-->

wtorek, 18 czerwca 2019

*4 Oceny Od miłości nikt się nie wykręci

Oceny pracy Od miłości nikt się nie wykręci Katarzyna Chojnacka-Musiał (248 punktów)

Astroni

Bohaterowie 5,5/10 pkt.
Ciekawa sprawa, bo są tu aż cztery postacie nadające się do oceny za interpretację – oprócz wybranych przez autorkę Jerzego Piątka (w opowiadaniu zabawnie przechrzczony na Anatola Wtorka) i Joasi Wiśniewskiej (tutaj: Irmina) są jeszcze mecenas Jerzy Karwat i radca Mączyński. Łatwo zobaczyć w nich dwóch najważniejszych męskich bohaterów z Dwóch Joasi, tj. mecenasa Roberta Rostalskiego i radcę Hilarego Licherkiewicza, co samo przez się nadaje historii charakter i osadzenie w czasoprzestrzeni. Do takiego stopnia wręcz, że to tę chemię między filmową Joasią-Irminą a Robertem-Jerzym chciałoby się odruchowo oceniać, a która bez oporu przechodzi na opowiadanie prosto z filmu. Autorka jednak wyznaczyła sobie za zadanie zaprzyjaźnienie z tą rzeczywistością postaci z filmu Sportowiec mimo woli, w związku z czym to właśnie pana Wtorka oceniać należy.
Który niestety... jest chyba najsłabszym elementem Od miłości nikt się nie wykręci…, bo to w jakich okolicznościach i z jakim zachowaniem go poznajemy, nijak ma się do ułożonej osoby sportowca Piątka. Cytaty cytatami, ale co broniło autorce samym opisem jakoś szerzej zarysować obraz tej postaci? Jej zawód, popularność czy sposób myślenia? A tak mamy tylko osobliwego imprezowicza, który magicznie znalazł się w gabinecie swojego przyjaciela – nie da się więc dać więcej niż 1 punkt. Na drugim biegunie natomiast mamy pannę Irminę, która wspaniale okazuje wszystkie charakterystyki swojego pierwowzoru od nieporadności po zapatrzenie w pana Karwata. Jej dziecinne wtrącenia na temat jego urody, jej podchody oraz marzenia o zaproszeniu na kawę pięknie zamieniają nam dramatyczne nieco starania filmowej dziewczyny w wesołe urozmaicenie, co bardzo wychodzi na plus. Autorka poprzez postać Irminy naprawdę imponująco oddała przerysowany do kreskówkowości styl komedii początków XX wieku, a jednocześnie wciąż prowadziła wdzięczną i rzeczową narrację. Narrację również należącą do Irminy, dzięki czemu właśnie tak dobrze możemy poznać i zżyć się z tą postacią. Starania w prowadzeniu podsłuchu są naprawdę niesamowite, a dialogi parokrotnie wywołały u mnie uśmiech:
„A może jednak usłyszę? Przecież klamkę i dziurkę od klucza również należałoby wypolerować…”
To jest genialne!
„Ujęłam w dłoń miotełkę do kurzu i ruszyłam na podbój niewidocznych pajęczyn w otoczeniu gabinetu Karwata. (...)
Pajęczyny, nawet te niewidoczne, w końcu zostały uprzątnięte (...)”
A to jeszcze lepsze X)
Godne pochwał jest też moim zdaniem przejście z sekretarki jeszcze o poziom niżej w hierarchii, do sprzątaczki, co czyni Irminę jeszcze mniej zauważalną i wolną od sztywnych reguł, a do tego zdaje się pięknie sugerować, że to przemęczoną bibliotekarkę poniosła w snach wyobraźnia.
Jedyny zgrzyt pojawia się przy nagłym i niespodziewanym widzimisię Irminy, co by dokuczyć swemu wyśnionemu, które może mówi nam coś o postaci Karwata, ale dalszych konsekwencji w fabule czy nawet zarysie osobowości Wtorka nie ma żadnych. Czyżby autorka chciała po prostu przedstawić alternatywną wersję przebiegu przebieranek z Dwóch Joaś? O wiele lepiej wypadłyby one jednak, gdyby cokolwiek dodały do wątku głównego, więc od pięknie wypracowanego 5/5 odejmę jednak pół punktu.

Słowa kluczowe 6/6 pkt.

Słowa kluczowe wyglądają w tekście tak, jak powinny – niby nie pełniące żadnej głębszej funkcji, a jednak w pełni wpisujące się w to, co się aktualnie dzieje w tekście, nie wybijające z akcji, a niekiedy też (jak przy dwa dni w raju) nadające sympatycznego kolorytu wypowiedziom. Cieszy mnie też wykorzystanie słowa róża, które mogło skończyć jako mało odkrywcze nawiązanie do kwiatu, który Robert zachował sobie na pamiątkę po spotkaniu, a tymczasem stało się częścią jednej z uroczych fantazji o drożdżowych rogalikach z konfiturą różaną.

Fabuła 7/10 pkt.

Opowiadanie jest pełne wdzięku filmów lat dwudziestych, zwłaszcza z ich stylem komedii pomyłek, gdzie każda niejasność prowadzi do brzemiennego w skutkach nieporozumienia, a ilość bałaganu wokół każdego drobiazgu urastała do rangi absurdu. Wyświechtany gag z niedokładnym podsłuchiwaniem przez drzwi staje się tutaj głównym źródłem komunikacji, pod które wszystko zostaje podporządkowane, a wizje ożenku pojawiają się same jak grzyby po deszczu. Może nie jestem częstym czytelnikiem starych powieści (poza może Karierą Nikodema Dyzmy), ale, co ciekawe, dla mnie to opowiadanie rzeczywiście przypomina fragmencik wyjęty z jakiejś starej książki. Z książki, nie, jak chciała autorka, z pamiętnika, co moim zdaniem tylko potwierdza, że nie mamy do czynienia z samą zawartością zeszyciku, ale ze snem czytającej. W takich warunkach sama fabuła schodzi na dalszy plan, czego moim zdaniem autorka była świadoma, nie celując w pełną zwrotów akcji grę o wielką stawkę, a zamiast tego bawiąc się codziennością pewnej wścibskiej osóbki, dając jej mnóstwo miejsca na popełnianie głupkowatych błędów i piętrząc kolejne przeszkody na drodze do jej wielkiego małego planu.
Dzięki pocieszności formy łatwo umyka to, że patrząc „na sucho” w treści wiele rzeczy przydałoby się doszlifować i wyjaśnić, a co najgorsze najlepsze atrakcje, które mogłyby dziać się na naszych oczach, poznajemy dopiero wylistowane na końcu przez pana Wtorka. Dziwnie rozłożone napięcie bierze się właściwie z bezzasadnego i ciągłego dziwienia się i histeryzowania postaci bez większego powodu, a same postaci... trochę jakby żyły własnym życiem – jeśli autorka zna je z filmu, to wypadają dobrze, ale jeśli wypadałoby wymusić na nich trochę większą konsekwencję fabularną, to jest kłopot i tak oto mamy pannę Irminę nagle wpadająca do kancelarii w sukni dla samego wpadnięcia albo wściekającego się na wstępie i nie wiadomo o co pana Mączyńskiego (co dziwnie wypada razem z pochwałą za uprzejmość w tym samym akapicie).
Albo wnioski z jednego z podsłuchów:
„- Rozumie pan?...
- Nie rozumiem (...)”
I ja też nie. Wnioski, które wysnuła pani Irmina były niezwykle odległe – mecenas ma się żenić? Ja zrozumiałam, że miał on bardziej coś w sprawie ślubu (między Florą a jakąś inną osobą trzecią) zdziałać i, jak się okazało później, miałam rację.
Aż niezwykłe jest, że w fabule pt. „Pani Irmina stara się poznać perypetie miłosne swoich przełożonych” mogło zmieścić się tyle niedociągnięć, ale częściowo są one wymuszone przez miniaturkową, komediową formę, która bez nich nie byłaby aż tak jaskrawa i prostoduszna.

Logika 6/10 pkt.
Jak już wspomniałam, wiele bezsensów wynika tu z samej idei opowiadania, ale są też i drobiazgi, które w mniejszym lub większym stopniu dało się ogarnąć bez szkody dla biegu komediowych popisów:
„Przyglądałam się mężczyznom przycupnąwszy nieopodal ogromnego zegara, stojącego w kącie gabinetu. Automatycznie przecierałam ramę wiszącego na ścianie obrazu szmatką, lecz co i rusz zerkałam w stronę mężczyzn”.
Przecierała obraz z przykucnięcia? Musiał to być bardzo nisko wiszący obraz.
„- O czym ty mówisz? Co się stało? – dopytywał Karwat równocześnie nalewając wody do szklanki i podając ją Florze”.
I tu głupie pytanie techniczne – ile wody było w tym niedużym dzbanku? Bo wypito z niego co najmniej trzy pełne szklanki i ciut ciut.
„Obserwowałam wszystko zza wciąż otwartych szeroko drzwi”.
Hmm, nie. Chwilę wcześniej mamy:
„postanowiłam zakończyć na dzisiaj porządki w gabinecie Karwata. Nie zdążyłam jednak nacisnąć klamki, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się (...)”, do akcji wkroczyła Flora i Irmina została tak jak stała, a o wychodzeniu „mimo wszystko” nic nie było. A szkoda, bo ta dziura w narracji trochę psuje nam wyobrażenie sytuacji.
„Nie mogłam uwierzyć, że ktoś mógł zakochać się we… Florze?”
No jak nie, przecież dzień wcześniej automatycznie założyła, że zakochał się w niej mecenas Karwat (a przynajmniej, że miał się z nią żenić, jeśli to nie na jedno wychodzi).
„Co z tym wszystkim ma wspólnego mój młodszy kolega? – starszy pan nie przyznawał się wprawdzie głośno, ale jednak obawiał się mogących nastąpić zmian, których efektem mogłaby być jego… emerytura!”
Nie rozumiem, dlaczego? Cokolwiek nie miało się przydarzyć mecenasowi, nie implikowałoby automatyczne wysłanie radcy na emeryturę.
„Problem w tym, że kiedy próbowałem o tym z nią porozmawiać, zrozumiała, że to JA proszę ją o rękę i… no sami rozumiecie, trochę się zdenerwowała, gdy wyjaśniłem jej tę pomyłkę”.
Mimo wszystko, nawet wziąwszy pod uwagę chaotyczny styl tamtych filmów, ciężko mi to sobie wyobrazić. Czyżby też dyskutowali przez drzwi?
„- Co to ma znaczyć?! – w głosie, który usłyszałam w następnej sekundzie, pobrzmiewał gniew. - Wchodzisz tutaj, jak do obory!”
Tak mówi do nas mężczyzna, który, jak dowiadujemy się dwa akapity dalej, cierpi na obezwładniającego kaca, z moja miła błaga o szklankę wody i to w ogóle nawet nie jest jego gabinet.
Nie każdy czytelnik ma obowiązek przebijać się przez grubą warstwę komediową, żeby szukać właściwego sensu w opowiadaniu, ale uważam, że sam autor nie może rezygnować z tego obowiązku.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 5/5 pkt.
Dawno nie widziałam tak długiego tekstu, który nie zawierałby żadnej literówki! (A nikt nie jest nieomylny i nie wykluczam, że nawet w moich recenzjach da się parę wyłapać.) Nie zauważyłam także żadnej bzdurki językowej, jak użycie słowa w niepoprawnej konstrukcji słownej. Ukuł mnie jedynie niesforny lok potraktowany jak nierozerwalny idiom, którego nie można zastąpić np. spadającym kosmykiem, ale kto by się tam czepiał jednego wytartego powtórzenia.
Same plusy, gratuluję!

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 4/5 pkt.
Tutaj jest już troszeczkę gorzej. Zdarzyło się raz czy dwa, że wynotowałam brak przecinka, a do tego... Wygląda na to, że istną wiedzą tajemną jest to, jak zapisywać dialogi i jaką „kreską” je otwierać. Obecność łączników i myślników wyraźnie zależna jest tutaj od zachcianek edytora tekstu, który zazwyczaj automatycznie przerabia pierwsze na drugie, jeśli otoczyć je spacjami. Do tego oczywiście nie jest tu znana zasada, że jedynie czynności wytwarzania słów piszemy za myślnikiem małą literą (nie stawiając przez nim kropki), natomiast pozostałe wielką (poprzedzając myślnik kropką), tak więc przykładowo:
„- Najmocniej przepraszam, panie mecenasie, nie spodziewałam się, że będzie pan wychodził zaraz po tym, jak panna Flora… - spąsowiałam w jednej chwili (...)”
czy też:
„- Rozumiem, dziecko, znikaj, jeśli musisz – Mączyński zaśmiał się z całej tej sytuacji.”
Nie są poprawne.
Zdarzały się też chwile zagubienia w tym, gdzie powinno być przejście do kolejnego wiersza.
„- Cóż za niedołęga z pani, no! – rzucił Karwat zniecierpliwiony. - No, gdzie pani jest? – podszedł szybko do ściany i zajrzał do wnęki.
- O, tutaj są akta! – wyprowadził mnie zza ruchomego regału (...)”
Być może przed „O, tutaj są akta!” planowana była jakaś narracja opisowa (która, nawiasem mówiąc, bardzo by się przydała), ale skoro jej nie ma, to nie ma też miejsca na łamanie linii, bo przecież monolog należy cały czas do jednej osoby.
Podczas gdy tutaj:
„- Kochany, no jak to? Ja nie rozumiem! To wprost niedorzeczne! – niski głos mężczyzny nie przebijał się już tak łatwo przez grube dębowe drzwi, więc nie słyszałam udzielanych kobiecie odpowiedzi. „
Nie, tak się nie pisze. Kontynuacja za myślnikiem w tej samej linii powoduje wrażenie, że to mężczyzna mówi. Dopiero z treści dowiadujemy się, że nie, że jego słów słychać nie było, tak więc najwyraźniej podana treść to zdanie wypowiedziane przez jego rozmówczynię, a więc opis mowy mężczyzny powinien być oddzielony... Tak więc enter, a już na pewno wielka litera.
Tyle o dialogach. Ale są również liczby – kolejna słabość średnio-zaawansowanych pisarzy:
„- Zechce pani zdjąć tam z półki akty numer 103, 104…”
Jeżeli nie mamy do czynienia z latami lub datami, to liczby (jakkolwiek byłoby to nieporęczne) piszemy słownie, niestety.
Za każdy z problemów dałabym połówkę, więc 4 punkty.

Razem: 33,5/50 punktów.

Kvist


Bohaterowie 9/10 pkt.

Bohaterowie zostali przedstawieni bardzo dobrze; są charakterystyczni i odróżniają się od siebie swoim zachowaniem, nawet gdy pojawiają się jedynie epizodycznie (np. Flora). Podoba mi się także zachowanie głównej postaci – niby jest tylko sprzątaczką, ale trochę mimowolnie zdradza, że jej życie wyglądało kiedyś inaczej.
Przeszkadzała mi tylko nieco jej hipokryzja – z jednej strony krytykowała Florę za to, że szukała życia u boku przystojnego mężczyzny, a z drugiej sama miała nadzieję, że Karwat ją gdzieś zaprosi. Poza tym jednak wszystko wyszło naprawdę dobrze.

Słowa kluczowe 6/6 pkt.
Wszystkie wymagane słowa kluczowe pojawiły się w opowiadaniu.

Fabuła 8/10 pkt.

Sama fabuła jest dość banalna – nieporozumienie wywołane niedokładnym podsłuchaniem czegoś (taki trochę głuchy telefon). Jednak dzięki całkiem niezłej formie, lekkiemu nastrojowi i zapadającym w pamięć bohaterom, nie zwraca się na to aż takiej uwagi, a całe opowiadanie czyta się naprawdę przyjemnie.
Zwrot akcji na końcu również zasługuje na plus.

Logika 10/10 pkt.

Pod kątem logiki nie mam opowiadaniu nic do zarzucenia; wszystkie przedstawione wydarzenia mają, potocznie mówiąc, „ręce i nogi”. Stanowią one także zamkniętą całość, nie ma żadnych niedomówień czy dziur w fabule i logice. Dobra robota.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 3,5/5 pkt.
Oprócz sformułowania „świecić jasnym blaskiem” językowo opowiadanie wypada bardzo dobrze, czytało mi się je bardzo przyjemnie. Większe zastrzeżenie budzi częste mieszanie czasów w obrębie jednego zdania.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 2/5 pkt.
Miejscami brak przecinków w zdaniach złożonych oraz przejść do nowego akapitu przy zmianie myśli (również w dialogach). W dalszej części opowiadania brakowało także wcięć akapitowych.

Dialogi zaczynają się od dywizów, a nie półpauz. Słowa, które przedstawiają zachowanie postaci oraz które nie opisują sposobu mówienia, powinny zaczynać się wielką literą. Poza tym liczby w dialogach zapisuje się słownie.

Punkty dodatkowe 1/4 pkt.
Punkt za zapadających w pamięć bohaterów.

Razem: 39,5/50 punktów.

Lee Blanck

Bohaterowie 8/10 pkt.
Pięć za Irminę, trzy za Karwata. Postać Irminy pokazana bardziej szczegółowo.

Słowa kluczowe 5/6 pkt.
Słowa kluczowe wplecione w tekst w ciekawy sposób. Brak punktu za nawiązanie do róży, mało interesujące nawiązanie.

Fabuła 7/10 pkt.
Pomysł opowiadania ciekawy, ale akcja toczy się wolno. Ciekawa puenta na końcu.

Logika 10/10 pkt.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 5/5 pkt.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 5/5 pkt.

+ 2 pkt dodatkowe.

Za interesujące zakończenie.

Razem: 42/50 punktów.



Nekota Lee

Bohaterowie 10/10 pkt.
Bohaterowie w opowiadaniu "Od miłości nikt się nie wykręci" wzorowani są na Jerzym Piątku (Aleksander Żabczyński) i Joasi Wiśniewskiej (Jadwiga Smosarska). Interpretacja bohaterów jest ciekawa, a ich zachowania rozpisane z psychologiczną poprawnością.

Słowa kluczowe 5,5/6 pkt.
Chociaż wszystkie wymogi są spełnione, były momenty, kiedy słowa dialogów były ciut wymuszone właśnie przez słowa kluczowe. Niemniej całość jest zachowana całkiem sensownie, więc 5,5 punktu na 6.

Fabuła 10/10 pkt.
Lekka, przyjemna lektura, niewyróżniająca się niczym szczególnym. Autorka ma ładnie wyrobiony styl, co dodatkowo uprzyjemnia czytanie. Pomysł nie jest może wywrotowy, ale dobrze zrealizowany, a akcja opowiadania rozwija się w miarę dynamicznie.

Logika 10/10 pkt.
Nie wypatrzyłam żadnego błędu logicznego. W kilku miejscach autorka czekała z wyjaśnieniem pewnych sytuacji, zręcznie podsycając ciekawość czytelnika. Nie zostawiła również żadnych luk, które zaszkodziłyby czytelnikowi w zrozumieniu fabuły.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 5/5 pkt.
Żaden rażący ani nawet drobny błąd nie wepchnął mi się przed oczy, więc przyznaję 5 punktów na 5.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 3/5 pkt.
Jestem w stanie wybaczyć kilka niewielkich błędów interpunkcyjnych, zwłaszcza, że oprawa graficzna jest całkiem schludna. Niestety, została jeszcze kwestia zapisu dialogów. Dywiz zamiast myślnika rozpoczynający kwestię, na zakończenie kwestii na zmianę dywiz lub półpauza - to również są drobne błędy, o których na dobrą sprawę prawie się nie mówi, ale nie zmienia to faktu, że to wciąż błędy.

Punkty dodatkowe 2/4 pkt.
Nie jest to najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek czytałam, ale nie jest ono również najgorsze. Pracę oceniam jako bardzo dobrą, ale jak już wspomniałam - nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dlatego przyznaję 2 punkty na 4.

Razem: 45,5/50 punktów.



Soturi

Bohaterowie 8/10 pkt.
Bohaterka wzorowana na Joasi zdecydowanie odgrywa tutaj kluczową rolę. Bardzo podoba mi się jej postać, bo jest stworzona według zasady „pokaż, nie opisuj”. Mamy jakiś podstawowy opis zewnętrzny, ale to na charakterze i historii bohaterki skupiła się autorka. Wiemy zatem, że Irmina jest ciekawska i znamy powody, dla których jej życie potoczyło się w dany sposób.
Bohatera męskiego jest już zdecydowanie mniej, ale jest on charakterny i autorka także w ciekawy sposób potrafiła przedstawić jego historię i styl bycia. Mały minusik za zauważony błąd w wypowiedzi.

Słowa kluczowe 5,5/6 pkt.
Słowa kluczowe są ciekawie wplecione i pasują do całego klimatu i charakteru opowieści. „Róża” też użyta w ciekawym kontekście, jednak po przeczytaniu tekstu musiałam do niego wrócić, by znaleźć ten fragment, dlatego że jakoś mi tej róży mało.

Fabuła 8/10 pkt.
Opowiadanie podobało mi się od początku do końca. Autorka wykorzystała może nieco oklepany pomysł, ale stworzyła z tego wiarygodną historię, którą chciało się czytać. Odejmuję nieco punktów za kilka rozpoczętych wątków, które mi się nieco gryzą i które wymagałyby kontynuacji.
Autorka umiejętnie wciągnęła czytelnika w odpowiedni klimat, szczególnie za pomocą dialogów i charyzmatycznych postaci.

Logika 9/10 pkt.
Opowiadanie jest prowadzone konsekwentnie i nie doszukiwałabym się tam błędów logicznych. Podobało mi się wtrącenie o modnym kolorze sukienki czy szczegóły takie jak pasta do polerowania klamek. Zastanawia mnie jedynie końcówka, kiedy panowie kłócą się na korytarzu, a mecenas Mączyński zaprasza wszystkich, łącznie z Irminą, do swojego gabinetu. Nie jestem pewna, czy w takiej sytuacji w tamtych czasach kobieta zostałaby zaproszona do takiej rozmowy.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 5/5 pkt.
Żadne większe błędy nie rzuciły mi się w oczy.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 4/5 pkt.
Były małe błędy w zapisie dialogów i przy użyciu wielokropka.

Punkty dodatkowe 4/4 pkt.
Praca mi się zwyczajnie podobała i został w niej stworzony ciekawy klimat.

Razem: 43,5 punktów.

Vess

Bohaterowie 8/10 pkt.
Historii Joasi jest tu zdecydowanie więcej niż Jerzego. Ona – jak wyjęta z filmu, jego zaś jest niewiele prócz nazwiska. Jest też drobny błąd – użycie kwestii dialogowej, która należała do innego bohatera.

Słowa kluczowe 6/6 pkt.
Róża jako nadzienie do rogalików – zaskakująca. Reszta użyta na tyle zgrabnie, że łatwo było po prostu nad nimi przeskoczyć.

Fabuła 9/10 pkt.
Do ostatniego akapitu byłam przekonana, że napiszę tu, iż klamra bibliotekarki wokół całej akcji była zupełnie niepotrzebna – wciąż uważam, że nie była konieczna i opowieść byłaby czystsza bez niej, natomiast zdecydowanie została dobrze wybroniona samą końcówką! Jeśli zaś chodzi o historię wewnętrzną – wszystko ma tam sens, jest ciekawe i dobrze się czyta. Czego chcieć więcej?

Logika 10/10 pkt.
Nie mam żadnych problemów z logiką w tym opowiadaniu.

Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna 5/5 pkt.
Nie zauważyłam problemów z językiem. Wszystko brzmi i wygląda zgrabnie.

Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna 4/5 pkt.

Miast dywiz dialogi powinny być poprzedzane półpauzami, drobny to błąd, ale warty uwagi na przyszłość. Formatowanie i zapis w porządku.

Punkty dodatkowe 2/4 pkt.
Praca jest nadzwyczaj spójna, szczególnie jeśli chodzi o wewnętrzną część. Pod koniec zaskakująca, i to dwukrotnie – najpierw gdy kończy się historia wewnętrzna, potem całość opowieści.

Razem: 44/50 punktów.

7 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za tak wnikliwą ocenę mojego opowiadania. Muszę przyznać, że po raz pierwszy brałam udział w konkursie, w którym należało pamiętać o tak wielu zasadach, wykorzystać konkretne słowa, zwroty czy dialogi i jeszcze oznaczyć je w tekście. Zdecydowanie utrudniało mi to pisanie. W rezultacie, zamiast przyjemności z tworzenia, odczułam raczej ulgę, kiedy wysłałam w końcu pracę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Astroni/1
    Bohaterowie
    "Cytaty cytatami, ale co broniło autorce samym opisem jakoś szerzej zarysować obraz tej postaci?"
    - Wtorek jest postacią drugoplanową i sądzę, że jest wyrazisty. To, co powinniśmy o nim wiedzieć, wynika z jego zachowania i wypowiedzi. Pisząc teksty nie podaję czytelnikowi wszystkiego na tacy :) Może powinnam była wybrać Karwata na drugą postać do oceny.
    „osobliwego imprezowicza, który magicznie znalazł się w gabinecie swojego przyjaciela”
    - Niekoniecznie magicznie. Wystarczyło dać trochę pieniędzy odźwiernemu, który go wpuścił. Tak sobie to wyobrażałam, ale faktycznie, nie napisałam o tym.
    „nagłym i niespodziewanym widzimisię Irminy,”
    - To nie było widzimisię, tylko chęć utarcia trochę nosa mecenasowi. Taka próba pokazania mężczyźnie, że jego też ktoś może potraktować z góry. Taka nauczka.
    Fabuła
    „mamy pannę Irminę nagle wpadająca do kancelarii w sukni dla samego wpadnięcia”
    - O tym pisałam w odpowiedzi wyżej :)
    „wściekającego się na wstępie i nie wiadomo o co pana Mączyńskiego (co dziwnie wypada razem z pochwałą za uprzejmość w tym samym akapicie).”
    - Każdy może mieć gorszy dzień i wściekać się o nic. Mecenas jest już wiekowym człowiekiem, a pracy ma dużo. Pokazałam po prostu, że trochę go te papiery przerastają momentami. Jak wspomniałam wyżej, zazwyczaj nie opisuję wszystkiego wprost.
    „- Rozumie pan?...
    - Nie rozumiem (...)”
    I ja też nie. Wnioski, które wysnuła pani Irmina były niezwykle odległe – mecenas ma się żenić? Ja zrozumiałam, że miał on bardziej coś w sprawie ślubu (między Florą a jakąś inną osobą trzecią) zdziałać i, jak się okazało później, miałam rację."
    - A panna Irmina zrozumiała inaczej :) Niezbadane są ścieżki kobiecej dedukcji ;)
    „Aż niezwykłe jest, że w fabule pt. „Pani Irmina stara się poznać perypetie miłosne swoich przełożonych” mogło zmieścić się tyle niedociągnięć, ale częściowo są one wymuszone przez miniaturkową, komediową formę, która bez nich nie byłaby aż tak jaskrawa i prostoduszna.”
    - Czy ja wiem, czy takie niezwykłe? Miniaturowa forma łatwa nie jest i trudno w niej umieścić wszystko. Nie piszę tego typu tekstów na co dzień, więc było to spore wyzwanie, utrudniane dodatkowo BARDZO przez ciągłe pilnowanie tych wszystkich zasad, bez których tekst nie zostałby dopuszczony do konkursu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Astroni/2

    „Przecierała obraz z przykucnięcia? Musiał to być bardzo nisko wiszący obraz.”
    - Zmienia postać rzeczy to, iż przycupnięcie to również (używane potocznie) ukrycie się. Wtedy obraz może sobie wisieć spokojnie na właściwej wysokości :)
    „I tu głupie pytanie techniczne – ile wody było w tym niedużym dzbanku? Bo wypito z niego co najmniej trzy pełne szklanki i ciut ciut.”
    - Ja również zwracam uwagę na takie niuanse. Nie widziałam sensu opisywania wyglądu szklanek, ale w takim kompleciku z dzbankiem w gabinecie widziałam raczej szklaneczki wielkości literatek, a nie standardowe szklanki do herbaty. Wtedy spokojnie wystarczyłoby wody, gdyby dzbanek miał, powiedzmy, pojemność max. półtora litra.
    „o wychodzeniu „mimo wszystko” nic nie było. A szkoda, bo ta dziura w narracji trochę psuje nam wyobrażenie sytuacji.”
    - Faktycznie, założyłam to z góry, że kiedy Flora wpadła do gabinetu, Irmina wycofała się z niego, ale nie napisałam o tym.
    „Nie mogłam uwierzyć, że ktoś mógł zakochać się we… Florze?”
    No jak nie, przecież dzień wcześniej automatycznie założyła, że zakochał się w niej mecenas Karwat (a przynajmniej, że miał się z nią żenić, jeśli to nie na jedno wychodzi).”
    - Kobieta zmienną jest :D
    "Nie rozumiem, dlaczego? Cokolwiek nie miało się przydarzyć mecenasowi, nie implikowałoby automatyczne wysłanie radcy na emeryturę.’
    - Jasne, nie implikowałoby automatycznie wysłania radcy na emeryturę, ale starsi ludzie, jeszcze pracujący, często mają tego typu obawy. Nie wszyscy marzą o odpoczynku na emeryturze, ponieważ obawiają się tego, iż po przejściu na nią, staną się niepotrzebni, samotni, zapomniani.
    „Mimo wszystko, nawet wziąwszy pod uwagę chaotyczny styl tamtych filmów, ciężko mi to sobie wyobrazić. Czyżby też dyskutowali przez drzwi?”
    - Tworząc Florę, nadałam jej cechy osoby chaotycznej i dość histerycznej, przejmującej się każdym drobiazgiem. W tej sytuacji założyłam, że mogła tak zrozumieć nieudolne próby Karwata, który zabierał się z pewnością do wyjaśniania jej całej sytuacji na okrętkę.
    „Wchodzisz tutaj, jak do obory!”
    Tak mówi do nas mężczyzna, który, jak dowiadujemy się dwa akapity dalej, cierpi na obezwładniającego kaca, z moja miła błaga o szklankę wody i to w ogóle nawet nie jest jego gabinet.”
    - Nie jest, ale Wtorek czuje się w nim swobodnie (był tam milion razy – w końcu Karwat to jego przyjaciel, więc możemy przypuszczać, że widują się często), w czym pomagają mu opary alkoholu, a także świadomość, że Karwat jest jego przyjacielem i na pewno nie miałby nic przeciwko. Kac również „pomaga” w chaotycznym zachowaniu i wypowiadaniu się na różne sposoby.

    OdpowiedzUsuń
  4. Astroni/3

    Poprawność stylistyczna, językowa, ortograficzna
    Dziękuję, tej warstwie tekstu poświęcam zawsze bardzo dużo czasu.
    „Ukuł mnie jedynie niesforny lok potraktowany jak nierozerwalny idiom, którego nie można zastąpić np. spadającym kosmykiem, ale kto by się tam czepiał jednego wytartego powtórzenia.”
    - Ten zbitek słów pojawia się bardzo często w różnych tekstach, dlatego i w moim pojawił się automatycznie. Rzeczywiście, nie zwróciłam na niego uwagi.

    Interpunkcja, zapis dialogów, oprawa graficzna
    „Tutaj jest już troszeczkę gorzej. „
    - No właśnie, nie jestem specjalistką od zapisywania dialogów. Przyznaję się do tego, choć uważam, że nie jest tak tragicznie ;) Poza tym WORD czasami żyje swoim życiem, poprawia co mu się podoba, zamienia myślniki, zmienia słowa, nawet jeśli ja coś przywrócę, on i tak zmieni. Dziękuję za cenne uwagi, popracuję nad zasadami zapisu dialogów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kvist

    „Przeszkadzała mi tylko nieco jej hipokryzja – z jednej strony krytykowała Florę za to, że szukała życia u boku przystojnego mężczyzny, a z drugiej sama miała nadzieję, że Karwat ją gdzieś zaprosi.”
    - Jak to kobieta, w jednej chwili krytykuje, w drugiej tego samego chce :D
    „Większe zastrzeżenie budzi częste mieszanie czasów w obrębie jednego zdania.”
    - Lubię też tworzyć długie zdania wielokrotnie złożone :D Ale pracuję nad ograniczeniem tych działań ;)
    „Dialogi zaczynają się od dywizów, a nie półpauz. Słowa, które przedstawiają zachowanie postaci oraz które nie opisują sposobu mówienia, powinny zaczynać się wielką literą. Poza tym liczby w dialogach zapisuje się słownie.”
    - Dziękuję, to dla mnie cenne wskazówki. Popracuję nad tymi tematami.

    Lee Blanck

    Słowa kluczowe
    „Brak punktu za nawiązanie do róży, mało interesujące nawiązanie.”
    - A mnie się spodobał ten pomysł :) Lubię konfiturę z róży i takie nieoczywiste powiązania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nekota Lee

    „Chociaż wszystkie wymogi są spełnione, były momenty, kiedy słowa dialogów były ciut wymuszone właśnie przez słowa kluczowe.”
    - Właśnie tu miałam największy problem. Umieszczanie słów kluczowych w tekście i pisanie właściwie pod nie, okazało się trudnym zadaniem.
    „Dywiz zamiast myślnika rozpoczynający kwestię, na zakończenie kwestii na zmianę dywiz lub półpauza - to również są drobne błędy, o których na dobrą sprawę prawie się nie mówi, ale nie zmienia to faktu, że to wciąż błędy.”
    - Nie upilnowałam WORD-a, który lubi mi zamieniać te znaki. I zdecydowanie muszę przepracować ten temat przy pomocy literatury fachowej :)

    Soturi

    „Róża” też użyta w ciekawym kontekście, jednak po przeczytaniu tekstu musiałam do niego wrócić, by znaleźć ten fragment, dlatego że jakoś mi tej róży mało.”
    - Rzeczywiście, nie pomyślałam, żeby może zrobić coś dłuższego z tej konfitury :)
    „Odejmuję nieco punktów za kilka rozpoczętych wątków, które mi się nieco gryzą i które wymagałyby kontynuacji.”
    - Zabrakło mi miejsca :D
    „Zastanawia mnie jedynie końcówka, kiedy panowie kłócą się na korytarzu, a mecenas Mączyński zaprasza wszystkich, łącznie z Irminą, do swojego gabinetu. Nie jestem pewna, czy w takiej sytuacji w tamtych czasach kobieta zostałaby zaproszona do takiej rozmowy.”
    - Raczej nie zostałaby zaproszona, ale pamiętajmy, że Mączyński zna historię Irminy. To stawia ją, mimo pracy w charakterze sprzątaczki, w trochę innej sytuacji.
    „Miast dywiz dialogi powinny być poprzedzane półpauzami, drobny to błąd, ale warty uwagi na przyszłość.”
    - Muszę nad tym popracować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi i poświęcony mi czas :)
    Udział w tego typu konkursie był dla mnie ciekawym doświadczeniem :)

    Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że katastrofa kolejowa, w której Irmina straciła rodziców, wydarzyła się naprawdę.

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo