującym informatyku z małego miasteczka, też nie byli
zachwyceni ani chłopakiem, ani jego rodziną. Próbowali
wyperswadować dziewczynie ten związek. Dopiero, gdy okazało się,
że jej wybranek jest współtwórcą kultowej gry komputerowej,
zmienili zdanie.
-
Chyba jakieś fatum wisi nad naszą rodziną – Róża przypomniała
sobie łzy wnuczki, która nie dalej jak kilka dni temu wypłakiwała
się przed nią, bo rodzice zabronili jej spotykać się z
początkującym aktorem, chłopakiem pochodzącym ze wsi. Zakochana
dziewczyna nazywała go geniuszem
sceny.
-
Do licha – zdenerwowała się. – Czy oni już nie pamiętają, co
to znaczy kochać? I że zgodnie ze słowami piosenki, którą tyle
razy razem śpiewali, prawdziwej miłości nie da się zapomnieć.
Czas to zmienić.
Wyłączyła
magnetofon i zdecydowanym ruchem sięgnęła po telefon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz